Spojrzałem na Akiego, który już dawno spał. Musiałem na chwilę wyjść i
się przewietrzyć. Wziąłem głęboki wdech wpuszczając do płuc chłodne,
nocne powietrze. Spojrzałem na niebo. Księżyc skrył się za kłębami
białych obłoków wędrujących po niebie. Za sobą usłyszałem trzepot
skrzydeł. Nie zareagowałem. Dalej wpatrywałem się w niebo. Zauważyłem,
że z mojego pyska wydobywa się ledwo widoczny obłoczek pary. Naprawdę
dziś zimno. Wbiłem pazury w ziemię aby utrzymać swoje emocje.
- Nie sądzisz, że to nie w porządku? - zapytałem nawet się nie odwracając.
Czułem jak mój głos drżał. Mimo to nie chciałem dać nic po sobie poznać. Sokół nie mógł wiedzieć co teraz przeżywam. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym co było zanim się spotkaliśmy.
- Ledwo co się narodziły i już nie mają ojca. - powiedział Aki a w jego głosie dało się słyszeć smutek.
Nie mogłem w pełni pojąć tego co czują te maluchy ale po części to rozumiałem. Też straciłem ojca jednak stało się to znacznie później.
- Rano pójdę do Invity - powiedziałem spoglądając na ptaka.
Nie wiem na co czekałem. Starałem się znaleźć w jego oczach odpowiedź. Czy to co chcę zrobić jest słuszne? Czy to aby nie za wcześnie?
Aki skinął głową i odleciał. Westchnąłem zrezygnowany i wróciłem do jaskini. Zwinąłem się w kłębek i poszedłem spać.
~~~~~~Rano~~~~~~
Wstałem i przeciągnąłem się. Powoli otworzyłem wciąż zaspane oczy i wyjrzałem na zewnątrz. Słońce również dopiero zaczęło wstawać. Dobrze, dziś zapowiada się długi dzień. Zacząłem biec chcąc szybko sprawdzić wszystkie graniczne tereny watahy. Przy okazji mogłem zażyć trochę ruchu. Zatrzymałem się na chwilę gdy przebiegałem obok lodowej równiny. Swój wzrok skierowałem w stronę znajdującej się tam jaskini. Zamyśliłem się na chwilę po czym pobiegłem dalej. Gdy skończyłem obiegać tereny słońce górowało już ponad lasem. Zapolowałem na zające. Złapałem dwa. Jednego zjadłem sam, drugiego zaś zabrałem ze sobą. Idąc lodową równiną ponownie zadrżałem z zimna, naprawdę nie rozumiem jak można tu mieszkać. Wszedłem do jaskini.
- Hej - powiedziałem do wadery
Samica uśmiechnęła się lekko i odpowiedziała:
- Witaj Rendall.
Obok niej leżały trzy małe futrzane kulki. Położyłem uszy po sobie i zniżyłem nieco głowę.
- Bardzo... bardzo mi przykro z powodu tego co się stało. - powiedziałem niepewnie.
Wadera nic nie odpowiedziała. Odwróciła jednak wzrok spoglądając na swoje szczenięta. Zdaje mi się, że nie powinienem poruszać tego tematu teraz. To chyba faktycznie za wcześnie. Przestąpiłem z łapy na łapę. Zdecydowanie nie radzę sobie w kontaktach z innymi. Nawet jeśli chcę być miły średnio mi to wychodzi. Nastąpiła chwila ciszy aż przypomniałem sobie o zającu, którego upolowałem. Podsunąłem waderze zdobyć i powiedziałem:
- Pomyślałem, że może ci się przydać.
<Invita?>
- Nie sądzisz, że to nie w porządku? - zapytałem nawet się nie odwracając.
Czułem jak mój głos drżał. Mimo to nie chciałem dać nic po sobie poznać. Sokół nie mógł wiedzieć co teraz przeżywam. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym co było zanim się spotkaliśmy.
- Ledwo co się narodziły i już nie mają ojca. - powiedział Aki a w jego głosie dało się słyszeć smutek.
Nie mogłem w pełni pojąć tego co czują te maluchy ale po części to rozumiałem. Też straciłem ojca jednak stało się to znacznie później.
- Rano pójdę do Invity - powiedziałem spoglądając na ptaka.
Nie wiem na co czekałem. Starałem się znaleźć w jego oczach odpowiedź. Czy to co chcę zrobić jest słuszne? Czy to aby nie za wcześnie?
Aki skinął głową i odleciał. Westchnąłem zrezygnowany i wróciłem do jaskini. Zwinąłem się w kłębek i poszedłem spać.
~~~~~~Rano~~~~~~
Wstałem i przeciągnąłem się. Powoli otworzyłem wciąż zaspane oczy i wyjrzałem na zewnątrz. Słońce również dopiero zaczęło wstawać. Dobrze, dziś zapowiada się długi dzień. Zacząłem biec chcąc szybko sprawdzić wszystkie graniczne tereny watahy. Przy okazji mogłem zażyć trochę ruchu. Zatrzymałem się na chwilę gdy przebiegałem obok lodowej równiny. Swój wzrok skierowałem w stronę znajdującej się tam jaskini. Zamyśliłem się na chwilę po czym pobiegłem dalej. Gdy skończyłem obiegać tereny słońce górowało już ponad lasem. Zapolowałem na zające. Złapałem dwa. Jednego zjadłem sam, drugiego zaś zabrałem ze sobą. Idąc lodową równiną ponownie zadrżałem z zimna, naprawdę nie rozumiem jak można tu mieszkać. Wszedłem do jaskini.
- Hej - powiedziałem do wadery
Samica uśmiechnęła się lekko i odpowiedziała:
- Witaj Rendall.
Obok niej leżały trzy małe futrzane kulki. Położyłem uszy po sobie i zniżyłem nieco głowę.
- Bardzo... bardzo mi przykro z powodu tego co się stało. - powiedziałem niepewnie.
Wadera nic nie odpowiedziała. Odwróciła jednak wzrok spoglądając na swoje szczenięta. Zdaje mi się, że nie powinienem poruszać tego tematu teraz. To chyba faktycznie za wcześnie. Przestąpiłem z łapy na łapę. Zdecydowanie nie radzę sobie w kontaktach z innymi. Nawet jeśli chcę być miły średnio mi to wychodzi. Nastąpiła chwila ciszy aż przypomniałem sobie o zającu, którego upolowałem. Podsunąłem waderze zdobyć i powiedziałem:
- Pomyślałem, że może ci się przydać.
<Invita?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz