Menu

Ważne!!!

Prace zakończone i każdy wilk może oglądnąć swój profil!
nowe wilki będą wstawiane po 1-3 góra 4 dni jeśli formularz nie będzie miał błędów! (wybaczcie że czasem trwa to dłużej, ale niekiedy nie mam na to czasu ~Kochana422)

poniedziałek, 30 listopada 2015

Od Klio CD Diablo

Po lekcji poszliśmy z Diablem na polowanie. Ja, zaczaiłam się na zająca. Był niesamowity! Już miałam skoczyć, aż nagle...
 Nim się obejrzałam basior leżał nieco zakrwawiony i cały poobijany, a ja, zostałam z tym sama...
Miałam mętlik w głowie! Nie wiedziałam, co mam zrobić, w końcu nigdy mi się nic podobnego nie przytrafiło.
 Stałam chwilę nie ruszając się, potem podeszłam do niego - był nieprzytomny. Byłam tak bardzo wystraszona, że myślałam, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi. Po chwili postanowiłam działać. Zaciągnęłam go nad wodę (była nie daleko). W końcu zobaczyłam... Lucyfera!
- Lucyfer! Hej! - wołałam, ale on udawał, że mnie nie słyszy, ani nie widzi, więc podbiegłam do niego - Ej, rozumiem, że za mną nie przepadasz, ale tam Twój Przyjaciel leży nieprzytomny, więc może byś mi pomógł! - wtedy poszedł za mną i wypowiedział  nad nim kilka słów, które nie do końca zrozumiałam.
- Dobrze, możesz już iść - poweidział
- Nie! Chcę zostać! W końcu, on uratował mi życie! - wykrzyknęłam
- Więc jeszcze mi mówisz, że to wszystko przez Ciebie!? Tym bardziej, zmiataj stąd! - był najwyraźniej bardzo zły, ale ja nie zamierzałam odpuścić
- Ale... Ja nie mogę! Muszę, Ty nie rozumiesz!
- Musisz, to Ty iść, co Ci zależy? Uciekaj stąd!
- Nie! Proszę... Z resztą, nie możesz mi rozkazać!
- Właśnie, że mogę! Idź już! O co Ci chodzi?! Chcesz, żeby miał spokój to idź! Co Ci szkodzi, he? - po tych słowach odwróciłam się i poszłam...
- Kocham Go... - szepnęłam, a łza spłynęła mi po policzku. Jednak wiedziałam, że nie ma sensu kłócić się z tym... czymś. Najwyraźniej nie przepada za mną...

< Diablo? >

Od Klio CD Rendall'a

Gdy usłyszałam te słowa, jego słowa, zrobiło mi się przykro...
- Ja, nie potrafiłabym żyć bez tego, bez rodziny... - to była prawda. Nie wyobrażam sobie jak można być samym, samotnym. Co prawda, Rendall ma mnie i nie tylko. Ma wielu przyjaciół, którzy go wręcz uwielbiają i mogliby oddać za niego życie. Jedyny problem w tym, że on, nie lubi samego siebie. On nienawidzi siebie, każe siebie za śmierć Diosa, ale tym razem, nie mogę mu pomóc. Nie ja, nie żadne czary, ani nawet mama, to on sam, musi do tego dojść. Ja, mogę z nim posiedzieć nad zamarzniętym jeziorem, mogę go wspierać, pocieszać, ale nie mogę rozwiązać za niego problemu.
- Nie gniewaj się, ja, ja po prostu jestem w rozsypce i czasami... nie wiem co mówię, czy nawet co robię - odparł basior. Westchnęłam, nastąpiła chwila ciszy. Pomyślałam, o tym co tak naprawdę jest problemem i wymyśliłam. Chodzi o to, że tutaj nie było ani grama pożegnania... To jest cały problem!
- A gdybyś tak mógł ostatni raz porozmawiać z Diosem? - spytałam, a on wyjątkowo podniósł łeb i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Wytrzeszczył oczy i...
- W jaki sposób masz zamiar to zrobić? - zapytał, a ja, wiedziałam, że gdyby tylko mógł, to skorzystałby z okazji, gdyż nie zaprzeczył...
 z dobrego sera i na pewno nie za darmo... - odpowiedziałam.
- No nie wiem... W sumie, zrobiłbym wszystko, żeby choć jeszcze jeden raz usłyszeć jego głos, ale... - zaczął się wahać.  Ja sama, pomyślałam, że trzeba by zapytać Neo... Ona, zna się trochę na tej całej magii i szamanach i w ogóle, więc może pomoże nam.
- To... jaka jest Twoja decyzja?

< Rendall? >

EVENT "ANDRZEJKOWY" - ROZTRZYGNIĘCIE!!

W pierwszej kategorii znowu nikt się nie popisał, więc zostawiamy ją w spokoju i przechodzimy do wierszy, gdzie zamieszanie było nie większe niż ostatnio...

 Invita & Aspen

Andrzejkowa noc zapada
W domu ciepło, ogień grzeje,
Bóg się patrzy z nieba,
A gdzieś w cieniu za kominkiem
Gdzie wzrok pana nie dosięga
stoi stolik, na nim ciastka
Pod nim zaś miseczka,
Gdy do domu wraca tata
nic nie widzi,
a pod stołem siedzą dzieci
Wodę woskiem polewają i ciasteczka podkradają
Otwierają po kolei
Wróżby prędko wyskakują
Każdy inną wnet znajduje
Można by tak całą stronę lecz zabawa kończy się
Jeszcze tylko zła historia i do łóżka
No cóż!
Jutro też jest dzień

Alfy & Bety

Już jest wyjątkowy czas,
Kiedy wróżba wita was.
Dzisiaj każdy z was się dowie,
Co go czekać będzie, bowiem:
Kto pojedzie za granice,
Odkrywając okolice?
A kto za mąż szybciej wyjdzie?
I gdzie w życiu kto zajedzie?
Tego dzisiaj się dowiecie,
Jeśli tylko wy zechcecie!

Oczywiście zrobię głosowanie (jak zawsze)

Nikt nie napisał opowiadania, więc tutaj również nie ma co oceniać, ale mam nadzieję, że w następnym evencie (ogłoszę w ten weekend), będziecie brać bardziej udział!


sobota, 28 listopada 2015

Od Rendall'a CD Karo

Przytaknąłem, wziąłem głęboki wdech i zacząłem odczytywać inskrypcje.
- Miłość jest jak spacer podczas bardzo drobnego deszczu. Idziesz i dopiero po pewnym czasie orientujesz się, że przemokłeś do głębi serca.
Uniosłem wzrok spoglądając na ścianę. Wszystkie znaki się zgadzały, nie ma szans abym coś pomylił a jednak... napis wydał mi się trochę dziwny.
- Co o tym sądzisz? - zwróciłem się do Karo
- Nie jestem pewna - powiedziała samica jakby trochę zmieszana.
Jeszcze raz spojrzałem na ścianę.
- Może pójdziemy... - zacząłem ale przerwał mi potężny grzmot.
Spojrzałem w stronę wyjścia. Deszcz lał niemiłosiernie. Wyglądało to trochę jak oberwanie chmury chodź nie do końca. Nastąpił błysk i kolejny huk.
- Może jednak nie pójdziemy. - stwierdziłem
Usiadłem wpatrując się w ciemne niebo. Krople deszczu spadały na ziemię z taką siłą, że dźwięk jaki przy tym powstawał zdawał się zagłuszać wszystko inne.Kolejny błysk i zaraz za nim grzmot. Spojrzałem na lodową jaskinię w której siedzieliśmy. Gdybym wiedział, że zastanie nas deszcz raczej zrezygnował bym z przychodzenia tutaj.
- Zdaje się, że będziemy musieli tu zostać do czasu aż skończy się ta ulewa. - rzuciłem niechętnie

<Karo?>

Od Rendall'a CD Klio

Klio szła obok jednak zupełnie nie zawracałem sobie głowy jej obecnością. Wszystkie moje myśli krążyły wyłącznie wokół Diosa. Nie wiem jak mogłem pozwolić temu malcowi odejść w ten sposób, to po prostu nie powinno się wydarzyć. Z początku traktowałem Diosa jak szczeniaka potrzebującego opieki jednak z czasem się do niego przywiązałem. Najbardziej bolało właśnie to, że zacząłem o nim myśleć jak o członku mojej rodziny. Pomyślałem, że ten pokrzywdzony przez los szczeniak mógł by być moim synem i chyba właśnie to był mój błąd. Być może gdybym go nie zaakceptował to wszystko potoczyło by się inaczej i Dios by jeszcze żył. Spojrzałem przed siebie i ogarnęło mnie dziwne przerażenie. Zatrzymałem się nagle. Droga, którą zmierzaliśmy wiodła prosto do jaskini.
- Nie chcę... - szepnąłem - Nie chcę tam teraz wracać. - powiedziałem a wewnątrz poczułem się strasznie bezsilny.
Klio podeszła do mnie i objęła przyjacielsko.
- Nie musisz. - powiedziała cicho
Ledwo powstrzymałem napływające mi do oczu łzy.
- Może pójdziemy nad jezioro? - zapytała wadera
Skinąłem przytakująco głową i powłóczystym krokiem podążyłem za samicą. Usiadłem na brzegu wbijając puste spojrzenie w taflę delikatnie falującej wody. Nagle w wodzie tuż obok mojego spostrzegłem drugie odbicie. Klio uśmiechnęła się lekko. Że też chciało jej się tu ze mną siedzieć. Niezbyt umiejętnie odwzajemniłem uśmiech. Znów spojrzałem na swoje odbicie kładąc uszy.
- Być może ja po prostu nie jestem do tego stworzony - powiedziałem - przecież wiele wilków jakoś radzi sobie bez rodziny.

<Klio?>

poniedziałek, 23 listopada 2015

Od Klio CD Rendall'a

W domu, gdy się obudziłam, pierwsze co zrobiłam, to spytałam:
- Gdzie jest Rendall? - musiałam to koniecznie wiedzieć i to teraz
- Rendall? U siebie, a co? Wszystko w porządku? - mam się zaniepokoiła
- W najlepszym. Idę do niego...
- A co ze śniadaniem?! - krzyknęła za mną, ale bez skutku.
Gdy dotarłam na miejsce zastałam mojego przyjaciela, który nie potrafi się pozbierać po stracie swojego...
- Czy mogłabym pójść z Tobą? - powiedziałam, a on kiwnął głową. Po drodze nazbierałam trochę kwiatków, ale nie były one zbyt piękne, bo wiadomo, zima idzie... W lesie, spotkaliśmy Neo...
- Hej, Neo - pobiegłam do niej - Mogłabyś dać nam bukiet takich pięknych, cudnych  kwiatów, no wiesz, to dla kumpla... - spojrzałam w ziemię, a Neo spojrzała na Rendall'a, uśmiechnęła się i dała nam ogromny bukiet białych kwiatów.
- Proszę, poszłabym z wami, ale, lepiej będzie, jak zrobicie to we dwójkę, w końcu to nie jest wycieczka. Klio, cieszę się, że znowu jesteś z nami - odparła z uśmiechem i poszła. Spojrzałam na basiora, a on nadal był smutny i bezsilny. Tym razem, również był to problem z przyjacielem, ale już z innej półki. Ten problem, był nie do rozwiązania, przez żadne marzenia, magię, czy nawet mnie, mamę, poradzić sobie z tym mógł tylko Rendall. On sam, musi dać radę. Jest to trudne, niemal niemożliwe, ale... On jest silny i ja, w niego wierzę.
 Ruszyliśmy dalej. Do końca drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Jak dotarliśmy, stanęliśmy na wprost grobu. Ja, ułożyłam delikatnie kwiaty, a Rendall, rzucił się na ziemię i zaczął płakać. Odsunęłam się i rozmyślałam o wszystkim. Po chwili basior wstał i podszedł do mnie.
- Powinniśmy już iść - powiedział.
- Jak uważasz - stwierdziłam i poszliśmy. Przez drogę nie rozmawialiśmy dużo. On ciągle myślał o tym wszystkim. Po prostu nie potrafił się z tym pogodzić...

< Rendall? > Przepraszam, że tak długo musiałaś/eś czekać :)

Od Karo CD Rendall'a

Widok ściany lodowej z płaskorzeźbami (czy malowidłami?) mnie zatkał. Basior nagle położył uszy po sobie.
-Nie podoba ci się.-Spytał.
Milczałam jeszcze chwilę, ale potem rzekłam:
-To...takie niezwykłe. Aż zabrakło mi słów. to jest takie piękne, niesamowite. -Wyszeptałam.
Basiorowi widocznie poprawił się humor.
-Umiesz to odczytać?-Spytałam.
-Nie jestem pewny, ale może gdzieś byłby jakiś słownik...-Powiedział.
Rozglądaliśmy się wokół. Kiedy tak chodziliśmy spostrzegłam że pod łapami też mam lodową "podłogę", dziwne ale myślałam że Rendall niezbyt lubi lód...Ale kto to wie, ja np. nie lubię polować, ale czasami robię wyjątki...zresztą to chyba nie moja sprawa. Wracając do rzeczy. Rendall nagle wrócił z wielką księgą.
-To słownik?-Spytałam.
Basior przytaknął. Wtedy zaczął odczytywać...

< Rendall? > Sorki że takie krótkie, ale wena mi gdzieś zniknęła... :'(

Od Diablo CD Klio

Polowanie nie było zbytnio trudne. Lucyfer od dawna mnie tego uczył ,,W razie czego". Wracając do tematu...Kiedy polowałem, spostrzegłem że Klio nie spuszczała ze mnie wzroku. Potem polował Mood. Ja i Klio, podczas jego polowania, rozmawialiśmy. Następnie polowała Klio. dziwna sprawa...ale ja też nie odrywałem od niej wzroku. Poszło jej fantastycznie!!! Pod koniec lekcji wymieniliśmy kilka uwag. Potem Mood poszedł doskonalić swoje umiejętności, a nauczycielka musiała gdzieś iść. Zostaliśmy tylko ja i Klio.
-To co robimy przez resztę dnia?-Spytała.
-Nie mam pojęcia.-Powiedziałem.
-To mamy kłopot, bo ja też nie.-Odparła uśmiechając się.
-To...może spróbujemy polować na własną łapę?-Spytałem.
-Świetny pomysł!-Powiedziała szczęśliwa.
Poszliśmy w głąb lasu. Nagle spostrzegliśmy szaraka.
-Klio...chcesz zacząć?-Spytałem.
-Z chęcią.-Odpowiedziała.
Zaczaiła się na zająca. Nagle usłyszałem stukot kopyt saren i jeleni. Całe stado biegło w naszym kierunku! Przeszedł mnie zimny dreszcz. One biegły bardziej w kierunku Klio. Były niecałe 200 metrów od wadery. Ona jednak była skupiona na szaraku. Musiałem działać! Nie czekałem już ani chwili. Ruszyłem w kierunku Klio. Odepchnąłem ją na bok i w niecałą sekundę stado saren mnie przewróciło i stratowało. Po minucie jednak nie było już po nich śladu. Ja natomiast leżałem poobijany i lekko zakrwawiony. Spojrzałem na Klio i...urwał mi się film. Nie wiem co się dalej działo...

< Klio? > Brak weny [*]

środa, 18 listopada 2015

Od Klio CD Diablo

Bardzo zdziwiły mnie odwiedziny Diablo i to na dodatek z Lucyferem... Ale zrobiło mi się od razu lepiej, kiedy usłyszałam przeprosiny. Uśmiechnęłam się i patrzyłam, jak przechodzi przez portal.
- To co robimy? - zapytał po chwili Diablo, a ja zastanowiłam się przez chwilę
- Kompletnie nie mam pojęcia - odpowiedziałam.
- No to mamy problem, bo ja też nie - odparł i spojrzeliśmy na siebie. Nastąpiła chwila ciszy, po czym mama zawołała:
- Klio! Mamy przecież lekcje! - dopiero wtedy sobie przypomniałam
- Diablo, przecież są dzisiaj zajęcia! Zupełnie zapomniałam! - powiedziałam, a basior skinął głową i poszedł za mną.

~~~~ Podczas zajęć ~~~~

- Świetnie, dzisiaj zajmiemy się polowaniem - powiedziała, a Diablo uśmiechnął się. Zaria na chwilę spojrzała na małą Astrę, która była pod opieką Aurory - opiekunki szczeniąt. Gdy znowu jej wzrok zapadł na nas oznajmiła:
- Dobrze, myślę, że każdy z was wie mniej więcej na czym polowanie polega, prawda? Zacznijmy od tego, że trzeba skupić się w 100 procentach na ofierze - zdobyczy. Kto chce zaprezentować? - spytała, a zgłosili się Mood i Diablo, ale ten mój braciszek zawsze wszystko prezentuje, więc mama wybrała Diablo. Według mnie, on jest w tym świetny! Poszliśmy głębiej do lasu i szybko znaleźliśmy zająca. Basior przygotował się i gdy wyczuł odpowiedni moment rzucił się w pogoń za ofiarą. Po chwili przyniósł w pysku upolowanego zwierza.
- Bardzo dobrze! Genialnie! Kto następny? Mood? - pochwaliła go, a brat chwilę potem polował na zająca. Teraz ja czekałam na swoją kolej.
Dzisiejsze zajęcia były naprawdę bardzo ciekawe.

< Diablo? >

wtorek, 17 listopada 2015

Od Aurory CD Nex'a

Położyłam uszy po sobie. Zrobiło mi się żal wilka. Nie podoba mi się jego tok myślenia. Nie chcę aby tak myślał.
- A wataha? - zapytałam nagle
Samiec spojrzał na mnie pytająco.
- No chyba jest jakiś powód dla którego dołączyłeś właśnie do tej watahy.
Basior pokręcił przecząco głową mówiąc przy tym:
- Nie bardzo.
Wydęłam poliki w geście niezadowolenia. Odniosłam wrażenie kompletnego braku współpracy ze strony Nex'a.
- No ale przecież tak nie może być. - stwierdziłam - Te wszystkie zapierające dech w piersi miejsca, te niebanalne osobowości jakich nie mieliśmy okazji jeszcze poznać. To wszystko ma sens a więc dlaczego twierdzisz, że w twoim przypadku jest inaczej?
Basior nic nie odpowiedział. Zamyśliłam się na chwilę. Może to po prostu nie jest najlepszy temat do rozmowy. Lepiej będzie jeśli zmienię temat.
- Pobawimy się? - zapytałam z uśmiechem jednoczenie zamiatając ogonem po ziemi.
- Pobawić się? - powtórzył Nex.
Pokiwałam przytakująco głową.
- Na przykład w chowanego. - powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy - Ja się chowam a Ty szukasz, co Ty na to?

< Nex? >

Od Rendall'a CD Karo

- No dobrze - zgodziła się po chili wadera
Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem czy aby na pewno nie podgląda. Skoro wszystko było w porządku mogliśmy ruszać w drogę. Miejsce do którego zmierzaliśmy znalazłem przypadkiem. Po tym co spotkało Diosa chciałem zostać sam. Odseparować się na jakiś czas od wszystkich dlatego też zacząłem szukać sobie jakiegoś ustronnego miejsca. Gdy już jednak je znalazłem szybko zdałem sobie sprawę, że potrzebuję czegoś zupełnie innego. Jak nigdy potrzebowałem towarzystwa. W każdym bądź razie skoro już i tak znalazłem to miejsce to czemu by komuś go nie pokazać.
- Daleko jeszcze? - zapytała po jakiś dwóch godzinach marszu Karo
Uniosłem głowę aby spojrzeć na dzielący nas od szczytu paw dystans
- Na pewno ponad połowę drogi mamy już za sobą. - odparłem
Samica westchnęła ale ruszyła dalej za mną. Co jakiś czas spoglądałem czy aby na pewno nie podgląda jednak co mnie zdziwiło wcale tego nie robiła. Ja raczej już dawno otworzył bym oczy. Nie lubię niespodzianek, poza tym wolę wiedzieć dokąd idę. W końcu dotarliśmy na miejsce. Jeszcze tylko kawałek i będziemy tam gdzie trzeba. Stanęliśmy w końcu u podnóża szczytu. Teraz już tylko kilak minut i będziemy tam gdzie trzeba. Teraz musiałem odnaleźć jedynie to niewielkie przejście. Nie było to zbyt proste gdy wszystko dookoła pokrywał śnieg ale w końcu je odnalazłem. Gdy weszliśmy do wnętrza niewielkiej jaskini przed nami ukazała się sporych rozmiarów lodowa ściana pokryta różnymi wzorami. Wyglądało to jak lodowe płaskorzeźby albo jakieś malowidła.
- Możesz już otworzyć oczy - powiedziałem z uśmiechem
Wadera wlepiła wzrok w lód nic nie mówiąc. Położyłem uszy po sobie. Brak jakiegokolwiek słowa z jej strony sprawił, że trochę się zmieszałem.
- Nie podoba ci się? - zapytałem niepewnie

<Karo? >

Od Nex'a CD Aurora

-Woda... - nie dokończyłem, moje żywioły nie pasują do siebie.
-I...? - Zapytała wadera.
-Strach... Wodę dostałem gdy miałem kilka dni, próbowali mnie podtopić ale przez mój pierwszy żywioł nie wyszło im.
Nie odpowiedziała na to, uśmiechnęła się lekko. Nic nie mówiąc.
-Wiem dziwne, a nawet bez sensu prawda? Jak całe moje życie.
-Dlaczego? Nie może być aż tak źle.
-Jest aż tak źle.

<Aurora? Wybacz że krótko>

niedziela, 15 listopada 2015

Od Karo CD Rendall'a

Złe wspomnienia z przeszłości (co prawda do niczego nie doszło, tylko zgładziłam (zabiłam) napastnika) , nie dawały mi spokoju.
-Wybacz moją reakcję.-Przeprosiłam basiora.
-Nic się nie stało.-Przyznał.
Nastała chwila ciszy, którą przerwałam słowami:
-Przyjdę jutro, obaczyć jak się czujesz.
Basior się uśmiechnął. Po chwili rozeszliśmy się do siebie. Po powrocie, zjadłam resztę owoców i jagód. Trochę popływałam i poszłam spać. Rendall od kiedy dowiedział się o śmierci Diosa był dość przybity, ale jakoś (trochę) się pozbierał. Ja ni wiadomo czemu, ostatnio czułam się dobrze i tak...powiedzmy że jeszcze przed śmiercią Diosa coś dodawało mi skrzydeł. Praktycznie od kiedy tu dołączyłam, czułam się znacznie lepiej niż kiedyś. Nie wiedziałam jednak co to powodowało. Po chwili rozmyśleń, usnęłam. Kiedy się obudziłam. Był już ranek. Zjadłam coś, popływałam i poszłam kierunku jaskini kawalerów. Aki spał jeszcze koło Rendall`a. Basior patrzył na mnie.
-Witaj.-Przywitałam się od progu.
-Cześć Karo.-Przywitał mnie.
-Jak się czujesz?-Spytałam.
-Na razie dobrze.-Odpowiedział.-Jeszcze dwa, trzy dni i wrócę do pełni sił.-Powiedział.
Uśmiechnęłam się. Nagle przypomniało mi się że przyniosłam coś Rendall`owi. Wyciągnęłam zza siebie zająca. Ta długo uszata menda zjadłam moje jagody.
-Przyniosłam Ci coś na śniadanie. Smacznego!-Podałam basiorowi zająca.
-Dziękuje, ale...przecież nie miałaś...-Nie dokończył.
-Wiem, ale... zjadł moje jagody i ukradł moje śniadanie na najbliższy miesiąc, a takich to złodziejów w lesie nie potrzebuję.-Powiedziałam.-Ale...obiecuje że już więcej nie będę dobijać zwierząt.-Dodałam.
Basior się uśmiechnął i zaczął jeść. Po śniadaniu, postanowiliśmy się przejść, nad najbliższy strumyk. Po drodze trochę rozmawialiśmy, a potem Rendall postanowił mnie gdzieś zaprowadzić pod warunkiem że...po drodze będę miała zamknięte oczy...


< Rendall? > To gdzie chcesz mnie zaprowadzić? xDDD

Od Diablo CD Klio

Było mi wstyd za Lucyfera. W jaskini zrobiłem znalazłem go w cieniu.
-Zadowolony?-Spytałem z wyrzutem.
-Tak, mówiłem Ci że nienawidzę innych wilków.-Powiedział.
-Trudno, ale z Klio musisz się pogodzić, jasne?-Spytałem.
Demon przewrócił oczami.
-Zgoda, ale jednak będzie ode nie na GIGANTYCZNYM dystansie.-Powiedział.
-A jutro idziesz ją przeprosić. Wystraszyła się. Z resztą po jakiego na nią krzyczałeś? Mogłeś powiedzieć że już wszystko okej. Z resztą nie każdy jak ja, zna się na demonach.-Robiłem mu wyrzuty.
-Zgoda, a z resztą skąd mogłem wiedzieć że kogoś przyprowadzisz?-Spytał.
Zapadła chwila ciszy.
-Dobra, koniec z kłótnią.-Podsumował.-Jutro ją prze..prze...prze...-Zaciął się.-Przeproszę.-Wydusił w końcu z siebie.
Uśmiechnąłem się lekko.
-A teraz może skoczymy do świata demonów?-Spytałem.
-Zgoda!-Wykrzyknął z radością.
Otworzył portal. Przemieniłem się w demona. Skoczyliśmy przez portal. Wróciliśmy około drugiej w nocy. Zjedliśmy coś i poszliśmy spać. Rano poszliśmy d Klio. Lucyfer szedł obok mnie ze spuszczoną głową. Kiedy stanęliśmy przed jaskinią. Ojciec Klio spojrzał na mego towarzysza dość...zaskoczony.
-A to, to...kto?-Spytał mnie.
-To Lucyfer, mój towarzysz. Przyszedł przeprosić Klio.-Odpowiedziałem.
-Aha...w każdym razie. Muszę iść. Klio zaraz do was przyjdzie.-Powiedział i gdzieś poszedł.
Minutę później wyszła Klio. Była zdziwiona widokiem Lucyfera. Mój towarzysz przeprosił ją i przeszedł przez portal. Potem zostaliśmy z Klio sami.
-To...co robimy?-Spytałem.
<Klio?> Weny brak ... [*]

Od Klio CD Diablo

Gdy zobaczyłam Lucyfera trochę się przeraziłam. Jednak wyobrażałam sobie... No, w kadym bądź razie coś innego...
- Cześć - powiedziałam niepewnie - Jak się czujesz?
- Dlaczego miałbym czuć się źle?! - wykrzyknął ze złością, a ja spojrzałam z nadzieją na Diablo.
- Lucyfer! Przestań marudzić! Nie pamiętasz, jeszcze dzisiaj rano czułeś się źle... - rzucił w jego stronę spojrzenie, którego nie rozumiem... Lucyfer wybuchł śmiechem, a potem spojrzał się, to na mnie, to na Diablo i kiwnął głową.
- Idźcie już i nie przejmujcie się mną - odparł, odwrócił się i poszedł do cienia. Gdy wyszliśmy z jaskini zapytałam Diablo:
- Czym jest Lucyfer?
- On... Porozmawiajmy o tym kiedy indziej. Przepraszam za niego on... - tłumaczył się
- Spokojnie, przecież nic się nie stało. A teraz, gdzie idziemy?
- Nie mam pojęcia, chociaż, wiesz, pozwolisz, że pójdę już do domu? Chciałbym porozmawiać z Lucyferem... - przyznał
- Pewnie! Ale, nic się nie stało? - byłam zaniepokojona
- Nie! Absolutnie, tylko... Spotkajmy się jutro, dobrze? - spytał
- Oczywiście, nie ma problemu - uśmiechnęłam się. Diablo pożegnał się i pobiegł do swojej jaskini. Bałam się, że zrobiłam coś nie tak, albo uraziłam kogoś... Nieważne, poszłam jeszcze na to spotkanie towarzyszy, żeby dołączyć do zabawy. Nie było już tam tak dużo zwierząt, ale zastałam jeszcze Nyrasa. Opowiedziałam mu i rodzince o wszystkim...
- Nie martw się, przecież nic się nie stało, sama przyznałaś - pocieszał mnie Nyras, a ja westchnęłam...
- No tak, ale...
- Zmykaj do domu, bo rodzice będą się martwić - powiedziała Ksenia. Poszłam więc do domu i szybko zasnęłam...

< Diablo? >

piątek, 13 listopada 2015

KONIEC ANKIETY!

Nasza ankieta dobiegła końca. Podobnie i halloween, więc za moment ogłoszę kolejny event!

Wyniki ankiety pokazują, że bardziej podobał się wiersz Karo & Diablo!!!
Gratuluję, wasza nagroda, to 150AM, które dzielę po 75AM na wilka :)
Pozostałe wilki dostają po 10AM za wzięcie udziału w Event'ach.

A już teraz...

OGŁASZAM NOWE ANDRZEJKOWE EVENT!
WIĘCEJ INFORMACJI W ZAKŁADCE!
ZAPRASZAM DO WZIĘCIA UDZIAŁU, BO NAPRAWDĘ WARTO!


P.S. Nie wiem co dzieje się z xat'em. Mi również nie działa... Nie jestem specem, więc wątpię, że uda mi się coś z tym zrobić, ale na razie poczekajmy chwilę... :(

W ogóle, dzisiaj PIĄTEK13-GO!! Ja, urodziłam się trzynastego, więc tylko szczęście :)

Od Rendall'a CD Klio

Cała ta zaistniała sytuacja trochę mnie przytłoczyła. Ciesze się, że dziewczyny wróciły do domu ale Dios... nie potrafię przestać o tym myśleć. Gady tylko zamknę oczy mam przed oczami wizję jego drobnego, pozbawionego życia ciałka. Nie za bardzo mogę spać więc ciesze się, że chociaż jeden problem mamy z głowy.
- Rendall - usłyszałem cichy głos zaraz przy moim uchu.
Spłoszony spojrzałem na stojącego obok Aki'ego. Tak, ostatnimi czasy jestem trochę nerwowy, chodź to pewnie tylko przez to zmęczenie.
- Powinniśmy już iść. - powiedział sokół wskazując na śpiącą Klio.
Skinąłem przytakująco głową i skierowałem się do wyjścia. Zanim jednak wyszedłem na mojej drodze stanął Nyras.
- Powinieneś trochę odpocząć. - powiedział wilk
Położyłem uszy po sobie. Doskonale o tym wiem jednak nie potrafię.
- Postaram się - powiedziałem z lekkim uśmiechem aby uspokoić basiora.
Nyras odwzajemnił uśmiech a ja mogłem się spokojnie oddalić. Niemal całą drogę do jaskini byłem zapatrzony w niebo. Nawet światło gwiazd wydawało mi się jakieś blade.
- Hej Aki... - zacząłem niepewnie - Czy ja przynoszę jakiegoś pecha?
Ptak zniżył lot i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Jeśli przynosił byś pecha to pewnie dawno bym nie żył. - stwierdził rozbawiony.
- To nie jest zabawne - warknąłem zły.
Sokół wzleciał nieco wyżej i nie spoglądając na mnie nawet na chwilę powiedział:
- Przepraszam.
Po tych słowach zrobiło mi się źle. To ja powinienem przeprosić a nie on. Dlatego też to zrobiłem. Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie. Po powrocie do jaskini natychmiast się położyłem. Zasnąłem dość szybko jednak nie obyło się bez gwałtownej pobudki w nocy. Te koszmary, które mnie ostatnio nawiedzają są naprawdę męczące. Budząc się rano stwierdziłem, że nie jestem całkowicie wypoczęty jednak zmęczenie było jakby mniej odczuwalne. Usiadłem przed jaskinią gapiąc się na falujące pod wpływem wiatru drzewa. Zacisnąłem zęby przypominając sobie jeszcze niedawno wbiegającego w ten las Diosa.
- Może powinieneś do niego iść? - zaproponował mój towarzysz
Spojrzałem na niego zdziwiony więc ptak dodał:
- Myślę, że to może ci pomóc.
Niezbyt chętnie ale się zgodziłem. Mam poważne obawy dotyczące tego czy przypadkiem się wtedy nie rozkleję. Poszedłem jednak. Przy pomocy moich umiejętności udało mi się stworzyć niewielki bukiet kwiatów. Niestety były sztuczne, moja moc nie obejmuje rzeczy żywych więc to musiało mi wystarczyć. Z tą małą wiązanką udałem się w stronę grobu Diosa.
- Rendall - usłyszałem dobrze mi już znany radosny głos.
Uśmiechnąłem się lekko na widok Klio i jej dobrego humoru. Wyglądało na to, że szybko udało jej się pozbierać po tym porwaniu. Poza tym już wczorajszego wieczora wydawała mi się dość radosna.
- Co robisz? - zapytała
- Nic ważnego - odparłem zmieszany
- To dokąd niesiesz te kwiaty?
Speszyłem się nieco i mimo początkowego braku odpowiedzi w końcu wydusiłem to z siebie.
- Idę odwiedzić Diosa.

< Klio? >

czwartek, 12 listopada 2015

Od Mala- Tajemnicze miasta- Miasto stu i jednego księżyca cz.1

Uderzyłem o twardą ziemię. Gdy się podniosłem nie byłem pewien czy jestem w mieście. Stałem na środku dziedzińca i wpatrywałem się w oczy jakiejś wilczycy. Lekko przerażony cofnąłem się o krok. Wilczyca miała brązowe futro i jasno niebieskie oczęta. Oblała się rumieńcem, podobnie zresztą ja.
-Stary co jest grane?-odezwał się Maro, który właśnie podnosił się z ziemi. Obróciłem się do niego. Brązowa wadera podobnie. Spłoszona jego wyglądem schowała się za mnie co było dziwne.Gdy koń się podniósł zarył kopytem po ziemi i pokręcił głową.Następnie otworzył swoje czarne jak smoła oczy. W tym momencie postąpił krok do tyłu.
-Eee...-zaczął
-Co? Że ona?-spytałem
-Nie. Ooo-odwróć s-się.- zrobiłem jak poprosił i zaszczekałem z przerażenie, a wilczyca aż podskoczyła i także spojrzała za siebie. Stała tam żywa mumia wilka z dziwną czapą na głowie. Wadera pobledła. Mumia naprężyła się do skoku. Maro stanął dęba i zaczął biec stając co jakiś czas żeby spojrzeć na sytuację i poczekać na mnie. Ja zareagowałem szybko. Chwyciłem ją za obrożę czy co to tam było i pociągnąłem za sobą. Widziałem tylko jak mumia rzuca się na nas, a my w ostatniej chwili uciekliśmy spod jej łap. Biegliśmy jeszcze przez długi czas, aż w końcu zobaczyłem jasne światło . Pierwszy przez wejście wypadł Maro, który był przed nami o jakieś 20 metrów. Następnie wyrzuciłem przez nie waderę. Na wejście zaczęła powoli spadać kamienna płyta. Gdy chciałem wyskoczyć za próg chwyciła mnie mumia. .Upadłe w połowie za wyjściem gdzie chwyciła mnie wadera i ciągnęła w swoją stronę. Mumia miała dużo więcej siły. Gdy ściana dotykała moich pleców. Zaparłem się żeby ta kupa bandaży nie wciągnęła mnie z powrotem do piramidy. Wtedy rozjaśniło mi się w głowie. No jasne czemu wcześniej nie pomyślałem. Machnąłem trzy razy ogonem i w niewidocznym już wnętrzu piramidy coś głośno kichnęło, a ja wypadłem spod zsuwającej się ściany, ledwo unikając zgniecenia. Odetchnąłem z ulgą. Siedzieliśmy na gorącym piasku przez dłuższą chwilę, aż w końcu odezwała się wilczyca:
-Dzięki za ratunek.
-Nie ma sprawy- odparł Maro.-Mal to twój świat?
-Czy ja mówiłem ci o mumiach?- spytałem ironicznie.
-Nie- odparł.
-A więc ty jesteś Mal, a ty..?-odezwała się wadera.
-Maro-prychną przyjaźnie koń.
-Ja jestem Miliam- odpowiedziała.- Chodźcie, bo daleka droga do mojego obozu.
Wstałem i ruszyłem za nią.Szliśmy przez pustynię długi czas. Ja, wychowany na lodzie i śniegu, padałem po jednym kilometrze. Podobnie zareagował Maro. To jeszcze daleko. Wiedziałem to.
-Tu- zawołała Mil. popchnęła nas w stronę góry. Wspięliśmy się ostatkami sił i w dali ujrzeliśmy piękną oazę.
-Teraz to naprawdę niedaleko- powiedziała. Poszliśmy w jego stronę. Z daleka bił od obozu dziwny niepokój.
-Czujecie to?- spytałem zaciągając się powietrzem.
-Co?-spytała dwójka moich przyjaciół.
-Już ni. Zdawało mi się tylko-powiedziałem. Ja jednak wiem, że mam nosa do takich spraw. sabotaż czuję na odległość, a nienawiść i kłamstwo jeszcze lepiej.Ktoś kłamał i szantażował kogoś.  Ale że nikogo tu nie znam, a z tak daleka nie widzę twarzy. Gdy doszliśmy do obozu, w jego "centrum" rozlegał się miły głos opowiadający dziwną historię.
-Hej- Zawołała Mil.
-Milla- zawołały chórem wilki siedzące przy mile ciepłym ognisku, oświetlającym ziemię szarzejącą przy świcie zmieszchu.
-Siadajcie, właśnie zaczynałam mówić o piramidzie Acheopsa.-zaczęła biała wilczyca siedząca nad wszystkimi.
-Mal, Maro to jest Agara, nasza przywódczyni i zarazem największy archeolog na tym świecie- powiedziała dźwięcznie Miliam.
-Kto? Areogokog? - prychnął zdziwiony Maro.
-A wy co z innego świata, że tego nie wiecie?- szczeknął nagle jakiś wilk.
-Trafiłeś w dziesiątkę- odszczekałem. Wszyscy wpatrzyli się w nas jak w duchy...

Od Diablo CD Klio

Patrzyłem chwilę na waderę po czym powiedziałem:
-Jeśli będziesz chciała to będziemy mogli iść go odwiedzić wieczorem.-Powiedziałem.-Pod warunkiem że...się nie wystraszysz.
-Z chęcią go odwiedzę.-Odpowiedziała z uśmiechem.
-No...dobrze.-Powiedziałem odwzajemniając uśmiech.-Ale może najpierw pójdziemy popływać gdzie indziej?-Spytałem.
-Z chęcią.-Odrzekła.-Ścigajmy się!-Krzyknęła.
Ruszyła przodem. Po chwili jednak ją dogoniłem i przegoniłem. Na mecie jednak byliśmy równo, w tym samym czasie. Pływaliśmy, bawiliśmy się, chlapaliśmy itp. itd. Potem zaczęło się ściemniać.
-To co idziemy do tego...?-Spytała.
-Lucyfera.-Powiedziałem.-No...dobrze.-Dodałem.
Ruszyliśmy powoli. Kiedy dotarliśmy do celu, naszym oczom ukazał się Lucyfer. Mina Klio była bezcenna.
-Cześć Lucyfer.-Powiedziałem do mego towarzysza.
-Witaj panie, no i jak widzę pani.-Odrzekł.
Nastała chwila ciszy. Przerwałem ją, słowami:
-Lucyfer to Klio. Klio to mój towarzysz, Lucyfer.-Przedstawiłem ich sobie.
Klio po chwili...

< Klio? > Brak weny ;-;

Od Rendall'a CD Karo

Spojrzałem na waderę zdziwiony. Coś mi tu nie pasowało.
- Czy to czasem... no wiesz, nie kłóci się z twoimi przekonaniami?
- W pewnym stopniu - powiedziała samica uciekając gdzieś wzrokiem
W pewnym stopniu? Co to za wymijająca odpowiedź? Westchnąłem zrezygnowany. Byłem zbyt słaby aby się chociażby zdenerwować.
- Karo... proszę, nigdy więcej nie rób nic przeciwko sobie.
Samica skinęła przytakująco głową. Uśmiechnąłem się lekko. Skoro już to zrobiła nie mogę pozwolić aby jej poświęcenie poszło na marne.
- Chętnie coś zjem. - powiedziałem.
Po chwili przede mną leżał sporych rozmiarów jeleń. Przyjrzałem się mu i skierowałem zdziwiony wzrok na samicę. Wygląda na to, że życie nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Nie pomyślał bym, że w takim ciałku może drzemać tyle siły. No ale w sumie nie mi to oceniać. Bez większego przeciągania zabrałem się za jedzenie. Szybko poczułem się pełny chodź zjadłem mniej niż zazwyczaj. Powoli się podniosłem. Łapy trochę mi drżały, byłem osłabiony ale mogłem spokojnie ustać.
- Co robisz? - zapytała Karo
- Nie chciał bym za bardzo wykorzystywać twojej dobroci. - stwierdziłem z lekkim uśmiechem - Powinienem wrócić do siebie.
- Wcale nie wykorzystujesz. - stwierdziła wadera, wydawała mi się lekko czerwona.
Zrobiłem kilka kroków w stronę wyjścia.
- Mogę mieć jeszcze jedną prośbę? - zapytałem - Odprowadziła byś mnie do jaskini? Nie jestem jeszcze w pełni pewien swoich sił. Przynajmniej do czasu aż nie spotkamy Aki'ego.
- Nie ma sprawy - powiedziała Karo z uśmiechem
Odwzajemniłem ten gest i razem z samicą ruszyliśmy w stronę jaskini Kawalerów. Jakieś sto metrów przed jaskinią usłyszałem przerażony głos Aki'ego.
- Rendall, co ci się stało? - powiedział lądując tuż przed nami.
Położyłem uszy po sobie i z niewinnym uśmiechem odpowiedziałem:
- To tylko drobny wypadek.
- Te rany nie wyglądają jak po DROBNYM wypadku - stwierdził z naciskiem sokół.
No i co ja z nim mam? Przecież nic mi nie jest? Chodzę, mówię więc o co ta cała afera? Może to nie wygląda najlepiej ale to był tylko jeden człowiek. Jak ja mam mu to wytłumaczyć? Bez słowa wyminąłem Aki'ego. Szybko jednak się zatrzymałem przypominając sobie o Karo. Skoro jest tu mój towarzysz nie ma potrzeby aby szła dalej. Zwróciłem się w stronę wadery z uśmiechem:
- Dziękuję, dalej Aki mi pomoże.
- Nie ma za co - odpowiedziała samica
- Oczywiście, że jest. - stwierdziłem - Czuję, że miałem naprawdę profesjonalną opiekę.
Samica znów jakby poczerwieniała. Zbliżyłem się do niej kładąc łapę na czoło.
- Co robisz? - odsunęła się jak poparzona.
Byłem trochę zaskoczony jej reakcją.
- Jesteś cała czerwona więc pomyślałem, że sprawdzę czy nie masz przypadkiem gorączki. - wyjaśniłem.

< Karo? >

środa, 11 listopada 2015

Od Klio CD Aurory

Gdy Aurora powiedziała, że uciekamy zdziwiłam się, myślałam, że to tylko sen, a jednak, to było naprawdę. Gdy chcieliśmy pobiec, spojrzałam na Vane'a, a on powiedział:
- Hej, śliczne, lepiej tędy, bo tam, was przyłapią - powiedział i wskazał na wyjście boczne. Odchodząc powiedziałyśmy mu tylko krótkie:
- Dzięki - on uśmiechnął się i kazał nam szybko znikać. Byłam zaskoczona, ale jeszcze bardziej szczęśliwa. Podczas naszego biegu spojrzałam na Aurorę, a ona uśmiechnęła się. Po pewnym czasie, byłyśmy już na tyle daleko, że mogłyśmy przestać biec. Zapytałam Aurorę:
- Jak to właściwie było? - ona zaśmiała się oraz odpowiedziała:
- On... właściwie, to czuje się niedoceniony. A w ogóle, to może już lepiej chodźmy, bo będą się o nas martwić - odparła, a ja kiwnęłam głową i poszliśmy dalej. Słońce właśnie zachodziło i patrzyłyśmy na piękny, rozległy widok. Byliśmy już przy mojej... Jaskini Alf, a gdy weszliśmy do środka, byli tam wszyscy! Każdy członek naszej watahy!
- Hej! Coś się stało? - zapytałam, a rodzice rzucili mi się na szyję. Aurora, również została miło przywitana, ale Rendall powiedział:
- Dios nie żyje...
- Jakby nie dość było tego porwania, zniknięcia szczeniąt, to jeszcze śmierć! - wtrącił ktoś jeszcze
- Ale, dobrze, że już jesteście. Później nam wszystko opowiecie, a teraz zjedzcie coś. Na pewno jesteście głodne - powiedziała mama. Usiadłyśmy ze wszystkimi przy ognisku i zjadłyśmy przepysznego dzika. Aurora opowiedziała o całej naszej przygodzie, a niedługo później zasnęłam...
Nie wiem, co działo się później...

< Rendall? Aurora? > Sory, że takie krótkie... 

Od Diosa- Ostatnia chwila - Dios odchodzi

Dzień był okropny! Deszcz, wiatr i tym podobne. Rendalla gdzieś wywiało, więc sam chce spróbować zapolować. Tak! To dzień pierwszego polowania samemu! Ruszyłem truchcikiem przed siebie. Tak szedłem czułem taką przygodę! Ja sam na sam ide by zapolować, kiedyś będe polował na wielkie niedźwiedzie i dziki! Chyba wyszedłem poza tereny watahy, odwróciłem się i przede mną stał wielki wilk, podkuliłem ogon. 
- szczeniak się zgubił? - warknął złapał mnie na kark, zapaliłem się i szybko mnie puścił, zacząłem uciekać, ale jednak stałem w miejscu, złapał mnie za kark tym razem mocniej ze zacząłem piszczeć z bólu i przerażenia. Nie mogłem sie zapalić, ani strzelić ogniem... nic. Weszliśmy tereny watahy złotych myśli. I... chap! 
To koniec żyłem tylko 6 miesięcy, moim mordercą był ktoś poza watahy... czy ktoś się dowie, że moje ciało jest porzucone przy granicy? A mordercy się upiecze czy jednak nie? Sam nie wiem... 

<Tak kończe z tą watahą >



Wszystkiego naj !!!

Zakaz kopiowania
Narysowała- Kochana422

Wszystkiego naj z okazji Dnia Niepodległości!

                                                        Życzy
                                                    Rodzina alf, Tolleris
                              i Kochana422                    

poniedziałek, 9 listopada 2015

Od Karo CD Rendall'a

Byłam przerażona! Rendall osunął się na ziemię i chyba zemdlał. Z jego pyska coraz szybciej zaczęła płynąć krew. Stałam skamieniała i przerażona. Po chwili jednak się otrząsnęłam. Musiałam działać. Musiałam i to szybko! Niecałe trzy metry ode mnie leżała jakaś tkanina, o dziwo była czysta. Szybko ją podniosłam i zatamowałam krew. Wiedziałam że na obudzenie go mam małe szansę, więc postanowiłam przenieść go w chłodniejsze miejsce. Na szczęście niedaleko znajdowała się moja jaskinia. Było tam trochę chłodnych, niekiedy i lodowatych miejsc (ale ciepłe i gorące też były!) oraz źródło krystalicznie czystej wody. Z trudem podniosłam basiora. Biegiem ruszyłam w kierunku mej jaskini. Po niecałych pięciu minutach byłam na miejscu. Rendall`a położyłam w najchłodniejszym (ale nie lodowatym) miejscu. Wzięłam liść w kształcie dzbanka, nalałam do niego około 10 litrów wody ze źródła. Podeszłam z nią do basiora. Przemyłam ranę i część krwi znajdującej się na pysku Rendall`a, szmatką. Potem usiadłam obok niego. Nie wiedziałam co dalej robić. Patrzyłam na niego z dobrą godzinę, w końcu jednak zrozumiałam że musi odpocząć. Wyszłam z jaskini. Wiedziałam że dopóki ktoś wyczuje woń wilka, nie zbliży się do mego domu. Pobiegłam na łąkę. Chociaż byłam przeciwna zabijaniu zwierząt...tym razem musiałam to zrobić. Dla Rendall`a. Wiem jak to brzmi, ale musiałam, w końcu to przeze mnie jest ranny. Nagle przede mną przebiegł jeleń. Wielki, co ja mówię...GIGANTYCZNY. Przewrócił mnie i śmiał się szyderczo.
-Haha...głupi wilk.-Szydził.
Skoro już musiałam zabić jeleni, to wybrałam tego. Takich mend w lesie nie potrzeba, wstałam, ruszyłam za nim i zabiłam tę koszmarną bestię. Martwy i zakrwawiony mógł przykuć uwagę innych drapieżników. Od razu zataszczyłam go do mego domu. Na szczęście nie przyciągnął uwagi nikogo. Kiedy byłam na miejscu Rendall nadal spał, więc go nie budziłam. Przemyłam jedynie krew z jego pyska, a następnie z jelenia. Nazbierałam też trochę jagód i innych owoców. Po chwili postanowiłam się również położyć. Zasnęłam dwa metry od basiora i trzy metry od źródełka. Zasnęłam. Kiedy się obudziłam był już ranek. Wstałam jak oparzona, na szczęście nic do jedzenia było nietknięte. Odetchnęłam z ulgą. Rendall`owi już nie ciekła krew. Podeszłam do niego. Lekko go szturchnęłam.
-Wstawaj, szkoda dnia.-Powiedziałam z uśmiechem.
Basior otworzył oczy, leżał. Rozejrzał się wokół. Nie okazywał bólu, ale widziałam że cierpi.
-G-gdzie jestem?-Spytał lekko skołowany.
-W mojej jaskini.-Odpowiedziałam.
Rendall patrzył na mnie. Po chwili spytał:
-Jak się tu znalazłem? I co się właściwie stało?
-Chyba zemdlałeś. Przeniosłam cię tutaj.-Znów odpowiedziałam.-Strasznie mnie przestraszyłeś.-Wypowiedziałam ze szklanymi od łez oczami.
Basior się uśmiechnął i w tejże chwili zrozumiałam jak to musiało zabrzmieć. Zarumieniłam się. Nastała chwili ciszy. Spojrzałam na brudne od krwi bandaże. Rendall chciał już wstać, ale...
-Nie wstawaj. Opatrzę ci ranę i wymienię bandaż, dobrze?-Spytałam.
Basior zerknął na ran, skinął głową. W ciągu 15 minut zmieniłam mu bandaż i ponownie opatrzyłam ranę. Rendall spojrzał na mnie i rzekł:
-Dziękuję, Karo. Za wszystko.-Powiedział uśmiechając się.
-Nie ma za co.-Powiedziałam uśmiechając się i rumieniąc. -Jesteś głodny? Bo złapałam jelenia dla ciebie...

< Rendall? >

Od Aurory CD Nex'a

Skrzywiłam się lekko jednak już po chwili na mój pysk powrócił uśmiech.
- No ale ze mną rozmawiasz - powiedziałam zadowolona
- Po prostu tak jakoś wyszło. - stwierdził samiec
Spojrzałam na samca pytająco przekręcając lekko głowę. Nie bardzo rozumiałam co ma na myśli, no ale nie muszę wszystkiego rozumieć.
- Pójdziemy nad wodopój? - zapytałam
- Może być.
Uśmiechnęłam się szeroko i szturchnęłam lekko Nex'a
- Ścigamy się. - powiedziałam i zaczęłam biec.
Odbiegłam kawałek i odwróciłam się. Po chwili basior zaczął biec. Ponownie ruszyłam przed siebie. Chciałam chodź na początku zdobyć trochę przewagi. Nie jestem jakoś super szybka więc domyśliłam się, że gdybyśmy ruszyli w tym samym czasie skończyła bym daleko z tyłu. Oczywiście nie minęło wiele czasu gdy samiec mnie wyprzedził. Na szczęście nie byliśmy już daleko od wodopoju i moja przegrana nie była aż tak wielka. Zmęczona od razu zamoczyłam pysk w chłodnej wodzie. Wzięłam kilka łyków i z uśmiechem spojrzałam na samca.To wystarczyło aby przywrócić mi energię.
- Tak właściwie to jakie są twoje żywioły? - zapytałam zaciekawiona
Nex spojrzał na mnie ale nic nie odpowiedział. Siedziałam tak chwilę wpatrując się w niego po czym powiedziałam:
- Jeśli nie chcesz mówić to w porządku. - po chwili dodałam jeszcze - Moje to woda i sen.

<Nex?>

sobota, 7 listopada 2015

Od Klio CD Diablo

Poszliśmy z Diablem na pobliskie jezioro. Przez drogę niewiele rozmawialiśmy. Dzisiaj pogoda również zapowiadała się pięknie, ale ja już czegoś się przekonałam o tej pogodzie: Nie można jaj ufać! W końcu dotarliśmy na miejsce. Rozejrzeliśmy się i zobaczyliśmy... naszych towarzyszy! To znaczy, nie tylko naszych, ale wszystkich, czyli byli tam: Adonis, Insignia, Mazda, Nasir przyszedł z Ksenią i Lilly, Sebo z Zeliną, , Aki, Zara... było tam naprawdę dużo naszych przyjaciół.
- Spójrz na to! Co tu się dzieje? - zapytałam zaskoczona
- Nie mam pojęcia - odpowiedział zmieszany, więc natychmiast pobiegłam do Nasira.
- Lilly? Jak ty urosłaś! Nasir, słuchaj, co tu się dzieje? - rozejrzałam się dookoła i znowu spojrzałam na konia
- Jak to, nie wiesz? Acha, Nyras mówił, że teraz ciągle nie ma Cię w domu i pewnie nie miał czasu Cię o tym zawiadomić... No, mamy tutaj spotkanie, ale nie wilków, tylko nas, waszych towarzyszy. Są tutaj chyba wszyscy. Mamy okazję się nawzajem poznać i mamy super zabawę! - odpowiedział Nasir. Rzeczywiście, bawili się przednio. Podeszłam do Diablo...
- Hej, chcesz poznać mojego przyjaciela? Ja, z chęcią poznam Twojego! - wykrzyknęłam z radością, ale Diablo był zmieszany...
- Wiesz, nie ma tutaj mojego... On, źle się chyba dzisiaj czuł i nie mógł... - powiedział
- Och, odwiedzimy go, ale najpierw chodź, poznasz resztę - zaprowadziłam basiora do rodzinki Nasira i do reszty cudownych zwierząt. Zostaliśmy chwilę bawiąc się w wodzie z naszymi przyjaciółmi, aż w końcu, przypomniałam sobie, że mieliśmy pójść do towarzysza Diablo. Szkoda mi go było, że nie może być tutaj teraz z nami...
- Hej, musimy pójść odwiedzić Twojego przyjaciela! Chodź, zaprowadzisz mnie? - zapytałam go
- No... Nie jestem pewien, myślę, że on woli zostać chwilę sam... - odparł Diablo
- No, dlaczego? Proszę, muszę go poznać! Wszystkich już tutaj znam, oprócz niego! - nalegałam, a Diablo spojrzał w niebo - Ale, skoro nie chcesz, to w porządku, poznam go innym razem - uśmiechnęłam się, a on odpowiedział...

< Diablo? >

czwartek, 5 listopada 2015

Od Astry CD Invity

Gdy tata zawołał, spojrzałam na Invitę i odpowiedziałam:
- Bawiłam się, Invita mnie odprowadziła... - tata wytrzeszczył oczy
- Znalazły się? Szczeniaki? - podbiegł do Invity
- Yyyy... One zostały mi... Opiekuję się nimi... One są moje, teraz - odpowiedziała zmieszana
- Ach, szkoda... No cóż, dziękuję za odprowadzenie córki i trzymaj się - tata uścisnął Invitę i szczeniaki.
- Będziemy się jeszcze bawić?  - zapytałam odchodząc
- Oczywiście! - wykrzyknęli, poszłam do jaskini, a tata na koniec szepnął jeszcze coś do Invity. Oni poszli, a my, jak weszliśmy do jaskini mieliśmy rozmowę... Nie wiem, czy będę mogła więcej chodzić na samotne spacerki...

< Invita? >

Od Invity CD Astra

Spojrzałam w niebo. Znów przypomniały mi się moje słodziaki i smutna mina zalała moją twarz. Następnie już z uśmiechem zerknęłam na maluch i rzekałam:
-Oczywiście. Przecież cię tu nie zostawię. Ruszyłyśmy. Po drodze kilka słów i rozmowa. Jednak gdy dotarliśmy do jaksini Alf...
-Atra! Jest ciemno! Gdzieś ty była?!- odezwał się Nyras.

<Astra?>

środa, 4 listopada 2015

Od Astry CD Invity

Byłam już na tyle duża, żeby móc pójść sama na spacer. Mama, mówiła, żebym nie szła za daleko, więc nie mogłam puścić wodzy fantazji... Szłam chwilę przez las, ale kiedy z niego wyszłam, zobaczyłam wielką lodową polanę. Nic tam nie było oprócz śniegu i lodu. Zrobiło mi się trochę zimno, ale nie myślałam o tym. Postanowiłam pójść dalej. Po pewnym czasie zobaczyłam coś czarnego w śniegu, a potem i białego...
- Dzień Dobry - powiedziałam grzecznie
- Cześć, kim jesteś? - zapytał czarny wilczek i oboje wpatrywali się we mnie.
- Mam na imię Astra, a wy? - zapytałam
- Ja jestem Avi, a to jest Charley - odpowiedział jeden z wilków.
- Acha, to super! A skąd jesteście? - zapytałam, gdyż byłam coraz bardziej ciekawa ich historii...
- My... Mieszkamy niedaleko - odpowiedziały zmieszane - A Ty? Co tutaj robisz? - zapytały
- Ja, jestem z Watahy Złotych Myśli i poszłam na spacer. Trafiłam tutaj - odparłam z uśmiechem.
- My też jesteśmy w tej watasze! Będziemy się razem bawić? - entuzjazm rósł, a my już mieliśmy na siebie skoczyć i zacząć się przepychać i ganiać...
- Tak! Pewnie! - wykrzyknęłam, aż w końcu usłyszeliśmy...
- Avi! Charley! Gdzie jesteście? - wilki posłusznie odwróciły się i zawołały:
- Tutaj, tutaj! - po kilku sekundach ujrzałam szarą wilczycę, która gdy tylko mnie ujrzała zapytała:
- Kim jesteś? Czego chcesz? - wystraszyłam się, ale nie chciałam tego okazywać. Odpowiedziałam więc:
- Mam na imię Astra. Jestem z Watahy Złotych Myśli i poszłam na spacer... - niedokończyłam
- Jesteś z Watahy Złotych Myśli? Astra? No tak, przepraszam, jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać... Jestem Invita, ich już chyba poznałaś. Jesteś głodna? - zapytała, a ja kiwnęłam głową. Wadera zaprowadziła nas do swojej jaskini. Każdy z nas dostał po małym kawałku zająca, a ona wpatrywała się w nas ze smutkiem... Po posiłku pobiegliśmy się bawić. Invita, powiedziała, że jestem najstarsza i muszę zadbać o Avi i Charey'a. Oczywiście to nie był problem! Bawiliśmy się bardzo długo, aż w końcu Invita przypomniała mi, że muszę już wracać, ale niestety było już ciemno, więc zapytałam nieśmiało:
- A czy, moglibyście mnie odprowadzić? - wadera spojrzała w niebo, później na wesołe wilki i powiedziała:

< Invita? >

wtorek, 3 listopada 2015

Od Invity- Dobra i zła wiadomość!

Nie było szans na odnalezienie szczeniąt. Zapadła już noc. Położyłam się spać. Obudziłam się w środku nocy czując na sobie czyjś nacisk. Otworzyłam oczy i  na czole kołysał się mały szary ogonek. Usnęłam ponownie i dopiero we śnie zdałam sobie sprawę c widziałam. Aż podskoczyłam i mała szara kuleczka wzleciała pod sufit. Złapałam ją tuż nad ziemią Maleńką, przerażoną Ivi! Przytuliłam ją do siebie. W tym momencie się ocknęłam.
To tylko sen. Łza naparła mi do oczu. Otarła ją maleńka biała łapka. Obróciłam łeb w stronę maleńkiego wilczka. Z drugiej strony leżał czarny wilczek. Wyskoczyłam z jaskini i od razu potknęłam się o... martwe ciało. Czarno biała wilczyca, a w okół niej pełno krwi i kartka.

                          Kimkolwiek jesteś zajmij się prozę nimi. Avi i Czarley. Błagam!!!

Byłam lekko wstrząśnięta taką wiadomością , ale co mam z nimi zrobić jak nie zająć się wilczkami, przecież ich nie porzucę! ...

<Jakaś wadera? Szczenięta?>

Znalezione w smutnych okolicznościach!

Dla Invity więcej roboty, ale przecież ich nie porzuci! W końcu mają tylko miesiąc!

03.11.15 znalazła szczenięta. Ich matka zmarła na progu jaskini i zostawiła tylko list z prośbą.
Więc są!
   Avi i Charley !!!!

Od Mala- Tajemnicze miasta- Miasto Zagubionych cz.4

Przechadzałem się ulicami miasta. Cały swój plan przedstawiłem dwa dni wcześniej drużynie. Wszyscy mieli swój wkład. Byłem przebrany za bogatego mecenasa. Założyłem czarny garnitur, monokl i doczepiłem czarne, kręcone wąsy, słowem, byłem kimś obcym, innym. Moim celem było odwrócić uwagę królowej i zdjąć jej koronę. Przechwycić berło miała Ches , a strażami mieli się zająć Zarabiowie. Tak jest ich więcej. Dużo dużo więcej.Maro przetransportuje Daj w miejsce gdzie ma wrócić z powrotem do władzy. Nie mam pojęcia jak on chce tego dokonać. Wiedziałem, że mało prawdopodobna jest wygrana i to że mój plan się powiedzie, ale tylko to wyłuskaliśmy z tygodnia nieprzespanych nocy i głowienia się co zrobić. Wracając do rzeczywistości. Omijając zręcznie kałuże po deszczu, mijałem piękne stragany, które zdobiły przeróżne kolory. Na nich leżało mnóstwo szpargałów i gratów. Zastanawiałem się jak wywabić księżnę w miejsce dalekie od straży i zdjąć jej koronę. Rozglądałem się po straganach, przeglądając i przebierając przedmioty na nich leżące, wzrokiem. Na każdym leżało coś co mogło by się nadać. Granaty dymne, na innym znajdowały się piękne wytrzymałe czapki niewidki, które czyniły cię niewidzialnym na jakiś czas. Niestety czas ten był za krótki na tak zawiłą misję. Mijając stragan z piórami i pergaminami wpadłem na pomysł, przypominając sobie pokojówkę i królową. Kojarząc fakty stwierdziłem, że pokojówka która zaścieliła mi łóżko jakieś 4 tygodnie temu, była matką naszej księżnej! Jej brązowe futro było farbowane. Że też się wcześniej nie skapnąłem! Pobiegłem prosto do straganu rzucając na niego trochę drobnych. Porwałem kałamarz pełen atramentu, pióro i najmniej ozdobny papier. Odbiegając szybko, rzuciłem:
-Reszty nie trzeba- do sprzedawczyni i puściłem się biegiem. Nikt nie zacznie akcji bez mojego znaku. Popędziłem prosto do zamku. W niedalekich krzakach poczekałem do wieczora. Odpowiedni moment... i ... TERAZ!!!! Puściłem się biegiem w cieniu w wśliznąłem przez właśnie zamykane drzwi. Skryłem się w czarnym rogu wielkiej sali, gdzie królowa właśnie wysłuchiwała żali mieszkańców miasta. Powoli i cicho przemykałem pomiędzy sztandarami, stawianymi podczas wysłuchiwania ludu. W końcu stanąłem za tronem słuchając. Królowa lekko pochrapywała, straże zresztą też. Szybko wbiłem się na schody i pędząc to w górę, to w dół lub na prawo, czy też na lewo. W końcu znalazłem ją, farbowaną białą wilczycę. Zbliżyłem się powoli, jednak wilczyca już mnie wyczuła i niespodziewanie powiedziała:
-Witaj- z wrażenia aż podskoczyłem.- Wiem po co przyszyłeś. Moja córka sprowadziła rządy terroru. Je tego nie chciałam, więc uczyniła mnie sługą. Zabierz mnie i zostaw wiadomość. Uratuj to miasto.
Sięgnąłem po pergamin i rzuciłem go na biurko. Otworzyłem atrament i zacząłem bazgrać:
Droga księżno. Zabrałem twoją matkę! Jeśli chcesz ją odzyskać zjaw się na ulicy Gringsleya, o północy. Masz być sama! Weź koronę! Pamiętaj, że bez niej matki nie zobaczysz. Korona jest przepustką do jej odzyskania!
                                                                                                Mal , a raczej Alian wilk z drugiej strony

Obszarpałem go szybko i zostawiłem. Trzasnąłem  drzwiami dla pogłosu. Szybkim ruchem zgarnąłem starą wilczycę na plecy i skoczyłem w momencie gdy za mną otworzyły się drzwi uderzając o ścianę. Wylądowaliśmy w miękkiej słomie. Pozbierałem się szybko i ciągnąc za sobą wilczycę odbiegłem w bezpieczne miejsce. Przeczekałem tam czas do północy, słuchając uważnie opowieści wadery, którą zabrałem ze sobą.
-Pewnego dnia, tam w wieży- mówiła pokazując mi na wieżę pnącą się w oddali- narodził się niezwykły dziedzic tronu. Poczęty z wilków, kociak. Była dziewczynką...
-O imieniu Dajanse. Niezwykle mądra i sprawiedliwa władczyni. Za jej czasów panował tu spokój i dobytek, a Zarabiowie byli przyjaciółmi.-przerwałem jej.
-Widzę, że już całkiem sporo wiesz.
-Dajanse poznałem osobiście. To właśnie jej pomagam. Zarabiów także. A że Daj prowadziła mądrze swoje królestwo wywnioskowałem z krzyków tłumu podczas przemówienia.
-Tęgi łeb. Kontynuując. Jej rządy zakończyły się równie szybko jak się zaczęły. Wszyscy widzieli jak umiera poprzez dźgnięcie nożem. Ty jednak nie wiesz, że miała siostrę. Właśnie księżną Szaranę. Ja jestem matką oby dwu dziewczynek. Szarana była zachłanna i nadal taka jest. Wynajęła kogoś kto odwali brudną robotę za niewielką sumkę. Udało jej się, a że to był niby niepozorny przypadek ona wstąpiła na tron. Jednak Daj przeżyła i została strącona do lochów. Korona daje wielką potęgę, której moja księżna nie potrafi używać. Nie wie o niej. Dajanse wiedziała i potrafiła się nią posłużyć. Stąd właśnie kopuła. Tylko korona może strącić Szaranę od władzy, a jeśli zdobędziecie berło to ona i jej straże nie będą mieli żadnych szans.- zakończyła.
-Tym się zajmą fachowcy.- stwierdziłem. Teraz spojrzałem na zegar. Za piętnaście dwunasta.
-Trzeba iść- odezwała się wilczyca. Wstałem i poszłem za waderą.
-Dokąd?- spytała po chwili.
-Gringsleya.-odpowiedziałem wyrównójąc się ze staruszką.
-Dobry wybór. Skąd wiedziałeś?- zrobiła się podejżliwa.- Nie znasz przecież okolicy.
-Mam też dobre oko. Gdy uciekaliśmy przed strzałami przebiegaliśmy koło takiego zakamarka i przeczytałem nazwę więc wbiła mi się w pamięć.-Pobiegłem za waderą, która skręciła w uliczkę Gringsleya. Wybiła dwunasta. Północ. Wygrana była coraz bliższa. Chwilę po ustalonej godzinie zjawiła się księżna. Rzuciła mi koronę pod nogi i rzekła:
-A teraz matka!- przyjrzałem się jej. Była prawdziwa. Czułem emanującą od niej energię i moc. Szczeknąłem na babunię, która wychynęła z cienia. Szybko schowałem koronę. W tym momencie zniknąłem uchraniając się przed atakiem strażników. Oczywiście nie wyparowałem. Jestem bardzo szybki, a że za mną była dziura w domu to czmychnąłem. Znalazłem się w miłym domu. Przy stole, na środku pokoju, siedziała miła rodzinka. Trójka dzieci, ojciec i matka. Wpatrywali się we mnie. Po chwili pokazałem im żeby siedzieli cicho i mnie nie wydali. Przebiegłem przez pokój i wypadłem przez drzwi, zostawiając zdziwioną rodzinkę w szoku. Wskoczyłem na dach najbliższego domu i rozejrzałem się. Podest stał nie daleko. Rzuciłem się do biegu. Chwilę potewm wydałem z siebie głośne wycie na znak że wszystko idzie jak po maśle. Strażnicy już do mnie biegli gdy...
Zarabiowie włączyli się do gry. Cheshire przybiegła z berłem, a Maro przywiózł Dajanse. Kocica szybkim ruchem włożyła koronę i chwyciła berło. Pomamrotała coś pod nosem i głośnym głosem rzekła:
-Ty!- kierując słowa do swojej siostry.- Zdradziłaś państwo! Zdradziłaś mnie i czły mój lud!
-ON JEST MÓJ!-wyrwało się Szaranie.
-Siostrzyczo nie ma już co tego dalej ciągnąć. Poddaj się i wróć do nas.- dodała już spokojnym tonem.
-NIGDY!
-A więc sama zesłałaś się na taki los...
         Co się działo potem jest oczywiste. Daj objęła tron a Cheshire stanęła u jej boku. Ale co z Malem i Maro. Siostry zaginęły trzeba je odszukać. To się na tym nie skończy.
        Spojrzałem po raz ostatni na miasto majaczące w oddali, po czym  weszłem w portal stworzony tu specjalnie dla mnie przez Daj. "Koniec jest zaledwie początkiem"!

Od Aspena CD Aurora

Szła koło mnie merdając wesoło ogonkiem i uśmiechając się szeroko. Weszliśmy na polanę. Wszystkie zanajome twarze. Prawie.
-Przedstawisz mnie?-spytała niespodziewanie wadera.
-Tato- usłyszałem gdzieś niedaleko. Spojrałem w kierunku głosu. Aurora stanęła jak zamurowana. Jakbym nie mógł posiadać rodziny. Mała wilczyca rzuciła mi się w ramiona. Cała moja rodzina. Jedna drużyna. Drużyna "Zbuntowanyh"! Przytuliłem ją do siebie uśmiechjąc się pod nosem.
- Lata cię nie widziałem, stary!- zawołał jeszcze inny głos.
-A Auroro to jest Silyen (czyt. Siljen). Moja najmłodsza córka. Ten wilk- powiedziałem wskazując na najbliższego basiora.- To szef naszej bandy.    Fox. Ten tam maluszek to mój jedyny synek. Lanan. Maro i Milę już zansz. Asa podobnie. ci tam to bliźnięta. Chłopak to Dalis, a wadera  to Dalisa. To wszyscy tylko brakuje mi tu Mili i... Teli.- zakończyłem ponuro.
-Zwiady- odezwał się Fox.
- A dlaczego bliźniaki.- wypaliła nagle Aurora. Przyznam szczeźe że trochę o niej zapomniałem.-Nie są do siebie podobni.
-Co my.- odpowiedziały bliźnięta chórem.-Jesteśmy bratem i siostrą, a bliźniakami nazywają nas tylko przez identyczne charaktery i myśli- mówili jakby cytowali. Razem ,bez odstępów i jakby byli jednym wilkiem.
-Acha.-odparła Aurora...

<Aurora?> Przepraszam, ale będę odpisywać tylko na posty do mnie , bo nie za bardzo mam czas na takie od siebie.

Od Arory CD Aspena

Zaczęłam merdać ogonem i z radością podreptałam za Aspenem. Zastanawiałem się dokąd tak właściwie zmierzamy jednak nie chciałam już o nic pytać. Cieszyłam się z tego, że pozwolił mi chociaż ze sobą pójść. Krok po kroczku i może kiedyś uda nam się zostać przyjaciółmi. Nagle na naszej drodze pojawiła się kotka.
- O! Aspen - powiedziała
- Hej Milo - odpowiedział basior - Wszyscy już są?
- Prawie - odpowiedziała kotka i odbiegła
To mi o czymś przypomniało.
- Hej Aspen... - zaczęłam - Ta wadera, której wtedy pomagaliśmy...
- Maro? - zapytał samiec
Pokiwałam przytakująco głową.
- Czy już wszystko z nią w porządku?
- Tak. - odpowiedział i bez słowa ruszyliśmy dalej.
Po jakimś czasie zauważyłam znajome wilki. Była tam Maro ze swoją kotką i As. Widziałam też kilka innych wilków. Kątem oka spojrzałam na Aspena. Zdawało mi się, że przez jego pysk przeszedł delikatny uśmiech. Zdaje się, że to jego przyjaciele. Uśmiechnęłam się do siebie. Wygląda na to, że nie jest takim gburem za jakiego go na początku uważałam. Rozejrzałam się po wilkach.
- Przedstawisz mnie? - zapytałam z niewinnym uśmiechem

<Aspen?>

Od Diosa CD Rendall'a

Czy mam jakieś specjalna życzenia? Nigdy ich nie mam, ale chwile pomyślałem
- Nie nie mam, byle dało się jeść - uśmiechnąłem się i zacząłem biegać wokół Rendalla, który już szedł by polować. Energia mnie rozpiera, zauważyłem królika i sam nie wiem co mnie wzięło i zacząłem za nim biegać, zgubiłem gdzieś Rendalla, królik wskoczył w jakąś norkę, a ja zanim, lecz się zaklinowałem. Zacząłem się wyrywać, ale na nic
- Rendall! - zacząłem wołać na całe moje gardło, a w norce zobaczyłem tego królika, nie był za bardzo zadowolony. Pisnąłem z przerażenia!
<Rendall? Rabbit FBI XD>

Od Rendall'a CD Karo

Położyłem uszy po sobie nic nie odpowiadając. Szczerze mówią w tej chwili najchętniej wrócił bym do jaskini i zaszył się w jednym z jej ciemnych zakamarków. Głupio mi jednak tak nagle zostawić Karo więc tego nie powiem.
- Co powiesz na to aby przejść się nad wodopój? - zapytałem po chwili
- Może być ale... to trochę daleko stąd. - stwierdziła wadera
- A śpieszy ci się gdzieś? - zapytałem z lekkim uśmiechem
- Nie - odpowiedziała wadera też się uśmiechając ale gdzieś w jej oczach widziałem niepewność.
Ruszyliśmy powoli. Rana bolała i nie zapowiadało się na to aby miała szybko przestać. Oberwałem prosto w kark. Kątem oka spojrzałem na waderę. Zastanawiałem się jak głęboka może być ta rana i czy wygląda aż tak, źle. Dodatkowo pomimo faktu zabandażowania jej przez Karo wciąż czułem w pysku metaliczny posmak krwi. Czyżby było gorzej niż myślałem? Byliśmy już mniej więcej w połowie drogi gdy byłem zmuszony się zatrzymać. Wbiłem wzrok w ziemię widząc jak obraz powoli zaczyna mi się rozmazywać. Łapy lekko mi zadrżały. Przez chwilę odniosłem wrażenie jakbym tracił kontrolę nad własnym ciałem.
- Rendall, wszystko w porządku? - zapytała Karo
Podniosłem wzrok wbijając nieprzytomne spojrzenie w samicę.
- Tak - powiedziałem cicho i bez jakichkolwiek emocji.
Chwila ciszy.
- Rendall krew. - powiedziała wadera
Przypatrywałem jej się chwilę bez zrozumienia. Jakby moje procesy myślowe całkowicie zwolniły. Po chwili jednak przekręciłem lekko głowę i spojrzałem na ziemię. Z mojego pyska powoli spływały kolejne krople krwi barwiąc trawę na czerwono.
- Jestem zmęczony - mruknąłem kładąc się na ziemi.
Oczy same mi się zamknęły. Nie wiem co się stało.

<Karo? Brak weny ;-;>

poniedziałek, 2 listopada 2015

Od Diablo CD Klio

Stanąłem w półkroku. Odwróciłem się.
-Co powiesz na to żeby jutro się spotkać?
-Z chęcią.-Powiedziała.
-Cieszę się.-Powiedziałem.
Uśmiechnąłem się i truchtem ruszyłem w stronę lasu.
-PEŁNIA.-Powiedział demon.
-Już, już. Ale obiecaj że nie tkniesz żadnego wilka.-Powiedziałem.
-Zgoda.-Powiedział demon.
Zmieniłem się. Unicestwił tylko kilka drzew i jeleni. Potem znów się zmieniłem w siebie. Poszedłem odpocząć, rano coś zjadłem i pobiegłem na miejsce spotkania z Klio. Czyli pod jaskinią Alf. Dręczyła mnie tylko jedna myśl. Chciałem jej opowiedzieć coś o sobie, ale bałem się że wtedy nie będzie chciała nawet na mnie spojrzeć. Nagle ją zauważyłem.
-Cześć.-Krzyknąłem.
-Witaj.-Powiedziała uśmiechając się.
-Co masz ochotę dziś porobić? Może pływanie?-Odpowiedziałem odwzajemniając uśmiech.

< Klio? >

Od Rendall'a CD Diosa

Popatrzyłem chwilę na szczeniaka zaspanym wzrokiem. Ledwo co się obudziłem więc słowa wilczka dotarły do mnie dopiero po krótkiej chwili. Uśmiechnąłem się lekko i otuliłem szczeniaka.Czułem jeszcze chwilę wiercącego się Diosa jednak już po chwili leżał bez ruchu.Ostatni raz rzuciłem okiem na malca i ponownie zasnąłem. Nie pamiętam co dokładnie mi się śniło jednak gdy się obudziłem zacząłem na oślep szukać łapą ciała malca. Gdy go nie znalazłem otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. W dalszym ciągu nigdzie nie widziałem szczeniaka. Przetarłem oczy i wyszedłem z jaskini.
- Dios! - zawołałem
- Tutaj jestem! - odpowiedział malec wybiegając zza krzaków.
- A myślałem, że to ja tu jestem rannym ptaszkiem. - zaśmiałem się
Szczeniak usiadł przede mną i zadzierając głowę do góry z pełną powagą powiedział:
- Głodny jestem.
No tak, śniadanie. Najważniejszy posiłek dnia! Jak to ktoś kiedyś powiedział.
- Okej. Jakieś specjalne życzenia? - zapytałem z uśmiechem

< Dios? >

Od Aurory CD Klio

Przyznam, że trochę się bałam. Nie miałam pojęcia jak to wszystko może się skończyć. Niepewnie patrzyłam na Klio dyskutującą z tymi wilkami. Musiała mieć w sobie sporo odwagi, ja wolałam się nie odzywać. Miałam tylko nadzieję, że nic jej nie zrobią. Uśmiechnęłam się do Klio i z ulgą odetchnęłam gdy Nevton i Amfora odeszli. Zostałyśmy same z pilnującym nas basiorem, który po jakimś czasie zasnął.
- Hej Klio... - zaczęłam - wszystko będzie dobrze prawda?
Samica spojrzała na mnie jakby trochę zaskoczona. Po chwili jednak uśmiechnęła się i odparła:
- Oczywiście, że tak. Mój tata na pewno nam pomoże.
Uśmiechnęłam się i przytaknęłam. Skierowałam swój wzrok na śpiącego samca. W sumie może lepiej jeśli ja też się prześpię. Położyłam łeb na łapach i zamknęłam oczy. Dość szybko odpłynęłam. Gdy otworzyłam oczy zauważyłam odwróconą w stronę ściany sylwetkę Klio. Wygląda na to, że też śpi. Wydaje mi się, że minęło kilak godzin ale nie mam pewności. Rozejrzałam się i jęknęłam wystraszona gdy tuż przede mną zobaczyłam czarnego basiora. Jakoś dziwnie się we mnie wpatrywał.
- Niedobrze... - odezwał się po chwili
Zgłupiałam. Chodzi o mnie? Co ma na myśli mówiąc niedobrze? Spojrzałam na siebie. Jestem trochę ubrudzona od ziemi ale czy wyglądam aż tak źle?
- Umm... możesz wyjaśnić? - zapytałam niepewnie
Samiec spojrzał na mnie jakby zdziwiony tym, że mimo iż się poruszam wcale nie śpię.
- Nieistotne. - odpowiedział
Wydęłam policzki w geście niezadowolenia i spojrzałam na Klio. Ta niestety spała. Westchnęłam zrezygnowana.
- Jak masz na imię? - zapytał nagle wilk
- Ja? - zdziwiłam się
- Tak, ty.
- Jestem Aurora a ty to...?
- Vane. Koleżanka? - skierował wzrok na białą waderę.
Skinęłam przytakująco głową.
- Ma na imię Klio.
- Naprawdę niedobrze - powiedział samiec zamyślając się na chwilę. - Póki chodziło o tego brązowego wilka nie miałem nic przeciwko ale serce mi się kraje gdy muszę patrzeć na cierpienie tak pięknych wader.
Zarumieniłam się lekko i odwróciłam wzrok gdzieś w bok. Wyglądało jednak na to, że basior zupełnie się tym nie przejął. Czy on mówił do siebie?
- Okej, postanowione. - powiedział po czym podszedł do mojej klatki.
Uchylił drzwi i z lekkim uśmiechem powiedział:
- Zabieraj koleżankę i znikajcie stąd.
Wytrzeszczyłam oczy.
- A ty? - zapytałam niepewnie - Nie będziesz miał kłopotów?
- Nevton mnie nie docenia. Uważa mnie za swojego kolejnego poddanego. Nie bardzo wierzy też w możliwości kogokolwiek poza sobą więc trochę pokrzyczy i przestanie.
Skinęłam niepewnie głową. Nie bardzo wiedziałam jak mam zareagować na ten nagły wylew szczerości ze strony Vane jednak postanowiłam o nic więcej nie pytać. Szybko dopadłam do klatki w której zamknięta była Klio i otworzyłam ją.
- Klio! - zawołałam budząc samicę. - Chodź szybko, uciekamy stąd.
- Jak to? - zapytała wadera spoglądając na stojącego nieopodal basiora.
- Później Ci powiem a teraz już stąd chodźmy.

< Klio? >

Od Nex'a

Po co ja w ogóle tu jestem? Po co my tu jesteśmy? Aby żyć? Nikt nie potrafi żyć pełnią życia. Każdy ma jakieś "ale", nic się nie da zrobić. Gdzie by tu pójść... może na polanę? Ujrzałem waderę, cofnąłem się o krok, ale mnie nie zauważyła
-Hej! My się chyba nie znamy?- zapytała, nie znam połowy watahy, mimo że jestem tu dość długo.
-Witaj. Nex jestem.
-Aurora- powiedziała. Uśmiechnąłem się lekko i zapytałem:
-Chcesz się przejść?
-Okey- odpowiedziała. Szliśmy małym lasem. Szukałem tematu do rozmowy. I znalazłem.
-Znasz tu wszystkich?- zagadnąłem
-Wszystkich to raczej nie. A ty?
-Ja prawie nikogo, mało z kimś rozmawiam.
-Dlaczego?
-Tak jakoś- Uśmiechnąłem się do wadery

<Aurora?>

niedziela, 1 listopada 2015

Od Mala- Tajemnicze miasta- Miasto Zagubionych cz. 3

Spojrzałem przerażony na wielkiego potwora. Lekko drżący powtórzyłem pytanie:
- C-Co?
-Tak. Niegdyś byli naszymi wrogami, lecz teraz... przyjaciele zwróceni w naszą stronę. Wrogowie Szarany.- wytłumaczyła Dajanse.
-Kogo?- spytałem niepewnie. Domyślałem się że mogła to być biała wilczyca, królowa tego miasta.
-Królowa. Biała wilczyca siedząca na tronie. Zdrajczyni!- wtrąciła się Cheshire. Spodziewałem się takiej odpowiedzi, więc nawet nie drgnąłem. Zarab nadal stał nad nami. Podnosił się na długich nogach, na których nie było ani skóry, mięsa, ani krwi. Same kości. Na głowie nosił dość dziwne nakrycie. Takie jakie moja mama kładła na stół, tylko w innych kolorach. Zamerdałem do niego ogonem, a on odpowiedział przerażającym uśmiechem. Odpowiedziałem mu tym samym.
-Zaprowadzę was do naszej kryjówki, bo zbliża się zmiana- powiedział twardym basowym głosem. Przemierzaliśmy pustynię, ciepłą i upalną, bez kropli wody. Zarab szedł przodem, za mną Daj i Ches były zajęte sobą. Podbiegłem do niego bliżej.
-Hej. Jak się nazywasz?- spróbowałem zagadnąć- Ja jestem Mal
-Vaxolius. W skrócie Vax.- odpowiedział uprzejmie.Szliśmy jeszcze długo, długo, aż doszliśmy do małego wejścia.
-Wchodź- powiedział Vax. Wszedłem jak powiedział. W środku było przestronnie miło. Wygląd co prawda odpychał, ale było przyjemnie. Byłem wyczerpany, więc znalazłem sobie jakiś przytulny kąt i szybko usnąłem. Obudził mnie podmuch zimna. Otworzyłem oczy i po cichutku wymknąłem się z jaskini. Na pustyni nie było już piasku. Gdzie okiem sięgnąć tylko śnieg i lód. Zdziwiony wyszedłem kawałek dalej. Było jak w domu. Zimno, biało i zadziwiająco pięknie. Wziąłem głęboki wdech. Świeże powietrze wypełniło moje płuca. Wspiąłem się na najbliższy pagórek i położyłem się w śniegu. Po krótkim czasie usłyszałem stukot kopyt. Szurały po śniegu. Podniosłem głowę i niedaleko zobaczyłem konia.Jego czarna grzywa powiewała na wietrze. Podbiegłem do niego od tyłu.
-Hej- wypaliłem niespodziewanie. Koń obrócił się szybko, przerażony.
-Witaj- odpowiedział zdziwiony koń. Jego głos brzmiał przyjemnie. Był ogierem.
- Co tu robisz maluszku?- spytał.
-Stoję- odpowiedziałem na pytanie.
- Co? Acha. Nie jest ci zimno?- koń zaczął rozmowę.
- Nie. Tu w śniegu czuję się jak w domu. Zimno, biało i pięknie.- odparłem.
- Naprawdę. To coś nas łączy. Uwielbiam zimę.- powiedział stając dęba. Niezwykłe uczucie ogarnęło mnie od stóp do głowy. Znalazłem kogoś kto przejrzał moją duszę na wylot w kilka chwil.
- Czego szukasz  przyjacielu?-spytał po krótkim czasie.
-Dokładnie nie wiem. Chcę znaleźć siostry i pomóc Dajanse i... i... i wrócić do domu.
-To ty tu nie mieszkasz?- ogier się zdziwił.
-Nie. Mieszkam w innym świecie. Dostałem się tu przypadkiem.- usiadłem na zimnym śniegu- przez portal w jaskini rozwidleń czy jakoś tak.
- Ach. Więc nie jesteś stąd. Jak tam jest? W tym twoim świecie- zaciekawił się ogier.
- Różnie. Jest wiele równin i lodowych pustyń. Ogrom zwierząt i miła atmosfera. Ogromne góry i głębokie doliny. Rzeki płynące powoli i szybkie strumienie zimnej i świeżej wody. Przede wszystkim jest tam miło i jak w domu, nawet jeśli się go nie posiada.
-To niezwykłe. Ja nie mam nikogo oprócz Miki'ego. Niestety Miki odleciał i zostałem sam jak palec. Zima i śnieg to mój żywioł. Jednak ta pustynia zmienia swój wystrój z zimowego na letni co dwa miesiące. I dwa miesiące się męczę w gorącu i upałach, a drugie dwa skaczę wesoło po śniegu. I tak w kółko.-pożalił mi się Ogier.- A tak przy sposobności, nazywam się Maro.
-Ja jestem Mal.-odparłem. Długo jeszcze patrzyliśmy się na księżyc, aż zaczęło świtać. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie spałem przez całą noc.
-Mal!-usłyszałem nawołujący mnie głos. Nie widziałem jaskini. Zgubiłem się!
-Wołają cię. Podwieźć cię tam?- zaproponował Maro
-Z wielką chęcią- przystałem na propozycję. Wskoczyłem na ogiera. Pędziliśmy przez pustynię aż zobaczyłem jaskinię. Przed nią stali moi przyjaciele. Koń staną nagle, a ja wylądowałem głową w śniegu. Czarny przyjaciel zaśmiał się i pomógł mi wyjść.
- Nie pozbędziesz mnie się już tak łatwo.- oznajmił mi.
-Czyli co? Chcesz nam pomóc, a potem podróżować ze mną dopóty nie natrafimy na mój świat?
-Tak. Czy to nie oczywiste?- powiedział. Uśmiechnąłem się do niego.
-Gdzieś ty się podziewał?!- usłyszałem Ches.
- Nie przemarzłeś?- doskoczyła do mnie Dajanse.
-Nie. Zazwyczaj mieszkam na śniegu więc zimno mi nie przeszkadza.- odpowiedziałem jej. Obróciłem się do mojego nowego kumpla. Przyglądał mu się uważnie Vax.
-Niezwykły.-oznajmił- ostatni z gatunku. Koń wwidmo panujący na cieniem i mrokiem. Jeden z najbardziej potężnych. Gdzieś ty go znalazł?!- zwrócił się do mnie.
-Poznaliśmy się przypadkiem i no... niewiem.
-Los tak chciał- odpowiedział koń.- Los rządzi wszystkim. Co on chce zostaje spełnione.
-Niezwykłe! Jeszcze mówi!-krzyknął Vax
-A czegoś się spodziewał! Jakiegoś Pasmarkowca z nieczystej krwi!-oburzył się Maro.
-Spokojnie.-wtrąciłem się do tej rozmowy. Wszystko toczyło się dalej dobrze. Gdy nastał już wieczór, usiadłem koło mojego konika i zaczęłem:
-Opowiesz mi coś o sobie? Nic o tobie nie wiem.
-Ja? Wychowałem się tam.-powiedział wskazując pyskiem na miasto.- kiedy już rządziła ta jędza. Nie miałem dobrego dzieciństwa. Całe dnie pracowałem i męczyłem się w polach, żeby wilki miały jedzenie. Cała moja rodzina i przyjaciele umierali przez zagłodzenie lub przepracowanie. Gdy zostałem sam w wieku 2 lat, czyli całkiem niedawno chcieli mnie zamordować na mięso. Jakoś im uciekłem i od 6 miesięcy błądzę po tej dziwacznej pustyni.-zakończył wzdechnięciem- Gydby...
-Móc cofnąć czas.-dokończyłem- wiem co czujesz. Ja byłem i jestem najsłabszy z rodzeństwa, a mam tylko siostry. Jednak mnie cechuje spryt, zwinność, szybkość i racjonalne myślenie w przeciwieństwe do nich.- powiedziałem patrząc na księżyc. Racjonalne myślenie. Teraz wszystko mi się rozjaśniło.
-Wiem!-krzyknęłem podrywając się.- Już wiem co trzeba zrobić! ...

Od Klio CD Diablo

Jaskinia Diablo była ogromna! A do tego... to było niesamowite! Nigdy nie widziałam czegoś piękniejszego! Nie do wiary! Słychać było szum spadającej wody... Od tego wszystkiego, zapomniałam odpowiedzieć basiorowi, który wpatrywał się na mnie z nadzieją...
- Tak! Pewnie, tutaj jest ślicznie! - odpowiedziałam po czym podeszliśmy bliżej
- Cieszę się, że Ci się podoba. Lubisz pływać? - zapytał
- Czy lubię pływać? Kocham pływać! Pływam codziennie! A Ty? - myślałam, że może razem popływamy, ale nie chciałam mówić tego na głos...
- Tak, lubię wodę, czy chcesz... - teraz już nie wytrzymałam...
- Tak! Będzie super zabawa! - odpowiedziałam, po czym oboje wskoczyliśmy do wody. chlapaliśmy się, pływaliśmy, urządzaliśmy zawody, wyścigi, skoki... Aż w końcu wyszliśmy z wody by odpocząć.
- Było świetnie, co? Musimy to kiedyś powtórzyć - powiedział Diablo
- Koniecznie! - zaczęliśmy się śmiać, a jak się już uspokoiliśmy zapytałam:
- Może opowiesz mi coś o sobie? - chciałam, żebyśmy się bardziej poznali...
- Eee tam, nie ma o czym mówić... - basior wydawał się zawstydzony, więc nie nalegałam.
- Może, zobaczmy jaka jest pogoda? Z resztą, zaraz zrobi się późno, a rodzice będą się martwić, wiesz... - powiedziałam. Szkoda, że musimy się już żegnać...
- Rozumiem... Odprowadzi Cię? - zapytał
- A mógłbyś...? - tak! Tak! Tak! Oczywiście, że chciałam, żeby mnie odprowadził! Moglibyśmy jeszcze porozmawiać...
- Pewnie! Chodźmy! - odparł i poszliśmy.
 Już nie padało, ale był duży mróz. Przez większość drogi opowiadałam mu o Nasi'rze, aż w końcu zapytałam:
- A Ty? Masz pewnie jakiegoś towarzysza, nie? - byłam bardzo ciekawa.. jego. Chciałam poznać go trochę bardziej, gdyż wydawał mi się być bardzo ciekawym wilkiem.
- Tak, moim towarzyszem jest Lucyfer - odpowiedział krótko.
- Świetnie! A on jest... - chciałam zadać mu kolejne pytanie, ale przerwał mi...
- Już chyba jesteśmy, prawda? - zapytał spoglądając na jaskinię
- Tak, to tutaj - odpowiedziałam. Basior chciał już odchodzić, ale zatrzymałam go...
- Poczekaj! - odwrócił się - Dziękuję, za wszystko, a przede wszystkim za mile spędzony czas. Nigdy nie zapomnę, tego, co dla mnie zrobiłeś - powiedziłam
- Przestań, to przecież nic... - uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym odwrócił się i poszedł...

< Diablo? >

Od Karo CD Rendall'a

Spojrzałam na basiora biorąc kwiatek (w doniczce) do łap.
-Nie zapomnę.-Powiedziałam.-Dziękuję, bałam się że nie mógłby za długo pożyć.-Dodałam.
Staliśmy tak chwilę w milczeniu. Nagle spostrzegłam sarnę z młodym. Zapatrzyłam się.
-Czy coś się stało?-Spytał.
-Ja...ja po prostu zobaczyłam sarnę w młodym.-Powiedziałam wskazując na nie łapą.
Basior też na nie spojrzał.
-Są piękne.-Wyszeptałam.
Po chwili jednak szliśmy dalej na spacer. Przez cały czas niosłam doniczkę i pilnowałam jej jak oka w głowie. Nagle Rendall stanął.
-Coś się stało?-Spytałam.
-Słyszysz?-Spytał.
Nagle rozległ się strzał. Basior przewrócił mnie na ziemię. Dobrze, bo śrut leciał akurat w moja stronę. Na nieszczęście, Rendall został ranny. Łzy zakręciły mi się w oczach.
-Przepraszam...-Wyszeptałam.
Basior leżał na ziemi, żył. Spojrzałam w stronę myśliwego.
-Ból.-Powiedziałam patrząc na niego morderczym wzrokiem.
Człowiek przewrócił się na ziemię, nie spuszczając z niego wzroku podeszłam do niego i pozbawiłam o broni oraz opatrunków. Potem spuściłam z niego wzrok. Człowiek patrzał na mnie przez dwie sekundy, a potem zwiał aż się za nim kurzyło. Podbiegłam do Rendall`a. Wzięłam opatrunki i opatrzyłam mu ranę.
-Nic ci nie będzie.-Powiedziałam.
Basior spojrzał na mnie i po chwili powiedział:
-Dziękuję.
-Nie ma za co.-Powiedziałam z uśmiechem.
Rendall próbował wstać.
-Nie, nie wstawaj.-Powiedziałam.-Może ci to sprawić ból i to nieziemski.-Powiedziałam próbując poprawić mu humor.
Basior spojrzał w ziemię.
-Ale...-Zaczął.
-Pomogę Ci wstać, skoro aż tak się uparłeś.-Powiedziałam z uśmiechem.
Pomogłam basiorowi wstać.
-Więc...co dalej robimy?-Spytałam.


<Rendall?>

Od Diablo CD Klio

Zatrzymałem się.
-Jesteśmy na miejscu.-Powiedziałem i odsłoniłem sarnę.
-Smacznego!-Dodałem przypominając sobie o manierach.
-Nawzajem.-Powiedziała.
Zaczęliśmy jeść. Cisza. Po skończonym posiłku, nadal lało na dworze.
-Jesteś zła za tamto?-Spytałem waderę.
-Nie, no coś ty.-Powiedziała z uśmiechem.
Zapadła cisza. Oboje patrzyliśmy na ziemię, konkretniej na łapy.
-To...może zamiast wychodzić na ulewę, przejdziemy się?-Spytałem.
-Ale gdzie?-Spytała zdziwiona.
-Zobaczysz.-Powiedziałem.
Zapaliłem pochodnię i razem szliśmy w głąb jaskini.
-Wow...ale duża jaskinia.-Szeptała wadera.
-Jesteśmy na miejscu.-Powiedziałem.
-Czyli...gdzie?-Spytała.
Po jej słowach odsłoniłem liany, i ukazałem jej polanę z tęczowym wodospadem. Wadera patrzyła na to ze zdziwieniem.
-To...zostaniesz tu ze mną podczas ulewy?-Spytałem nieśmiało.


<Klio?>

Uwaga!

Wczoraj (31.10.15) pobiliśmy nasz rekord wyświetleń! Z  ok. 190 przeszliśmy na 201. Nawet na wakacje nie było wyższej liczby wyświetleń! 

A z okazji Wszystkich Świętych macie szczere życzenia! Miłego blogowania i czytania postów!

                                                                                                                     Życzą
                                                                                                                        Tolleris i Kochana422