-Reszty nie trzeba- do sprzedawczyni i puściłem się biegiem. Nikt nie zacznie akcji bez mojego znaku. Popędziłem prosto do zamku. W niedalekich krzakach poczekałem do wieczora. Odpowiedni moment... i ... TERAZ!!!! Puściłem się biegiem w cieniu w wśliznąłem przez właśnie zamykane drzwi. Skryłem się w czarnym rogu wielkiej sali, gdzie królowa właśnie wysłuchiwała żali mieszkańców miasta. Powoli i cicho przemykałem pomiędzy sztandarami, stawianymi podczas wysłuchiwania ludu. W końcu stanąłem za tronem słuchając. Królowa lekko pochrapywała, straże zresztą też. Szybko wbiłem się na schody i pędząc to w górę, to w dół lub na prawo, czy też na lewo. W końcu znalazłem ją, farbowaną białą wilczycę. Zbliżyłem się powoli, jednak wilczyca już mnie wyczuła i niespodziewanie powiedziała:
-Witaj- z wrażenia aż podskoczyłem.- Wiem po co przyszyłeś. Moja córka sprowadziła rządy terroru. Je tego nie chciałam, więc uczyniła mnie sługą. Zabierz mnie i zostaw wiadomość. Uratuj to miasto.
Sięgnąłem po pergamin i rzuciłem go na biurko. Otworzyłem atrament i zacząłem bazgrać:
Droga księżno. Zabrałem twoją matkę! Jeśli chcesz ją odzyskać zjaw się na ulicy Gringsleya, o północy. Masz być sama! Weź koronę! Pamiętaj, że bez niej matki nie zobaczysz. Korona jest przepustką do jej odzyskania!Mal , a raczej Alian wilk z drugiej strony
Obszarpałem go szybko i zostawiłem. Trzasnąłem drzwiami dla pogłosu. Szybkim ruchem zgarnąłem starą wilczycę na plecy i skoczyłem w momencie gdy za mną otworzyły się drzwi uderzając o ścianę. Wylądowaliśmy w miękkiej słomie. Pozbierałem się szybko i ciągnąc za sobą wilczycę odbiegłem w bezpieczne miejsce. Przeczekałem tam czas do północy, słuchając uważnie opowieści wadery, którą zabrałem ze sobą.
-Pewnego dnia, tam w wieży- mówiła pokazując mi na wieżę pnącą się w oddali- narodził się niezwykły dziedzic tronu. Poczęty z wilków, kociak. Była dziewczynką...
-O imieniu Dajanse. Niezwykle mądra i sprawiedliwa władczyni. Za jej czasów panował tu spokój i dobytek, a Zarabiowie byli przyjaciółmi.-przerwałem jej.
-Widzę, że już całkiem sporo wiesz.
-Dajanse poznałem osobiście. To właśnie jej pomagam. Zarabiów także. A że Daj prowadziła mądrze swoje królestwo wywnioskowałem z krzyków tłumu podczas przemówienia.
-Tęgi łeb. Kontynuując. Jej rządy zakończyły się równie szybko jak się zaczęły. Wszyscy widzieli jak umiera poprzez dźgnięcie nożem. Ty jednak nie wiesz, że miała siostrę. Właśnie księżną Szaranę. Ja jestem matką oby dwu dziewczynek. Szarana była zachłanna i nadal taka jest. Wynajęła kogoś kto odwali brudną robotę za niewielką sumkę. Udało jej się, a że to był niby niepozorny przypadek ona wstąpiła na tron. Jednak Daj przeżyła i została strącona do lochów. Korona daje wielką potęgę, której moja księżna nie potrafi używać. Nie wie o niej. Dajanse wiedziała i potrafiła się nią posłużyć. Stąd właśnie kopuła. Tylko korona może strącić Szaranę od władzy, a jeśli zdobędziecie berło to ona i jej straże nie będą mieli żadnych szans.- zakończyła.
-Tym się zajmą fachowcy.- stwierdziłem. Teraz spojrzałem na zegar. Za piętnaście dwunasta.
-Trzeba iść- odezwała się wilczyca. Wstałem i poszłem za waderą.
-Dokąd?- spytała po chwili.
-Gringsleya.-odpowiedziałem wyrównójąc się ze staruszką.
-Dobry wybór. Skąd wiedziałeś?- zrobiła się podejżliwa.- Nie znasz przecież okolicy.
-Mam też dobre oko. Gdy uciekaliśmy przed strzałami przebiegaliśmy koło takiego zakamarka i przeczytałem nazwę więc wbiła mi się w pamięć.-Pobiegłem za waderą, która skręciła w uliczkę Gringsleya. Wybiła dwunasta. Północ. Wygrana była coraz bliższa. Chwilę po ustalonej godzinie zjawiła się księżna. Rzuciła mi koronę pod nogi i rzekła:
-A teraz matka!- przyjrzałem się jej. Była prawdziwa. Czułem emanującą od niej energię i moc. Szczeknąłem na babunię, która wychynęła z cienia. Szybko schowałem koronę. W tym momencie zniknąłem uchraniając się przed atakiem strażników. Oczywiście nie wyparowałem. Jestem bardzo szybki, a że za mną była dziura w domu to czmychnąłem. Znalazłem się w miłym domu. Przy stole, na środku pokoju, siedziała miła rodzinka. Trójka dzieci, ojciec i matka. Wpatrywali się we mnie. Po chwili pokazałem im żeby siedzieli cicho i mnie nie wydali. Przebiegłem przez pokój i wypadłem przez drzwi, zostawiając zdziwioną rodzinkę w szoku. Wskoczyłem na dach najbliższego domu i rozejrzałem się. Podest stał nie daleko. Rzuciłem się do biegu. Chwilę potewm wydałem z siebie głośne wycie na znak że wszystko idzie jak po maśle. Strażnicy już do mnie biegli gdy...
Zarabiowie włączyli się do gry. Cheshire przybiegła z berłem, a Maro przywiózł Dajanse. Kocica szybkim ruchem włożyła koronę i chwyciła berło. Pomamrotała coś pod nosem i głośnym głosem rzekła:
-Ty!- kierując słowa do swojej siostry.- Zdradziłaś państwo! Zdradziłaś mnie i czły mój lud!
-ON JEST MÓJ!-wyrwało się Szaranie.
-Siostrzyczo nie ma już co tego dalej ciągnąć. Poddaj się i wróć do nas.- dodała już spokojnym tonem.
-NIGDY!
-A więc sama zesłałaś się na taki los...
Co się działo potem jest oczywiste. Daj objęła tron a Cheshire stanęła u jej boku. Ale co z Malem i Maro. Siostry zaginęły trzeba je odszukać. To się na tym nie skończy.
Spojrzałem po raz ostatni na miasto majaczące w oddali, po czym weszłem w portal stworzony tu specjalnie dla mnie przez Daj. "Koniec jest zaledwie początkiem"!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz