Drzewa... krzewy... wszystko płonęło żywym ogniem. Płomienie tańczyły po
całym lesie pochłaniając kolejne ofiary. Wokół nas przebiegały
wszystkie możliwe gatunki zwierząt. Każde, bez wyjątku, chciało się
uratować. Pokręciłem przecząco głowa.
- Nie... - mruknąłem - to nie może być prawda...
Czułem wściekłość i rozpacz jednocześnie. Nie miałem pojęcia co powinienem był zrobić. To zdawało się być ponad moje siły. Nagle zauważyłem młodego lisa otoczonego przez płomienie. Szybko skoczyłem w jego stronę i wydostałem malca. Maluch zwiał gdy tylko go puściłem. W sumie nie dziwie się. Poniekąd jesteśmy wrogami chodź w tych okolicznościach to bez większego znaczenia. Nawet jeśli kiedyś przyjdzie mu zginąć ten lisek był na to za młody. Spojrzałem na Nyrasa. Zdawał się szukać jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Tylko co właściwie mogliśmy teraz zrobić? Za chwilę cały las spłonie. Miną przecież setki lat zanim powróci do poprzedniego wyglądu. Jeśli tak dalej pójdzie będziemy zmuszeni się stąd wynieść. Po chwili poczułem drażniący dym dostający się do moich płuc. Zacząłem kaszleć próbując złapać oddech. Karo natychmiast do mnie podbiegła. Jednak nawet ona nie mogła mi pomóc.
- Gdzie oni są? - zapytałem zrozpaczeni - No gdzie są ci bogowie? Naprawdę nie widzą co się dzieje? Pozwolą aby to wszystko... - przerwałem znów męczony kaszlem - Nie przeszkadza im to co się dzieje?
Niemal wszyscy spojrzeli na mnie jak na szaleńca. Nie wiedziałem co już powinienem robić. Czy to naprawdę musi się tak skończyć?
- Rendall bogowie... - zaczął Nyras lecz przerwał gdy niebo zostało przeszyte jasnym promieniem światła.
Wszyscy spojrzeliśmy na niebo. Z dziwnej, przypominającej rozdarcie, dziury wydobywało się jasne światło.
- Co się dzieje? - zapytałem
- Zdaje się... że to bogowie. - powiedział Mood
<Mood?>
- Nie... - mruknąłem - to nie może być prawda...
Czułem wściekłość i rozpacz jednocześnie. Nie miałem pojęcia co powinienem był zrobić. To zdawało się być ponad moje siły. Nagle zauważyłem młodego lisa otoczonego przez płomienie. Szybko skoczyłem w jego stronę i wydostałem malca. Maluch zwiał gdy tylko go puściłem. W sumie nie dziwie się. Poniekąd jesteśmy wrogami chodź w tych okolicznościach to bez większego znaczenia. Nawet jeśli kiedyś przyjdzie mu zginąć ten lisek był na to za młody. Spojrzałem na Nyrasa. Zdawał się szukać jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Tylko co właściwie mogliśmy teraz zrobić? Za chwilę cały las spłonie. Miną przecież setki lat zanim powróci do poprzedniego wyglądu. Jeśli tak dalej pójdzie będziemy zmuszeni się stąd wynieść. Po chwili poczułem drażniący dym dostający się do moich płuc. Zacząłem kaszleć próbując złapać oddech. Karo natychmiast do mnie podbiegła. Jednak nawet ona nie mogła mi pomóc.
- Gdzie oni są? - zapytałem zrozpaczeni - No gdzie są ci bogowie? Naprawdę nie widzą co się dzieje? Pozwolą aby to wszystko... - przerwałem znów męczony kaszlem - Nie przeszkadza im to co się dzieje?
Niemal wszyscy spojrzeli na mnie jak na szaleńca. Nie wiedziałem co już powinienem robić. Czy to naprawdę musi się tak skończyć?
- Rendall bogowie... - zaczął Nyras lecz przerwał gdy niebo zostało przeszyte jasnym promieniem światła.
Wszyscy spojrzeliśmy na niebo. Z dziwnej, przypominającej rozdarcie, dziury wydobywało się jasne światło.
- Co się dzieje? - zapytałem
- Zdaje się... że to bogowie. - powiedział Mood
<Mood?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz