Zasnąłem. Byłem wyczerpany. Sam nie wiem czemu, ale najwidoczniej tak
chciał los. Miałem dziwny sen. Chyba najdziwniejszy w życiu i co z tego
że nic nie pamiętam? Jednak wolałem nie pamiętać. Kiedy się obudziłem
zobaczyłem śpiącą Klio. Wstałem i podszedłem do wodopoju. Napiłem się
trochę. Potem postanowiłem złapać nam coś do jedzenia. Upolowałem
średniej wielkości sarnę. Zaciągnąłem ją do miejsca gdzie spała Klio.
Wadera jeszcze spała.
-Klio.-Powiedziałem cicho do jej ucha.-Klio, pobudka.-Dodałem równie cicho.
Klio się obudziła. Rozejrzała się wokół.
-Diablo?-Spytała.
Uśmiechnąłem się.
-Diablo, krew ci leci.-Spojrzała na mnie.
Spojrzałem na ziemię. Faktycznie z pyska leciała mi odrobina krwi. Jej metaliczny smak mnie trochę zniesmaczył.
-Rzeczywiście...-Szepnąłem pod nosem.
Podszedłem do wodopoju i przepłukałem pysk...
<Klio?> Weny brak [*]
Menu
- Kartki z życia
- Zawyj z nami
- Wilki
- Wataha
Ważne!!!
Prace zakończone i każdy wilk może oglądnąć swój profil!
nowe wilki będą wstawiane po 1-3 góra 4 dni jeśli formularz nie będzie miał błędów! (wybaczcie że czasem trwa to dłużej, ale niekiedy nie mam na to czasu ~Kochana422)
środa, 30 grudnia 2015
Od Karo CD Rendall'a
Dalej szeptałam obce dla wszystkich słowa. Tylko ja i to rozkraczane ptaszysko.
-Tak, le mógłbyś pobrać mu krew? I wiej. Ja go zatrzymam.-Powiedziałam.
Basior przytaknął, wziął mu krew i wybiegł z jaskini. Nie wiem czemu, ale czułam że czeka tuż za rogiem. Cofnęłam się kilka kroków w tył.
-Kose dose mose ti kerin. Niech ptak zdechnie na minin!-Oznaczało to że ptak ma zasnąć kamiennym snem na 12 godzin.
Ptak padł na ziemię i głośno chrapał. Wyszłam z jaskini.
-Chodźmy. Mam już dość tego miejsca.-Powiedziałam.
Basior zamachał ogonem i powoli szliśmy w stronę lodowej góry.
<Rendall?> :P
-Tak, le mógłbyś pobrać mu krew? I wiej. Ja go zatrzymam.-Powiedziałam.
Basior przytaknął, wziął mu krew i wybiegł z jaskini. Nie wiem czemu, ale czułam że czeka tuż za rogiem. Cofnęłam się kilka kroków w tył.
-Kose dose mose ti kerin. Niech ptak zdechnie na minin!-Oznaczało to że ptak ma zasnąć kamiennym snem na 12 godzin.
Ptak padł na ziemię i głośno chrapał. Wyszłam z jaskini.
-Chodźmy. Mam już dość tego miejsca.-Powiedziałam.
Basior zamachał ogonem i powoli szliśmy w stronę lodowej góry.
<Rendall?> :P
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Od Mood'a CD Rendall'a
- To... Klio w końcu nie jest z Tobą? - spytałem niepewnie
- Mówiłem Ci, że nie i nie miała być! - odrzekł zdenerwowany basior
- Nie wiem jak Ty, ale ja, szukałbym jej... gdzie Ty miałeś być..?
- No... Ja... poszukam jej sam... - odpowiedział nic nie ujawniając.
- O, nie! Myślisz, że drugi raz pozwolę Ci działać sam? W tajemnicy? Patrz, jak teraz się to skończyło! Powiedz szybko o co chodzi, a później zbierzemy ekipę i pójdziemy po moją siostrę. Tu chodzi o jej życie! - wykrzyknąłem, a Rendall usiadł i zaczął mówić o Diosie i całej wyprawie...
- I co? Odpuściłeś? - zdziwiłem się
- Tak, nie chcę bawić się w to wszystko, on nie żyje i trzeba się z tym pogodzić. Wilki giną codziennie, rodzina, przyjaciele, ale oni zawsze będą z nami...- powiedział, a łza spłynęła mu po policzku. Postanowiłem zostawić tą sprawę i zająć się Klio.
- No dobrze, rozdzielmy się i pójdźmy po kilka wilków. Spotkajmy się tutaj za jakiś czas i wyruszymy wspólnie. Przecież nie mogła pójść daleko! Powiem niektórym, aby przeszukali nasze tereny, gdyż może coś przeoczyliśmy - zarządziłem. On kiwnął głową i poszliśmy. Jakieś pół godziny potem spotkaliśmy się "uzbrojeni" w przyjaciół, towarzyszy... Ja, aby uniknąć.. różnych rzeczy wyjaśniłem drogę i całą sytuację bez użycia prywatnych wątków. Wiedzieli o tym tylko Neo, Ja, Aki i sam Rendall. Podzieliliśmy się na kilka mniejszych grupek i szukaliśmy jej.
- Macie jakieś jeszcze wskazówki? - spytała Karo (byłem w "grupie" z Rendall'em, Karo oraz z Invitą)
- Niestety nie, tylko to... - odpowiedział basior spoglądając w niebo. Na nami krążył Aki. Mazda* siedziała mi na ramieniu, a Nasir przejęty całą tą sprawą dzielnie dotrzymywał nam kroku. Swoją córkę - Lilly - zostawił u rodziny Kseni, która również nam pomagała. Nasza "grupa" była jedną z liczniejszych, ale to nie jest ważne....
Chodziliśmy już chyba z godzinę, ale nic... ani śladu Klio, ani znaku od innych... nie było żadnych postępów. A na dodatek, powoli zapadał zmrok...
< Rendall? >
*Mazda - towarzysz(ka) Mood'a (http://watahazlotychmysli.blogspot.com/2015/09/od-mooda-jak-zystakem-przyjaciel.html)
- Mówiłem Ci, że nie i nie miała być! - odrzekł zdenerwowany basior
- Nie wiem jak Ty, ale ja, szukałbym jej... gdzie Ty miałeś być..?
- No... Ja... poszukam jej sam... - odpowiedział nic nie ujawniając.
- O, nie! Myślisz, że drugi raz pozwolę Ci działać sam? W tajemnicy? Patrz, jak teraz się to skończyło! Powiedz szybko o co chodzi, a później zbierzemy ekipę i pójdziemy po moją siostrę. Tu chodzi o jej życie! - wykrzyknąłem, a Rendall usiadł i zaczął mówić o Diosie i całej wyprawie...
- I co? Odpuściłeś? - zdziwiłem się
- Tak, nie chcę bawić się w to wszystko, on nie żyje i trzeba się z tym pogodzić. Wilki giną codziennie, rodzina, przyjaciele, ale oni zawsze będą z nami...- powiedział, a łza spłynęła mu po policzku. Postanowiłem zostawić tą sprawę i zająć się Klio.
- No dobrze, rozdzielmy się i pójdźmy po kilka wilków. Spotkajmy się tutaj za jakiś czas i wyruszymy wspólnie. Przecież nie mogła pójść daleko! Powiem niektórym, aby przeszukali nasze tereny, gdyż może coś przeoczyliśmy - zarządziłem. On kiwnął głową i poszliśmy. Jakieś pół godziny potem spotkaliśmy się "uzbrojeni" w przyjaciół, towarzyszy... Ja, aby uniknąć.. różnych rzeczy wyjaśniłem drogę i całą sytuację bez użycia prywatnych wątków. Wiedzieli o tym tylko Neo, Ja, Aki i sam Rendall. Podzieliliśmy się na kilka mniejszych grupek i szukaliśmy jej.
- Macie jakieś jeszcze wskazówki? - spytała Karo (byłem w "grupie" z Rendall'em, Karo oraz z Invitą)
- Niestety nie, tylko to... - odpowiedział basior spoglądając w niebo. Na nami krążył Aki. Mazda* siedziała mi na ramieniu, a Nasir przejęty całą tą sprawą dzielnie dotrzymywał nam kroku. Swoją córkę - Lilly - zostawił u rodziny Kseni, która również nam pomagała. Nasza "grupa" była jedną z liczniejszych, ale to nie jest ważne....
Chodziliśmy już chyba z godzinę, ale nic... ani śladu Klio, ani znaku od innych... nie było żadnych postępów. A na dodatek, powoli zapadał zmrok...
< Rendall? >
*Mazda - towarzysz(ka) Mood'a (http://watahazlotychmysli.blogspot.com/2015/09/od-mooda-jak-zystakem-przyjaciel.html)
czwartek, 24 grudnia 2015
KOCHANI CZŁONKOWIE!
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę wam dużo zdrowia, szczęścia, uśmiechów na twarzy oraz spełnienia wszystkich waszych marzeń! Spędźcie ten magiczny czas z rodziną. Mam nadzieję, że wasz Mikołaj będzie bogaty, a Wy będziecie zadowoleni z waszych prezentów!
Moi Kochani, niestety nie dam rady dzisiaj rozstrzygnąć eventu, ale obiecuję, że zrobię to w najbliższym czasie.
A teraz, z okazji świąt każdy wilk może wybrać sobie jeden prezent (piszcie w komentarzach):
- 75AM
- Mikstura Młodości
- Mikstura Snu
- Szabla Przeznaczenia
- Smoczy Łuk
- Koński walchlarz
- Bransoleta: Lazuryt
- Korale: Odcienie Deszczu
- Wszystkie rzeczy z Cukierni Apetit (nie można kupić wszystkich, tylko 3 wybrane, a wszystkie są dostępne)
- Chciałbyś coś innego, a nie ma ego tutaj? Napisz w komentarzu, a zobaczymy co da się zrobić! To w końcu Święta! Wszyscy mamy się cieszyć i radować :)
WESOŁYCH ŚWIĄT życzą:
Alfy & Bety & TOLLERIS
Moi Kochani, niestety nie dam rady dzisiaj rozstrzygnąć eventu, ale obiecuję, że zrobię to w najbliższym czasie.
A teraz, z okazji świąt każdy wilk może wybrać sobie jeden prezent (piszcie w komentarzach):
- 75AM
- Mikstura Młodości
- Mikstura Snu
- Szabla Przeznaczenia
- Smoczy Łuk
- Koński walchlarz
- Bransoleta: Lazuryt
- Korale: Odcienie Deszczu
- Wszystkie rzeczy z Cukierni Apetit (nie można kupić wszystkich, tylko 3 wybrane, a wszystkie są dostępne)
- Chciałbyś coś innego, a nie ma ego tutaj? Napisz w komentarzu, a zobaczymy co da się zrobić! To w końcu Święta! Wszyscy mamy się cieszyć i radować :)
WESOŁYCH ŚWIĄT życzą:
Alfy & Bety & TOLLERIS
niedziela, 20 grudnia 2015
Od Rendall'a CD Mood'a
Zacząłem powoli zwalniać aż w końcu całkowicie się zatrzymałem. Usiadłem
na ziemi dysząc przy tym ciężko. Spojrzałem za siebie. Przebiegłem już
spory kawał drogi ale przede mną wciąż nie widać góry. Zdaje się, że ta
droga będzie znacznie dłuższa niż mi się wydawało. Siedziałem tak
jeszcze chwilę póki nie uspokoiłem oddechu. Przywarłem nosem do ziemi.
Czułem zapach niedawno obecnej tu zwierzyny. Niewielki brak trawy i
ledwo widoczne w topniejącym śniegu ślady wskazywały, że był to jakiś
szarak. Zacząłem węszyć aby odnaleźć trasę jego ucieczki.Po kilkunastu
minutach udało mi się złapać i zabić zająca. Posiliłem się i szybko
odzyskałem siły. Dzięki temu mogłem ruszać dalej. Nie zrobiłem jednak
tego. Cały czas stałem patrząc w stronę watahy. Położyłem uszy po sobie.
Zdaje się, że nie jestem w stanie tego zrobić. Truchtem ruszyłem w
stronę domu. Nawet jeśli przez to nie spotkam się z Diosem... mam
nadzieję, że będzie w porządku. Ta wataha stała się moim domem i nie
potrafię jej opuścić nawet na chwilę. Wierzę, że Dios to zrozumie,
przecież to także był jego dom. Z czasem zacząłem przyspieszać i biegłem
prosto w stronę jaskini.
***Jakiś czas później***
Zwolniłem gdy już udało mi się wkroczyć w znajomą okolicę. Dobrze znane mi zapachy sprawiły, że poczułem się lepiej. Zatrzymałem się widząc siedzącego przed jaskinią wilka.
- Mood? - zapytałem niepewnie
- Rendall? - zapytał dość zaskoczony wilk - myślałem, że... miało cię nie być kilka dni. - stwierdził
Schyliłem nieco głowę.
- Wiem, przepraszam za cały ten kłopot. Trochę namieszałem ale... obiecuję, że już nigdzie się stąd nie ruszę.
Samiec uśmiechnął się lekko jednak już po chwili jego mina była trochę nietęga.
- Coś się stało? - zapytałem
Basior skinął przytakująco głową jednak jeszcze chwilę milczał. Wyglądało na to, że to coś poważnego. Mood powiedział mi w końcu co się stało a jego słowa sprawiły, że osłupiałem.
<Mood?>
***Jakiś czas później***
Zwolniłem gdy już udało mi się wkroczyć w znajomą okolicę. Dobrze znane mi zapachy sprawiły, że poczułem się lepiej. Zatrzymałem się widząc siedzącego przed jaskinią wilka.
- Mood? - zapytałem niepewnie
- Rendall? - zapytał dość zaskoczony wilk - myślałem, że... miało cię nie być kilka dni. - stwierdził
Schyliłem nieco głowę.
- Wiem, przepraszam za cały ten kłopot. Trochę namieszałem ale... obiecuję, że już nigdzie się stąd nie ruszę.
Samiec uśmiechnął się lekko jednak już po chwili jego mina była trochę nietęga.
- Coś się stało? - zapytałem
Basior skinął przytakująco głową jednak jeszcze chwilę milczał. Wyglądało na to, że to coś poważnego. Mood powiedział mi w końcu co się stało a jego słowa sprawiły, że osłupiałem.
<Mood?>
Od Rendall'a CD Karo
Do moich uszu dobiegł przeraźliwy pisk. Miałem wrażenie jakby głos gryfa
był w stanie rozedrzeć mnie od środka. Zjeżyłem sierść na karku i
wyszczerzyłem zęby. Rozum kazał mi jak najszybciej uciekać jednak
instynkt powiedział aby spróbować się bronić. Zauważyłem, że Karo także
zaczęła warczeć. Gryf uniósł się na tylnych łapach prezentując
jednocześnie swoje potężne szpony. Odskoczyliśmy do tyłu gdy spróbował
nas dosięgnąć.
- Ty! - syknął wbijając w Karo wściekłe spojrzenie
- Chyba najwyższa pora abyśmy się rozliczyli. - powiedziała wadera
- Tylko abyś potem tego nie żałowała - burknął gryf i zamachnął się chcąc uderzyć waderę.
Karo udało się jednak odskoczyć. Zdaje się, że ta skrzydlata bestia zupełnie zapomniała o mojej obecności. Gryf chcąc skorzystać z chwilowej nieuwagi wadery obrócił się chcąc ją uderzyć ogonem. Widząc ten nieuchronny atak skoczyłem w stronę Karo i oboje przeturlaliśmy się na drugi koniec groty. Buteleczka z krwią gryfa rozbiła się na drobne kawałeczki a jej zawartość rozlała się na ziemi. Dzięki mojej mocy mogę stworzyć kolejną fiolkę jednak patrząc na naszą obecną sytuację nie miało to większego sensu. Za sobą mieliśmy kamienną ścianę a przed nami stał wściekły blokujący wyjście gryf. Kątem oka zauważyłem jak Karo wypowiada jakieś słowa. Nie byłem jednak w stanie ich usłyszeć. Po chwili ponownie skierowałem swój wzrok na gryfa. Wyglądało na to jakby jakaś siła przygwoździła go do ziemi. W jego oczach widziałem niepohamowaną wręcz chęć zabicia nas.
- To twoja sprawka? - zapytałem niepewnie spoglądając na waderę
<Karo?>
- Ty! - syknął wbijając w Karo wściekłe spojrzenie
- Chyba najwyższa pora abyśmy się rozliczyli. - powiedziała wadera
- Tylko abyś potem tego nie żałowała - burknął gryf i zamachnął się chcąc uderzyć waderę.
Karo udało się jednak odskoczyć. Zdaje się, że ta skrzydlata bestia zupełnie zapomniała o mojej obecności. Gryf chcąc skorzystać z chwilowej nieuwagi wadery obrócił się chcąc ją uderzyć ogonem. Widząc ten nieuchronny atak skoczyłem w stronę Karo i oboje przeturlaliśmy się na drugi koniec groty. Buteleczka z krwią gryfa rozbiła się na drobne kawałeczki a jej zawartość rozlała się na ziemi. Dzięki mojej mocy mogę stworzyć kolejną fiolkę jednak patrząc na naszą obecną sytuację nie miało to większego sensu. Za sobą mieliśmy kamienną ścianę a przed nami stał wściekły blokujący wyjście gryf. Kątem oka zauważyłem jak Karo wypowiada jakieś słowa. Nie byłem jednak w stanie ich usłyszeć. Po chwili ponownie skierowałem swój wzrok na gryfa. Wyglądało na to jakby jakaś siła przygwoździła go do ziemi. W jego oczach widziałem niepohamowaną wręcz chęć zabicia nas.
- To twoja sprawka? - zapytałem niepewnie spoglądając na waderę
<Karo?>
Od Mood'a CD Rendall'a
Bardzo zdziwiło mnie to wszystko, jednak byłem zadowolony, że Rendall wybrał właśnie mnie! To ja, miałem mu pomóc. Co prawda nie widziałem w tym sensu, ale jeśli tu chodziło o Klio, to wszystko stało się jasne. Ona kocha wtrącać się w nie swoje sprawy. Postanowiłem jak najszybciej dotrzeć do naszej jaskini.
- Tato, mam Ci do przekazania wiadomość - zacząłem, lecz najpierw rozejrzałem się, aby sprawdzić czy w pobliżu nie ma mojej siostry.
- Słucham Cię, ale od kogo jest ta wiadomość? - spytał
- Od Rendall'a. Nie będzie go przez kilka dni - odparłem.
- Dobrze, ale mówił dlaczego?
- Nie, tylko tyle, a... Gdzie jest Klio?
- Nie mam pojęcia! Poszła gdzieś z Rendall'em chyba, nie?
- Nie ma jej z nim
- Penie gdzieś poszła, a czemu pytasz?
- Tak sobie... - i wtedy się zaniepokoiłem. Klio nie wróciła do domu. Nie wiedziałem, gdzie ona jest, ale nie chciałem zawieść basiora, więc postanowiłem poszukać jej. Spotkałem się z Nasirem, lecz on powiedział mi to samo, czyli, że ona jest z Rendall'em, a jak nie, to gdzieś poszła. Jednak stwierdził, że może pomóc mi jej szukać, jeśli to coś ważnego. Niestety, po kilku godzinach nadal jej nie znaleźliśmy. Nasir musiał iść do domu, zająć się córką. Zostałem z tym sam. Na koniec stwierdziłem, że pójdę do Rendall'a i miałem nadzieję, że jeszcze go zastanę. Jednak już go nie było. Usiadłem przed jego jaskinią i myślałem... W głębi czułem, że zawiniłem...
< Rendall? >
- Tato, mam Ci do przekazania wiadomość - zacząłem, lecz najpierw rozejrzałem się, aby sprawdzić czy w pobliżu nie ma mojej siostry.
- Słucham Cię, ale od kogo jest ta wiadomość? - spytał
- Od Rendall'a. Nie będzie go przez kilka dni - odparłem.
- Dobrze, ale mówił dlaczego?
- Nie, tylko tyle, a... Gdzie jest Klio?
- Nie mam pojęcia! Poszła gdzieś z Rendall'em chyba, nie?
- Nie ma jej z nim
- Penie gdzieś poszła, a czemu pytasz?
- Tak sobie... - i wtedy się zaniepokoiłem. Klio nie wróciła do domu. Nie wiedziałem, gdzie ona jest, ale nie chciałem zawieść basiora, więc postanowiłem poszukać jej. Spotkałem się z Nasirem, lecz on powiedział mi to samo, czyli, że ona jest z Rendall'em, a jak nie, to gdzieś poszła. Jednak stwierdził, że może pomóc mi jej szukać, jeśli to coś ważnego. Niestety, po kilku godzinach nadal jej nie znaleźliśmy. Nasir musiał iść do domu, zająć się córką. Zostałem z tym sam. Na koniec stwierdziłem, że pójdę do Rendall'a i miałem nadzieję, że jeszcze go zastanę. Jednak już go nie było. Usiadłem przed jego jaskinią i myślałem... W głębi czułem, że zawiniłem...
< Rendall? >
Od Rendall'a CD Neo
Poszedłem w stronę jaskini. Zatrzymałem się przed jej wejściem.
Spuściłem głowę i położyłem uszy po sobie. Miałem w głowię mętlik. Nie
chciałem się jednak wycofać.
- Aki! - zawołałem gdyż wiedziałem, że sokół jest gdzieś w pobliżu.
Po chwili do moich uszu dobiegł trzepot skrzydeł i poczułem ciężar lądującego na moim grzbiecie ptaka.
- Będę potrzebował twojej pomocy. - powiedziałem
- Co masz przez to na myśli?
- Wyruszam w podróż lecz nie wiem ile może ona potrwać. Chciał bym abyś poszukał Mood'a
- Młodego alfę? - zapytał wyraźnie zaskoczony
Skinąłem przytakująco głową.
- Mam do niego drobną sprawę. Znajdź go proszę.
Sokół bez słowa wyfrunął z jaskini dzięki czemu ja mogłem się zająć przygotowaniami. Nie miałem nic cennego co mógł bym wręczyć Gostychowi czy też bożkowi Dolo. Poza tym miara cenności danej rzeczy u nich wygląda zapewne zupełnie inaczej. Będę się martwił tym co im wręczę dopiero gdy do tego dojdzie. Teraz postanowiłem skupić swoje przygotowania na wyprawie w góry ponieważ pora roku niezbyt mi sprzyja. Dzięki mojej mocy udało mi się stworzyć szal, który następnie zawinąłem sobie na szyi. Na górze z pewnością będzie dużo zimniej niż tu. Po chwili do jaskini wleciał Aki. Natychmiast wyszedłem na zewnątrz gdzie czekał na mnie Mood.
- Witaj - powiedziałem z lekkim uśmiechem
- Witaj - odparł basior - Podobno masz do mnie jakąś sprawę.
- Wybacz, że cię w to mieszam. Chciał bym abyś przekazał swojemu ojcu, że nie będzie mnie kilka dni.
- W porządku ale nie możesz sam tego zrobić?
- Nie chciał bym aby Klio dowiedziała się zbyt szybko. Gdy już przekażesz wiadomość ojcu możesz jej również powiedzieć. Powinienem być wtedy wystarczająco daleko.
- Nie ma problemu ale dlaczego Ja?
- Klio może mieć różne pomysły gdy już się dowie. Wierzę, że będziesz potrafił skutecznie ją od nich odciągnąć. - powiedziałem z uśmiechem
Mood odwzajemnił uśmiech.
- W takim razie do zobaczenia za kilka dni. - powiedziałem po czym ruszyłem w kierunku góry Sytha.
Przed moimi łapami widziałem cień Aki'ego. Wziąłem głęboki wdech.
- Będziesz musiał tu zostać. - powiedziałem
- Co takiego? - zapytał ptak gwałtownie zniżając swój lot.
- Możesz być tu potrzebny. Gdyby cokolwiek się działo będziesz musiał mnie znaleźć.
- Jak niby będę miał to zrobić?
Uśmiechnąłem się lekko.
- Nie wiem ale wierzę w twoje umiejętności. - po tych słowach przyspieszyłem.
Zauważałem jak oddalam się od Aki'ego. Ptak stopniowo zwalniał aż w końcu zupełnie się zatrzymał. Dystans pomiędzy nami się zwiększał aż w końcu zupełnie straciłem sokoła z oczu. Mam wrażenie, że to coś co powinienem zrobić sam. Pozostało mi jedynie wierzyć, że Mood zatrzyma wszelkie pomysły Klio.
< Mood lub Klio? >
- Aki! - zawołałem gdyż wiedziałem, że sokół jest gdzieś w pobliżu.
Po chwili do moich uszu dobiegł trzepot skrzydeł i poczułem ciężar lądującego na moim grzbiecie ptaka.
- Będę potrzebował twojej pomocy. - powiedziałem
- Co masz przez to na myśli?
- Wyruszam w podróż lecz nie wiem ile może ona potrwać. Chciał bym abyś poszukał Mood'a
- Młodego alfę? - zapytał wyraźnie zaskoczony
Skinąłem przytakująco głową.
- Mam do niego drobną sprawę. Znajdź go proszę.
Sokół bez słowa wyfrunął z jaskini dzięki czemu ja mogłem się zająć przygotowaniami. Nie miałem nic cennego co mógł bym wręczyć Gostychowi czy też bożkowi Dolo. Poza tym miara cenności danej rzeczy u nich wygląda zapewne zupełnie inaczej. Będę się martwił tym co im wręczę dopiero gdy do tego dojdzie. Teraz postanowiłem skupić swoje przygotowania na wyprawie w góry ponieważ pora roku niezbyt mi sprzyja. Dzięki mojej mocy udało mi się stworzyć szal, który następnie zawinąłem sobie na szyi. Na górze z pewnością będzie dużo zimniej niż tu. Po chwili do jaskini wleciał Aki. Natychmiast wyszedłem na zewnątrz gdzie czekał na mnie Mood.
- Witaj - powiedziałem z lekkim uśmiechem
- Witaj - odparł basior - Podobno masz do mnie jakąś sprawę.
- Wybacz, że cię w to mieszam. Chciał bym abyś przekazał swojemu ojcu, że nie będzie mnie kilka dni.
- W porządku ale nie możesz sam tego zrobić?
- Nie chciał bym aby Klio dowiedziała się zbyt szybko. Gdy już przekażesz wiadomość ojcu możesz jej również powiedzieć. Powinienem być wtedy wystarczająco daleko.
- Nie ma problemu ale dlaczego Ja?
- Klio może mieć różne pomysły gdy już się dowie. Wierzę, że będziesz potrafił skutecznie ją od nich odciągnąć. - powiedziałem z uśmiechem
Mood odwzajemnił uśmiech.
- W takim razie do zobaczenia za kilka dni. - powiedziałem po czym ruszyłem w kierunku góry Sytha.
Przed moimi łapami widziałem cień Aki'ego. Wziąłem głęboki wdech.
- Będziesz musiał tu zostać. - powiedziałem
- Co takiego? - zapytał ptak gwałtownie zniżając swój lot.
- Możesz być tu potrzebny. Gdyby cokolwiek się działo będziesz musiał mnie znaleźć.
- Jak niby będę miał to zrobić?
Uśmiechnąłem się lekko.
- Nie wiem ale wierzę w twoje umiejętności. - po tych słowach przyspieszyłem.
Zauważałem jak oddalam się od Aki'ego. Ptak stopniowo zwalniał aż w końcu zupełnie się zatrzymał. Dystans pomiędzy nami się zwiększał aż w końcu zupełnie straciłem sokoła z oczu. Mam wrażenie, że to coś co powinienem zrobić sam. Pozostało mi jedynie wierzyć, że Mood zatrzyma wszelkie pomysły Klio.
< Mood lub Klio? >
Od Karo CD Rendall'a
Spojrzałam na basiorów. Cała ta sytuacja była nieco...niecodzienna. Po chwili odezwałam się:
-Załatwię krew gryfa, ale skąd mam wziąć kryształy?-Palnęłam.
Rendall spojrzał na basiora.
-Mam kilka w tej jaskini, a krew gryfa możesz przynieść we flaszce. -Wyjaśnił.
-Oki, Rendall mógłbyś mi towarzyszyć? Gryfy nie są zadowolone, gdy widzą wilka więc...-Nie dokończyłam.
-Z chęcią, ale wtedy...zamienisz się w kamień...-Powiedział.
-Po waszym wyjściu mam trzy godziny, potem znów staję się głazem.-Tak jakby, zażartował.
Wtem na dworze, przestało padać.
-Pomożemy ci.-Przyrzekłam.
Rendall i ja wybiegliśmy z jaskini.
-Karo jak zamierzasz zdobyć krew gryfa?-Spytał.
-Muszę rozliczyć się z pewnym gryfem.-Powiedziałam zdeterminowana.
Pobiegliśmy w kierunku gór. Pewien gryf, zasłużył na zemstę. Po godzinie, byliśmy już na miejscu. Musimy się spieszyć. Nagle do jaskini wleciał gryf. Ten, o którego mi chodziło. Wślizgnęliśmy się zaraz za nim. Rendall był zaskoczony tym że chce zdobyć krew gryfa, a co dziwniejsze...że się tego nie boję. Po kilku minutach gryf ułożył się do snu. Przełknęłam ślinę. Po cichu zakradliśmy się do śpiącego potwora. Rendall wyciągnął flaszkę, teraz wszystko zależało od tego czy uda nam się. Oczywiście, nie zabiję go. Nie jestem podła, a gryfy mają mocny sen. Zakradłam się do tułowia gryfa i lekko nacięłam skórę. Rendall zebrał krew. Niespodziewanie, gryf się obudził i nas zobaczył...
-Załatwię krew gryfa, ale skąd mam wziąć kryształy?-Palnęłam.
Rendall spojrzał na basiora.
-Mam kilka w tej jaskini, a krew gryfa możesz przynieść we flaszce. -Wyjaśnił.
-Oki, Rendall mógłbyś mi towarzyszyć? Gryfy nie są zadowolone, gdy widzą wilka więc...-Nie dokończyłam.
-Z chęcią, ale wtedy...zamienisz się w kamień...-Powiedział.
-Po waszym wyjściu mam trzy godziny, potem znów staję się głazem.-Tak jakby, zażartował.
Wtem na dworze, przestało padać.
-Pomożemy ci.-Przyrzekłam.
Rendall i ja wybiegliśmy z jaskini.
-Karo jak zamierzasz zdobyć krew gryfa?-Spytał.
-Muszę rozliczyć się z pewnym gryfem.-Powiedziałam zdeterminowana.
Pobiegliśmy w kierunku gór. Pewien gryf, zasłużył na zemstę. Po godzinie, byliśmy już na miejscu. Musimy się spieszyć. Nagle do jaskini wleciał gryf. Ten, o którego mi chodziło. Wślizgnęliśmy się zaraz za nim. Rendall był zaskoczony tym że chce zdobyć krew gryfa, a co dziwniejsze...że się tego nie boję. Po kilku minutach gryf ułożył się do snu. Przełknęłam ślinę. Po cichu zakradliśmy się do śpiącego potwora. Rendall wyciągnął flaszkę, teraz wszystko zależało od tego czy uda nam się. Oczywiście, nie zabiję go. Nie jestem podła, a gryfy mają mocny sen. Zakradłam się do tułowia gryfa i lekko nacięłam skórę. Rendall zebrał krew. Niespodziewanie, gryf się obudził i nas zobaczył...
< Rendall? > Wena...mi...wysiadła xD
sobota, 19 grudnia 2015
Od Rendall'a Cd Karo
- Póki Wy żyjecie, żyję i ja.
Przekręciłem lekko głowę w pytającym geście.
- Chcesz powiedzieć, że... - zacząłem
- Gdy stąd odejdziecie ja na powrót zamienię się w posąg. - powiedział wilk
- To straszne - odezwała się Karo - Nie ma na to jakiegoś sposobu?
Skinąłem przytakująco głową na znak, że mnie również to interesuję. To co mówił wilk było dla mnie dość intrygujące i chętnie dowiedział bym się czegoś więcej.
- Wszystkie żywe cząsteczki w moim ciele zamieniły się w magię. Jestem zbudowany z magii i można powiedzieć, że posiadam moc dorównującą bogom. Magia jednak aby być skuteczna potrzebuje energii życiowej z, której może korzystać. Zjawiliście się tu i wasza energia jest przeze mnie wchłaniana.
Po tych słowach automatycznie zerwałem się z miejsca. Nie wiedziałem co ma dokładnie na myśli ale w moim odczuciu dzielenie się moją energią życiową nie brzmiało zbyt dobrze.
- Wiem o czym myślisz - powiedział wilk - nie masz się jednak czego obawiać. Wchłaniane przeze mnie ilości nie wyrządzą wam żadnej krzywdy.
Usiadłem z powrotem nieco uspokojony. Chciałem wysłuchać jego opowieści do końca, głównie dlatego, że wciąż nie powiedział czy istnieje jakiś sposób aby mu pomóc.
- Wiele wieków temu na tych terenach toczyła się zażarta wojna. W jej trakcie zginęło wiele zwierząt a natura została niemal w całości zniszczona. Miejsce to przypominało tylko jałową pustynię. Chciałem ochronić to miejsce jednak nie posiadałem wystarczającej mocy. Bogowie zgodzili się mi pomóc. Dali mi moc, która mogła ochronić to miejsce jednak musiałem za nią zapłacić. Ceną tej ogromnej mocy było moje życie.
Nastała cisza. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Z tego co nam powiedział zgodził się na ten układ. Oddał swoje życie tylko po to aby ochronić to miejsce. Nagle wilk zbliżył się do Karo i przyłożył łapę do jej łapy. Spojrzałem na niego zaskoczony. Z miejsca w którym dotknął Karo wydobywało się lekkie światło.
- Już nie powinno boleć. - powiedział wilk
Spojrzałem zaskoczony na waderę. Dlaczego nic nie powiedziała? Samica wpatrywała się teraz w swoją łapę z chyba nie mniejszym zaskoczeniem niż moje.
- Jest jakiś sposób by ci pomóc? - ponowiłem pytanie
- Jeśli tylko mógł bym przelać całą moją magiczną energię do jakiegoś pojemnika moja dusza stała by się wolna i mógł bym ze spokojem odejść z tego świata.
- Myślisz o czymś konkretnym? - zapytałem niepewnie
- Jedynie kryształy z krwią gryfów posiadają wystarczającą moc.
Położyłem uszy po sobie. Gdzie my mamy znaleźć jakiegoś gryfa? No i potem jeszcze zyskać trochę jego krwi? Spojrzałem niepewnie na Karo.
< Karo? >
Przekręciłem lekko głowę w pytającym geście.
- Chcesz powiedzieć, że... - zacząłem
- Gdy stąd odejdziecie ja na powrót zamienię się w posąg. - powiedział wilk
- To straszne - odezwała się Karo - Nie ma na to jakiegoś sposobu?
Skinąłem przytakująco głową na znak, że mnie również to interesuję. To co mówił wilk było dla mnie dość intrygujące i chętnie dowiedział bym się czegoś więcej.
- Wszystkie żywe cząsteczki w moim ciele zamieniły się w magię. Jestem zbudowany z magii i można powiedzieć, że posiadam moc dorównującą bogom. Magia jednak aby być skuteczna potrzebuje energii życiowej z, której może korzystać. Zjawiliście się tu i wasza energia jest przeze mnie wchłaniana.
Po tych słowach automatycznie zerwałem się z miejsca. Nie wiedziałem co ma dokładnie na myśli ale w moim odczuciu dzielenie się moją energią życiową nie brzmiało zbyt dobrze.
- Wiem o czym myślisz - powiedział wilk - nie masz się jednak czego obawiać. Wchłaniane przeze mnie ilości nie wyrządzą wam żadnej krzywdy.
Usiadłem z powrotem nieco uspokojony. Chciałem wysłuchać jego opowieści do końca, głównie dlatego, że wciąż nie powiedział czy istnieje jakiś sposób aby mu pomóc.
- Wiele wieków temu na tych terenach toczyła się zażarta wojna. W jej trakcie zginęło wiele zwierząt a natura została niemal w całości zniszczona. Miejsce to przypominało tylko jałową pustynię. Chciałem ochronić to miejsce jednak nie posiadałem wystarczającej mocy. Bogowie zgodzili się mi pomóc. Dali mi moc, która mogła ochronić to miejsce jednak musiałem za nią zapłacić. Ceną tej ogromnej mocy było moje życie.
Nastała cisza. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Z tego co nam powiedział zgodził się na ten układ. Oddał swoje życie tylko po to aby ochronić to miejsce. Nagle wilk zbliżył się do Karo i przyłożył łapę do jej łapy. Spojrzałem na niego zaskoczony. Z miejsca w którym dotknął Karo wydobywało się lekkie światło.
- Już nie powinno boleć. - powiedział wilk
Spojrzałem zaskoczony na waderę. Dlaczego nic nie powiedziała? Samica wpatrywała się teraz w swoją łapę z chyba nie mniejszym zaskoczeniem niż moje.
- Jest jakiś sposób by ci pomóc? - ponowiłem pytanie
- Jeśli tylko mógł bym przelać całą moją magiczną energię do jakiegoś pojemnika moja dusza stała by się wolna i mógł bym ze spokojem odejść z tego świata.
- Myślisz o czymś konkretnym? - zapytałem niepewnie
- Jedynie kryształy z krwią gryfów posiadają wystarczającą moc.
Położyłem uszy po sobie. Gdzie my mamy znaleźć jakiegoś gryfa? No i potem jeszcze zyskać trochę jego krwi? Spojrzałem niepewnie na Karo.
< Karo? >
środa, 16 grudnia 2015
Od Klio CD Diablo
Byłam już kawałek drogi za nimi, gdy usłyszałam te słowa... Stanęłam jak wryta i myślałam, że już zemdlałam i śnię, ale nie, to byłą w stu procentach rzeczywistość. Odwróciłam się i podbiegłam do niego. Lucyfer poszedł, a ja czekałam, aż Diablo się obudzi. Odzyskał przytomność około pięciu minut później. Zaraz potem wtuliłam się w grube futro wilka. Było cudownie! Następnie zaczęło padać, więc zabrałam basiora do pobliskiej jaskini. Usiedliśmy w kącie i nastąpiła chwila ciszy.
- Bawiłam się tu jak byłam mała - powiedziałam, lecz on nawet na mnie nie spojrzał. - Odkryłam tę jaskinię wraz z Nasirem. Zrobiliśmy sobie "bazę" i zawsze tutaj przychodziliśmy jak... właściwie zawsze. Teraz też tu czasem przychodzę. Chcę pokazać to miejsce Astrze oraz Lilly - córce mojego przyjaciela - chciałam zacząć jakąś rozmowę i porozmawiać o..., lecz on tylko uśmiechnął się. Później odparł:
- Jesteś zmęczona?
- Nie wiem... Może trochę, a Ty? - spytałam
- No... - odpowiedział.
- W porządku, odpocznij, a tak w ogóle, to dziękuję. Wiesz, za to... za ratunek
- Nie ma sprawy - powiedział uśmiechnięty, a po chwili zasnął...
< Diablo? > Sory, że takie krótkie, ale brak weny, no i czasu :P
- Bawiłam się tu jak byłam mała - powiedziałam, lecz on nawet na mnie nie spojrzał. - Odkryłam tę jaskinię wraz z Nasirem. Zrobiliśmy sobie "bazę" i zawsze tutaj przychodziliśmy jak... właściwie zawsze. Teraz też tu czasem przychodzę. Chcę pokazać to miejsce Astrze oraz Lilly - córce mojego przyjaciela - chciałam zacząć jakąś rozmowę i porozmawiać o..., lecz on tylko uśmiechnął się. Później odparł:
- Jesteś zmęczona?
- Nie wiem... Może trochę, a Ty? - spytałam
- No... - odpowiedział.
- W porządku, odpocznij, a tak w ogóle, to dziękuję. Wiesz, za to... za ratunek
- Nie ma sprawy - powiedział uśmiechnięty, a po chwili zasnął...
< Diablo? > Sory, że takie krótkie, ale brak weny, no i czasu :P
Od Neo CD Rendall'a
Zdziwiła mnie ta prośba, gdyż była dość niecodzienna i niebezpieczna, ale postanowiłam go nie zatrzymywać, ponieważ wiem, le znaczył dla niego Dios, a poza tym było to całkiem możliwe. Gdy Klio poszła, a Rendall spytał mnie o warunki odpowiedziałam:
- Warunki są trzy, jednak wiedz, że zanim je spełnisz... Chcę Ci powiedzieć, że to nie jest sprawa na kilka godzin. Wiążą się z tym podróże... Rozumiesz to i nadal jesteś pewien? - chciałam się upewnić
- Tak, ale co muszę zrobić? - był najwidoczniej dość zniecierpliwiony
- Już Ci mówię, po pierwsze musisz znaleźć pewien kwiat. Znajduje się poza terenami naszej watahy, a dokładnie na Górze Sytha.
Poznasz go po złotych płatkach i... w ogóle będzie jedynym kwiatem na górze. Cały problem tkwi w tym, jak dostaniesz się na górę - basior kiwnął głową. - Następnie, będziesz musiał wykonać coś... przed Tobą będzie najtrudniejsza rzecz z całej wyprawy. Mianowicie, będziesz musiał udać się do Gostycha - burkliwego samotnika, który był niegdyś szamanem. Mieszka na pustynia Amona. Później przekonaj go, aby udał się dalej z Tobą - bardzo możliwe, że on wymyśli dla Ciebie coś... będzie chciał czegoś w zamian. Na koniec zostanie Ci udanie się w pewne miejsce, o którym wie tylko Gostych, więc jest CI bardzo potrzebny, a tam będziesz mógł stanąć twarzą w twarz z Bożkiem Dolo. Wtedy on, również może czegoś chcieć, ale... Wiesz, ja, nigdy nie próbowałam tego, więc nie znam szczegółów. O reszcie będziesz musiał przekonać się sam. Mam nadzieję, że Ci pomogłam - zakończyłam.
- Dziękuję! Naprawdę, wyruszę już jutro! - powiedział
- Acha, może chciałbyś jakiegoś towarzysza, w sensie wilka, który by Ci pomógł... Nie wiem, może wolisz iść sam, ale mi by to pomogło. Z resztą, wątpię, że Klio pozwoli Ci pójść samemu, ale to zależy od Ciebie - Rendall zrobił zmieszaną minę - Życzę Ci powodzenia - przyda Ci się... - pożegnałam Go, a on kiwnął głową i odszedł...
< Renadll? >
- Warunki są trzy, jednak wiedz, że zanim je spełnisz... Chcę Ci powiedzieć, że to nie jest sprawa na kilka godzin. Wiążą się z tym podróże... Rozumiesz to i nadal jesteś pewien? - chciałam się upewnić
- Tak, ale co muszę zrobić? - był najwidoczniej dość zniecierpliwiony
- Już Ci mówię, po pierwsze musisz znaleźć pewien kwiat. Znajduje się poza terenami naszej watahy, a dokładnie na Górze Sytha.
Poznasz go po złotych płatkach i... w ogóle będzie jedynym kwiatem na górze. Cały problem tkwi w tym, jak dostaniesz się na górę - basior kiwnął głową. - Następnie, będziesz musiał wykonać coś... przed Tobą będzie najtrudniejsza rzecz z całej wyprawy. Mianowicie, będziesz musiał udać się do Gostycha - burkliwego samotnika, który był niegdyś szamanem. Mieszka na pustynia Amona. Później przekonaj go, aby udał się dalej z Tobą - bardzo możliwe, że on wymyśli dla Ciebie coś... będzie chciał czegoś w zamian. Na koniec zostanie Ci udanie się w pewne miejsce, o którym wie tylko Gostych, więc jest CI bardzo potrzebny, a tam będziesz mógł stanąć twarzą w twarz z Bożkiem Dolo. Wtedy on, również może czegoś chcieć, ale... Wiesz, ja, nigdy nie próbowałam tego, więc nie znam szczegółów. O reszcie będziesz musiał przekonać się sam. Mam nadzieję, że Ci pomogłam - zakończyłam.
- Dziękuję! Naprawdę, wyruszę już jutro! - powiedział
- Acha, może chciałbyś jakiegoś towarzysza, w sensie wilka, który by Ci pomógł... Nie wiem, może wolisz iść sam, ale mi by to pomogło. Z resztą, wątpię, że Klio pozwoli Ci pójść samemu, ale to zależy od Ciebie - Rendall zrobił zmieszaną minę - Życzę Ci powodzenia - przyda Ci się... - pożegnałam Go, a on kiwnął głową i odszedł...
< Renadll? >
Od Karo CD Rendall'a
Po
chwili się obudziłam. Nagle w okół rozbłysnęło oślepiające światło. Po
chwili zjawił się jakiś wilk. Łapy ślizgały mi się na lodzie, ale nadal
(z nie do wierzeniem) przyglądałam się nieznajomemu.
-Witaj.-Przywitałam się.
-Witajcie.-Przywitał się.
Rendall patrzył na wilka. Po chwili się ocknął.
-Jakim cudem...ożyłeś?-Spytał się Rendall.
-Jestem wilkiem...chociaż nie wiem czy chcecie to usłyszeć...-Przerwał nagle.-Może najpierw pójdziemy, gdzieś gdzie łapy wam się nie ślizgają?-Spytał.
-To...dobry pomysł.-Przyznałam wywracając się na lodzie.
Podniosłam się, ale bolała mnie łapa. Poszłam jednak za basiorami. Po przejściu koło wyjścia jaskini, okazało się że deszcz zaczął padać coraz mocniej i grzmoty oraz błyskawice były coraz częstsze.
-Musimy tu trochę zostać.-Powiedział Rendall.
-To teraz mógłbyś nam coś o sobie opowiedzieć???-Spytaliśmy razem z Rendall`em.
< Rendall? > Brak weny mi dokucza [*]
-Witaj.-Przywitałam się.
-Witajcie.-Przywitał się.
Rendall patrzył na wilka. Po chwili się ocknął.
-Jakim cudem...ożyłeś?-Spytał się Rendall.
-Jestem wilkiem...chociaż nie wiem czy chcecie to usłyszeć...-Przerwał nagle.-Może najpierw pójdziemy, gdzieś gdzie łapy wam się nie ślizgają?-Spytał.
-To...dobry pomysł.-Przyznałam wywracając się na lodzie.
Podniosłam się, ale bolała mnie łapa. Poszłam jednak za basiorami. Po przejściu koło wyjścia jaskini, okazało się że deszcz zaczął padać coraz mocniej i grzmoty oraz błyskawice były coraz częstsze.
-Musimy tu trochę zostać.-Powiedział Rendall.
-To teraz mógłbyś nam coś o sobie opowiedzieć???-Spytaliśmy razem z Rendall`em.
< Rendall? > Brak weny mi dokucza [*]
poniedziałek, 14 grudnia 2015
KONIEC ANKIETY!!
Cześć, pora na podsumowanie naszej ankiety, otóż, nagrodę (150AM) otrzymuje....
INVITA & ASPEN!
Dostajecie po 75 AM (chyba, że chcecie jakoś inaczej się podzielić)
Gratuluję i dziękuję za wzięcie udziału :)
Przypominam również o naszym kolejnym świątecznym evencie :)
Pozdrawiam - TOLLERIS
INVITA & ASPEN!
Dostajecie po 75 AM (chyba, że chcecie jakoś inaczej się podzielić)
Gratuluję i dziękuję za wzięcie udziału :)
Przypominam również o naszym kolejnym świątecznym evencie :)
Pozdrawiam - TOLLERIS
Od Rendall'a CD Karo
- Karo! - zawołałem przerażony i czym prędzej pobiegłem do samicy.
Nie należało to jednak do zbyt prostych ponieważ moje łapy ślizgały się we wszystkie możliwe strony. W końcu jednak udało mi się dostać do wadery.
- Karo, Karo ocknij się proszę. - mówiłem.
Nie wyglądało na to aby miała się szybko obudzić. Spojrzałem w górę. Znajdowaliśmy się przed jakimś dziwnym lodowym posągiem. Nie miałem jednak ochoty zbyt długo mu się przyglądać. Wolałem po prostu zabrać stąd Karo. Ostrożnie zaczęliśmy przemieszczać się w stronę pobliskiej ściany. Ułożyłem się tak aby głowa Karo spoczęła na moim grzbiecie. Sam natomiast położyłem głowę na łapach i zacząłem się przyglądać posągowi. Rzeźba wydawała się być niezwykle dokładna. Przedstawiała wilka ze skrzydłami o rozpiętości równej mniej więcej podwójnej długości jego ciała. Mimo iż to niezaprzeczalne dzieło sztuki nie miało zbyt imponujących rozmiarów z pewnością ktoś włożył wiele pracy w wykonanie go. Leżałem tak aż do momentu gdy nie poczułem dziwnego znużenia. Oczy jakby same zaczęły mi się zamykać. Ziewnąłem po czym najzwyczajniej zasnąłem. Obudziły mnie jakieś dziwne trzaski. Zauważyłem, że na lodowym wilku zaczęły pokazywać się dziwne pęknięcia. Do tego z każdą chwilą powiększały się i wydobywał się z nich dziwny blask. Poczułem jakiś ruch.
- Karo? - zapytałem zaskoczony
- Rendall? - zapytała wadera gdy już się ocknęła, spojrzała na lodowy posąg i dodała - Co się dzieje?
- Sam nie wiem. - odparłem
Pęknięcia na rzeźbie stawały się coraz liczniejsze a bijący z nich blask raził jeszcze bardziej. W końcu stał się tak silny, że zmuszony byłem zamknąć oczy aby mnie on nie oślepił. Po chwili światło jakby ustąpiło a wokół nas rozległ się głuchy odgłos stąpania po lodzie. Otworzyłem oczy i z niedowierzaniem przyglądałem się stojącemu przed nami wilkowi.
<Karo?>
Nie należało to jednak do zbyt prostych ponieważ moje łapy ślizgały się we wszystkie możliwe strony. W końcu jednak udało mi się dostać do wadery.
- Karo, Karo ocknij się proszę. - mówiłem.
Nie wyglądało na to aby miała się szybko obudzić. Spojrzałem w górę. Znajdowaliśmy się przed jakimś dziwnym lodowym posągiem. Nie miałem jednak ochoty zbyt długo mu się przyglądać. Wolałem po prostu zabrać stąd Karo. Ostrożnie zaczęliśmy przemieszczać się w stronę pobliskiej ściany. Ułożyłem się tak aby głowa Karo spoczęła na moim grzbiecie. Sam natomiast położyłem głowę na łapach i zacząłem się przyglądać posągowi. Rzeźba wydawała się być niezwykle dokładna. Przedstawiała wilka ze skrzydłami o rozpiętości równej mniej więcej podwójnej długości jego ciała. Mimo iż to niezaprzeczalne dzieło sztuki nie miało zbyt imponujących rozmiarów z pewnością ktoś włożył wiele pracy w wykonanie go. Leżałem tak aż do momentu gdy nie poczułem dziwnego znużenia. Oczy jakby same zaczęły mi się zamykać. Ziewnąłem po czym najzwyczajniej zasnąłem. Obudziły mnie jakieś dziwne trzaski. Zauważyłem, że na lodowym wilku zaczęły pokazywać się dziwne pęknięcia. Do tego z każdą chwilą powiększały się i wydobywał się z nich dziwny blask. Poczułem jakiś ruch.
- Karo? - zapytałem zaskoczony
- Rendall? - zapytała wadera gdy już się ocknęła, spojrzała na lodowy posąg i dodała - Co się dzieje?
- Sam nie wiem. - odparłem
Pęknięcia na rzeźbie stawały się coraz liczniejsze a bijący z nich blask raził jeszcze bardziej. W końcu stał się tak silny, że zmuszony byłem zamknąć oczy aby mnie on nie oślepił. Po chwili światło jakby ustąpiło a wokół nas rozległ się głuchy odgłos stąpania po lodzie. Otworzyłem oczy i z niedowierzaniem przyglądałem się stojącemu przed nami wilkowi.
<Karo?>
czwartek, 10 grudnia 2015
Od Karo CD Rendall'a
Zaczęło
padać. W tym przypadku musieliśmy zostać w jaskini. Nagle błyskawica i
grzmot. Wtem napis na ścianie jaskini zaczął błyszczeć. Czyżby to jakiś
znak? Spojrzałam na basiora. Przypatrywał się temu zjawisku.
-Może pójdziemy w głąb jaskini?-Spytałam.
-Z chęcią.-Odrzekłam.
Poszliśmy powoli w głąb nagle ziemia zrobiła się strasznie śliska. Nagle się poślizgnęłam.
-Karo!-Krzyknął Rendall.
Pobiegła za mną.
-Pomocy!!!-Pisnęłam, co nie było do mnie podobne.
Nie mogłam się zatrzymać. Nagle z ogromną siłą uderzyłam w coś. Straciłam przytomność. Ostatnimi siłami usłyszałam głos Rendall`a. Zemdlałam...
<Rendall?> Brak pomysłu...
-Może pójdziemy w głąb jaskini?-Spytałam.
-Z chęcią.-Odrzekłam.
Poszliśmy powoli w głąb nagle ziemia zrobiła się strasznie śliska. Nagle się poślizgnęłam.
-Karo!-Krzyknął Rendall.
Pobiegła za mną.
-Pomocy!!!-Pisnęłam, co nie było do mnie podobne.
Nie mogłam się zatrzymać. Nagle z ogromną siłą uderzyłam w coś. Straciłam przytomność. Ostatnimi siłami usłyszałam głos Rendall`a. Zemdlałam...
<Rendall?> Brak pomysłu...
Od Diablo CD Klio
,,Powiedź jej!" krzyknąłem do Lucyfera. W tym języku, bezgłośnym, słyszał mnie tylko on.
-Zaczekaj!-Krzyknął Lucyfer.
Wadera odwróciła się.
-On...ciebie też.-Czułem że memu towarzyszowi ledwo przeszły te słowa przez gardło.
Klio podbiegła do mnie.
-Obudzi się za 5 minut, ale ja muszę iść...gdzieś.-Rzucił i przeszedł przez portal.
Wtem moje rany i obicia, zaczęły się goić. Po chwili stanąłem na łapach.
-Klio!-Rozejrzałem się nerwowo wokół.
Wadera wtuliła się w moją sierść. To było...miłe. Bardzo. Wtem na niebie pojawiły się ciemne chmury i zaczął padać deszcz.
-Musimy schronić się przed deszczem.-Powiedziałem.
Wadera pociągnęła mnie w kierunku jaskini...
<Klio?> Weny brak [*]
-Zaczekaj!-Krzyknął Lucyfer.
Wadera odwróciła się.
-On...ciebie też.-Czułem że memu towarzyszowi ledwo przeszły te słowa przez gardło.
Klio podbiegła do mnie.
-Obudzi się za 5 minut, ale ja muszę iść...gdzieś.-Rzucił i przeszedł przez portal.
Wtem moje rany i obicia, zaczęły się goić. Po chwili stanąłem na łapach.
-Klio!-Rozejrzałem się nerwowo wokół.
Wadera wtuliła się w moją sierść. To było...miłe. Bardzo. Wtem na niebie pojawiły się ciemne chmury i zaczął padać deszcz.
-Musimy schronić się przed deszczem.-Powiedziałem.
Wadera pociągnęła mnie w kierunku jaskini...
<Klio?> Weny brak [*]
niedziela, 6 grudnia 2015
Od Rendall'a CD Klio
Moje
serce krzyczało abym to zrobił jednak starałem się zachować chłodny
umysł. Cały ten pomysł wydaje się być trochę nierealny. Przecież zmarli
odeszli a mimo to... jeśli istnieje chodź malutka szansa to chciał bym
spróbować. Po chwili pokiwałem przytakująco głową. Z tyłu głowy wciąż
miałem pewne wątpliwości ale... chodź ten raz chciał bym odłożyć na bok
zdrowy rozsądek i po prostu czegoś spróbować. Wadera uśmiechnęła się
lekko i powiedziała:
- W takim razie chodźmy do Neo.
Bez słowa ruszyłem za samicą. Z początku wciąż byłem trochę pesymistycznie nastawiony jednak z każdym przebytym metrem moje myśli coraz to bardziej zmieniały kierunek. W końcu przestałem się zastanawiać nad tym czy to w ogóle możliwe i zacząłem myśleć o tym co mogę powiedzieć Diosowi gdy już się spotkamy.
- Ciociu Neo! - zawołała Klio widząc w oddali brązową waderę.
- Klio, Rendall. Witajcie.
- Mamy do siebie sprawę - powiedziała biała samica - Rendall chciał by porozmawiać z Diosem.
Wyraz Neo świadczył o tym, że jest ona dość zaskoczona tą prośbą. Zdaje sobie sprawę, że to dość niecodzienna sprawa.
- Czy istnieje w ogóle taka możliwość? - zapytałem niepewnie
Nastało milczenie. Może jednak za wcześnie zacząłem się tym cieszyć. Z niecierpliwością wpatrywałem się w brązową samicę. Czułem ścisk w klatce piersiowej wyczekując odpowiedzi.
- Istnieje - padło w końcu
Serce jakby mi podskoczyło z radości. Neo nie wyglądała jednak na zbyt przekonaną. Wyglądało tak jakby rozważała jakiś problem.
- Możesz się spotkać z Diosem jednak trzeba najpierw spełnić kilka warunków. - powiedziała wadera.
Padłem przed nią na ziemię.
- Nie ważne. Cokolwiek będzie trzeba zrobić. Zrobię wszystko. - powiedziałem
- W porządku. - powiedziała Neo.
W głosie wadery wyczuwałem coś dziwnego. Czyżby te warunki były aż tak trudne? To nieistotne. Teraz już się nie wycofam.
- Klio czy mogła byś nas zostawić? - wzrok Neo powędrował w moją stronę - To rzeczy, o których nikt poza zainteresowanym nie powinien słyszeć.
- Jasne - uśmiechnęła się białą samica.
- Dziękuję - powiedziałem do oddalającej się Klio
Z pełną powaga spojrzałem na Neo. Wziąłem głęboki wdech.
- Co to za warunki jakie muszę spełnić? - zapytałem
<Neo?>
- W takim razie chodźmy do Neo.
Bez słowa ruszyłem za samicą. Z początku wciąż byłem trochę pesymistycznie nastawiony jednak z każdym przebytym metrem moje myśli coraz to bardziej zmieniały kierunek. W końcu przestałem się zastanawiać nad tym czy to w ogóle możliwe i zacząłem myśleć o tym co mogę powiedzieć Diosowi gdy już się spotkamy.
- Ciociu Neo! - zawołała Klio widząc w oddali brązową waderę.
- Klio, Rendall. Witajcie.
- Mamy do siebie sprawę - powiedziała biała samica - Rendall chciał by porozmawiać z Diosem.
Wyraz Neo świadczył o tym, że jest ona dość zaskoczona tą prośbą. Zdaje sobie sprawę, że to dość niecodzienna sprawa.
- Czy istnieje w ogóle taka możliwość? - zapytałem niepewnie
Nastało milczenie. Może jednak za wcześnie zacząłem się tym cieszyć. Z niecierpliwością wpatrywałem się w brązową samicę. Czułem ścisk w klatce piersiowej wyczekując odpowiedzi.
- Istnieje - padło w końcu
Serce jakby mi podskoczyło z radości. Neo nie wyglądała jednak na zbyt przekonaną. Wyglądało tak jakby rozważała jakiś problem.
- Możesz się spotkać z Diosem jednak trzeba najpierw spełnić kilka warunków. - powiedziała wadera.
Padłem przed nią na ziemię.
- Nie ważne. Cokolwiek będzie trzeba zrobić. Zrobię wszystko. - powiedziałem
- W porządku. - powiedziała Neo.
W głosie wadery wyczuwałem coś dziwnego. Czyżby te warunki były aż tak trudne? To nieistotne. Teraz już się nie wycofam.
- Klio czy mogła byś nas zostawić? - wzrok Neo powędrował w moją stronę - To rzeczy, o których nikt poza zainteresowanym nie powinien słyszeć.
- Jasne - uśmiechnęła się białą samica.
- Dziękuję - powiedziałem do oddalającej się Klio
Z pełną powaga spojrzałem na Neo. Wziąłem głęboki wdech.
- Co to za warunki jakie muszę spełnić? - zapytałem
<Neo?>
MIKOŁAJKI
Wszystkiego Najlepszego z okazji MIKOŁAJEK!!
Mikołaj zabrał listy? Możecie chwalić się w komentarzach jak spędziliście dzisiejszy dzień!
Ja, dostałam górę słodyczy, a po kościele poszłam na obiad do babci. Teraz, po odrobieniu lekcji czas na relax :P
Pozdrawiam - TOLLERIS
Mikołaj zabrał listy? Możecie chwalić się w komentarzach jak spędziliście dzisiejszy dzień!
Ja, dostałam górę słodyczy, a po kościele poszłam na obiad do babci. Teraz, po odrobieniu lekcji czas na relax :P
Pozdrawiam - TOLLERIS
poniedziałek, 30 listopada 2015
Od Klio CD Diablo
Po lekcji poszliśmy z Diablem na polowanie. Ja, zaczaiłam się na zająca. Był niesamowity! Już miałam skoczyć, aż nagle...
Nim się obejrzałam basior leżał nieco zakrwawiony i cały poobijany, a ja, zostałam z tym sama...
Miałam mętlik w głowie! Nie wiedziałam, co mam zrobić, w końcu nigdy mi się nic podobnego nie przytrafiło.
Stałam chwilę nie ruszając się, potem podeszłam do niego - był nieprzytomny. Byłam tak bardzo wystraszona, że myślałam, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi. Po chwili postanowiłam działać. Zaciągnęłam go nad wodę (była nie daleko). W końcu zobaczyłam... Lucyfera!
- Lucyfer! Hej! - wołałam, ale on udawał, że mnie nie słyszy, ani nie widzi, więc podbiegłam do niego - Ej, rozumiem, że za mną nie przepadasz, ale tam Twój Przyjaciel leży nieprzytomny, więc może byś mi pomógł! - wtedy poszedł za mną i wypowiedział nad nim kilka słów, które nie do końca zrozumiałam.
- Dobrze, możesz już iść - poweidział
- Nie! Chcę zostać! W końcu, on uratował mi życie! - wykrzyknęłam
- Więc jeszcze mi mówisz, że to wszystko przez Ciebie!? Tym bardziej, zmiataj stąd! - był najwyraźniej bardzo zły, ale ja nie zamierzałam odpuścić
- Ale... Ja nie mogę! Muszę, Ty nie rozumiesz!
- Musisz, to Ty iść, co Ci zależy? Uciekaj stąd!
- Nie! Proszę... Z resztą, nie możesz mi rozkazać!
- Właśnie, że mogę! Idź już! O co Ci chodzi?! Chcesz, żeby miał spokój to idź! Co Ci szkodzi, he? - po tych słowach odwróciłam się i poszłam...
- Kocham Go... - szepnęłam, a łza spłynęła mi po policzku. Jednak wiedziałam, że nie ma sensu kłócić się z tym... czymś. Najwyraźniej nie przepada za mną...
< Diablo? >
Nim się obejrzałam basior leżał nieco zakrwawiony i cały poobijany, a ja, zostałam z tym sama...
Miałam mętlik w głowie! Nie wiedziałam, co mam zrobić, w końcu nigdy mi się nic podobnego nie przytrafiło.
Stałam chwilę nie ruszając się, potem podeszłam do niego - był nieprzytomny. Byłam tak bardzo wystraszona, że myślałam, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi. Po chwili postanowiłam działać. Zaciągnęłam go nad wodę (była nie daleko). W końcu zobaczyłam... Lucyfera!
- Lucyfer! Hej! - wołałam, ale on udawał, że mnie nie słyszy, ani nie widzi, więc podbiegłam do niego - Ej, rozumiem, że za mną nie przepadasz, ale tam Twój Przyjaciel leży nieprzytomny, więc może byś mi pomógł! - wtedy poszedł za mną i wypowiedział nad nim kilka słów, które nie do końca zrozumiałam.
- Dobrze, możesz już iść - poweidział
- Nie! Chcę zostać! W końcu, on uratował mi życie! - wykrzyknęłam
- Więc jeszcze mi mówisz, że to wszystko przez Ciebie!? Tym bardziej, zmiataj stąd! - był najwyraźniej bardzo zły, ale ja nie zamierzałam odpuścić
- Ale... Ja nie mogę! Muszę, Ty nie rozumiesz!
- Musisz, to Ty iść, co Ci zależy? Uciekaj stąd!
- Nie! Proszę... Z resztą, nie możesz mi rozkazać!
- Właśnie, że mogę! Idź już! O co Ci chodzi?! Chcesz, żeby miał spokój to idź! Co Ci szkodzi, he? - po tych słowach odwróciłam się i poszłam...
- Kocham Go... - szepnęłam, a łza spłynęła mi po policzku. Jednak wiedziałam, że nie ma sensu kłócić się z tym... czymś. Najwyraźniej nie przepada za mną...
< Diablo? >
Od Klio CD Rendall'a
Gdy usłyszałam te słowa, jego słowa, zrobiło mi się przykro...
- Ja, nie potrafiłabym żyć bez tego, bez rodziny... - to była prawda. Nie wyobrażam sobie jak można być samym, samotnym. Co prawda, Rendall ma mnie i nie tylko. Ma wielu przyjaciół, którzy go wręcz uwielbiają i mogliby oddać za niego życie. Jedyny problem w tym, że on, nie lubi samego siebie. On nienawidzi siebie, każe siebie za śmierć Diosa, ale tym razem, nie mogę mu pomóc. Nie ja, nie żadne czary, ani nawet mama, to on sam, musi do tego dojść. Ja, mogę z nim posiedzieć nad zamarzniętym jeziorem, mogę go wspierać, pocieszać, ale nie mogę rozwiązać za niego problemu.
- Nie gniewaj się, ja, ja po prostu jestem w rozsypce i czasami... nie wiem co mówię, czy nawet co robię - odparł basior. Westchnęłam, nastąpiła chwila ciszy. Pomyślałam, o tym co tak naprawdę jest problemem i wymyśliłam. Chodzi o to, że tutaj nie było ani grama pożegnania... To jest cały problem!
- A gdybyś tak mógł ostatni raz porozmawiać z Diosem? - spytałam, a on wyjątkowo podniósł łeb i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Wytrzeszczył oczy i...
- W jaki sposób masz zamiar to zrobić? - zapytał, a ja, wiedziałam, że gdyby tylko mógł, to skorzystałby z okazji, gdyż nie zaprzeczył...
z dobrego sera i na pewno nie za darmo... - odpowiedziałam.
- No nie wiem... W sumie, zrobiłbym wszystko, żeby choć jeszcze jeden raz usłyszeć jego głos, ale... - zaczął się wahać. Ja sama, pomyślałam, że trzeba by zapytać Neo... Ona, zna się trochę na tej całej magii i szamanach i w ogóle, więc może pomoże nam.
- To... jaka jest Twoja decyzja?
< Rendall? >
- Ja, nie potrafiłabym żyć bez tego, bez rodziny... - to była prawda. Nie wyobrażam sobie jak można być samym, samotnym. Co prawda, Rendall ma mnie i nie tylko. Ma wielu przyjaciół, którzy go wręcz uwielbiają i mogliby oddać za niego życie. Jedyny problem w tym, że on, nie lubi samego siebie. On nienawidzi siebie, każe siebie za śmierć Diosa, ale tym razem, nie mogę mu pomóc. Nie ja, nie żadne czary, ani nawet mama, to on sam, musi do tego dojść. Ja, mogę z nim posiedzieć nad zamarzniętym jeziorem, mogę go wspierać, pocieszać, ale nie mogę rozwiązać za niego problemu.
- Nie gniewaj się, ja, ja po prostu jestem w rozsypce i czasami... nie wiem co mówię, czy nawet co robię - odparł basior. Westchnęłam, nastąpiła chwila ciszy. Pomyślałam, o tym co tak naprawdę jest problemem i wymyśliłam. Chodzi o to, że tutaj nie było ani grama pożegnania... To jest cały problem!
- A gdybyś tak mógł ostatni raz porozmawiać z Diosem? - spytałam, a on wyjątkowo podniósł łeb i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Wytrzeszczył oczy i...
- W jaki sposób masz zamiar to zrobić? - zapytał, a ja, wiedziałam, że gdyby tylko mógł, to skorzystałby z okazji, gdyż nie zaprzeczył...
z dobrego sera i na pewno nie za darmo... - odpowiedziałam.
- No nie wiem... W sumie, zrobiłbym wszystko, żeby choć jeszcze jeden raz usłyszeć jego głos, ale... - zaczął się wahać. Ja sama, pomyślałam, że trzeba by zapytać Neo... Ona, zna się trochę na tej całej magii i szamanach i w ogóle, więc może pomoże nam.
- To... jaka jest Twoja decyzja?
< Rendall? >
EVENT "ANDRZEJKOWY" - ROZTRZYGNIĘCIE!!
W pierwszej kategorii znowu nikt się nie popisał, więc zostawiamy ją w spokoju i przechodzimy do wierszy, gdzie zamieszanie było nie większe niż ostatnio...
Invita & Aspen
Andrzejkowa noc zapada
W domu ciepło, ogień grzeje,
Bóg się patrzy z nieba,
A gdzieś w cieniu za kominkiem
Gdzie wzrok pana nie dosięga
stoi stolik, na nim ciastka
Pod nim zaś miseczka,
Gdy do domu wraca tata
nic nie widzi,
a pod stołem siedzą dzieci
Wodę woskiem polewają i ciasteczka podkradają
Otwierają po kolei
Wróżby prędko wyskakują
Każdy inną wnet znajduje
Można by tak całą stronę lecz zabawa kończy się
Jeszcze tylko zła historia i do łóżka
No cóż!
Jutro też jest dzień
Alfy & Bety
Już jest wyjątkowy czas,
Kiedy wróżba wita was.
Dzisiaj każdy z was się dowie,
Co go czekać będzie, bowiem:
Kto pojedzie za granice,
Odkrywając okolice?
A kto za mąż szybciej wyjdzie?
I gdzie w życiu kto zajedzie?
Tego dzisiaj się dowiecie,
Jeśli tylko wy zechcecie!
Oczywiście zrobię głosowanie (jak zawsze)
Nikt nie napisał opowiadania, więc tutaj również nie ma co oceniać, ale mam nadzieję, że w następnym evencie (ogłoszę w ten weekend), będziecie brać bardziej udział!
Invita & Aspen
Andrzejkowa noc zapada
W domu ciepło, ogień grzeje,
Bóg się patrzy z nieba,
A gdzieś w cieniu za kominkiem
Gdzie wzrok pana nie dosięga
stoi stolik, na nim ciastka
Pod nim zaś miseczka,
Gdy do domu wraca tata
nic nie widzi,
a pod stołem siedzą dzieci
Wodę woskiem polewają i ciasteczka podkradają
Otwierają po kolei
Wróżby prędko wyskakują
Każdy inną wnet znajduje
Można by tak całą stronę lecz zabawa kończy się
Jeszcze tylko zła historia i do łóżka
No cóż!
Jutro też jest dzień
Alfy & Bety
Już jest wyjątkowy czas,
Kiedy wróżba wita was.
Dzisiaj każdy z was się dowie,
Co go czekać będzie, bowiem:
Kto pojedzie za granice,
Odkrywając okolice?
A kto za mąż szybciej wyjdzie?
I gdzie w życiu kto zajedzie?
Tego dzisiaj się dowiecie,
Jeśli tylko wy zechcecie!
Oczywiście zrobię głosowanie (jak zawsze)
Nikt nie napisał opowiadania, więc tutaj również nie ma co oceniać, ale mam nadzieję, że w następnym evencie (ogłoszę w ten weekend), będziecie brać bardziej udział!
sobota, 28 listopada 2015
Od Rendall'a CD Karo
Przytaknąłem, wziąłem głęboki wdech i zacząłem odczytywać inskrypcje.
- Miłość jest jak spacer podczas bardzo drobnego deszczu. Idziesz i dopiero po pewnym czasie orientujesz się, że przemokłeś do głębi serca.
Uniosłem wzrok spoglądając na ścianę. Wszystkie znaki się zgadzały, nie ma szans abym coś pomylił a jednak... napis wydał mi się trochę dziwny.
- Co o tym sądzisz? - zwróciłem się do Karo
- Nie jestem pewna - powiedziała samica jakby trochę zmieszana.
Jeszcze raz spojrzałem na ścianę.
- Może pójdziemy... - zacząłem ale przerwał mi potężny grzmot.
Spojrzałem w stronę wyjścia. Deszcz lał niemiłosiernie. Wyglądało to trochę jak oberwanie chmury chodź nie do końca. Nastąpił błysk i kolejny huk.
- Może jednak nie pójdziemy. - stwierdziłem
Usiadłem wpatrując się w ciemne niebo. Krople deszczu spadały na ziemię z taką siłą, że dźwięk jaki przy tym powstawał zdawał się zagłuszać wszystko inne.Kolejny błysk i zaraz za nim grzmot. Spojrzałem na lodową jaskinię w której siedzieliśmy. Gdybym wiedział, że zastanie nas deszcz raczej zrezygnował bym z przychodzenia tutaj.
- Zdaje się, że będziemy musieli tu zostać do czasu aż skończy się ta ulewa. - rzuciłem niechętnie
<Karo?>
- Miłość jest jak spacer podczas bardzo drobnego deszczu. Idziesz i dopiero po pewnym czasie orientujesz się, że przemokłeś do głębi serca.
Uniosłem wzrok spoglądając na ścianę. Wszystkie znaki się zgadzały, nie ma szans abym coś pomylił a jednak... napis wydał mi się trochę dziwny.
- Co o tym sądzisz? - zwróciłem się do Karo
- Nie jestem pewna - powiedziała samica jakby trochę zmieszana.
Jeszcze raz spojrzałem na ścianę.
- Może pójdziemy... - zacząłem ale przerwał mi potężny grzmot.
Spojrzałem w stronę wyjścia. Deszcz lał niemiłosiernie. Wyglądało to trochę jak oberwanie chmury chodź nie do końca. Nastąpił błysk i kolejny huk.
- Może jednak nie pójdziemy. - stwierdziłem
Usiadłem wpatrując się w ciemne niebo. Krople deszczu spadały na ziemię z taką siłą, że dźwięk jaki przy tym powstawał zdawał się zagłuszać wszystko inne.Kolejny błysk i zaraz za nim grzmot. Spojrzałem na lodową jaskinię w której siedzieliśmy. Gdybym wiedział, że zastanie nas deszcz raczej zrezygnował bym z przychodzenia tutaj.
- Zdaje się, że będziemy musieli tu zostać do czasu aż skończy się ta ulewa. - rzuciłem niechętnie
<Karo?>
Od Rendall'a CD Klio
Klio szła obok jednak zupełnie nie zawracałem sobie głowy jej
obecnością. Wszystkie moje myśli krążyły wyłącznie wokół Diosa. Nie wiem
jak mogłem pozwolić temu malcowi odejść w ten sposób, to po prostu nie
powinno się wydarzyć. Z początku traktowałem Diosa jak szczeniaka
potrzebującego opieki jednak z czasem się do niego przywiązałem.
Najbardziej bolało właśnie to, że zacząłem o nim myśleć jak o członku
mojej rodziny. Pomyślałem, że ten pokrzywdzony przez los szczeniak mógł
by być moim synem i chyba właśnie to był mój błąd. Być może gdybym go
nie zaakceptował to wszystko potoczyło by się inaczej i Dios by jeszcze
żył. Spojrzałem przed siebie i ogarnęło mnie dziwne przerażenie.
Zatrzymałem się nagle. Droga, którą zmierzaliśmy wiodła prosto do
jaskini.
- Nie chcę... - szepnąłem - Nie chcę tam teraz wracać. - powiedziałem a wewnątrz poczułem się strasznie bezsilny.
Klio podeszła do mnie i objęła przyjacielsko.
- Nie musisz. - powiedziała cicho
Ledwo powstrzymałem napływające mi do oczu łzy.
- Może pójdziemy nad jezioro? - zapytała wadera
Skinąłem przytakująco głową i powłóczystym krokiem podążyłem za samicą. Usiadłem na brzegu wbijając puste spojrzenie w taflę delikatnie falującej wody. Nagle w wodzie tuż obok mojego spostrzegłem drugie odbicie. Klio uśmiechnęła się lekko. Że też chciało jej się tu ze mną siedzieć. Niezbyt umiejętnie odwzajemniłem uśmiech. Znów spojrzałem na swoje odbicie kładąc uszy.
- Być może ja po prostu nie jestem do tego stworzony - powiedziałem - przecież wiele wilków jakoś radzi sobie bez rodziny.
<Klio?>
- Nie chcę... - szepnąłem - Nie chcę tam teraz wracać. - powiedziałem a wewnątrz poczułem się strasznie bezsilny.
Klio podeszła do mnie i objęła przyjacielsko.
- Nie musisz. - powiedziała cicho
Ledwo powstrzymałem napływające mi do oczu łzy.
- Może pójdziemy nad jezioro? - zapytała wadera
Skinąłem przytakująco głową i powłóczystym krokiem podążyłem za samicą. Usiadłem na brzegu wbijając puste spojrzenie w taflę delikatnie falującej wody. Nagle w wodzie tuż obok mojego spostrzegłem drugie odbicie. Klio uśmiechnęła się lekko. Że też chciało jej się tu ze mną siedzieć. Niezbyt umiejętnie odwzajemniłem uśmiech. Znów spojrzałem na swoje odbicie kładąc uszy.
- Być może ja po prostu nie jestem do tego stworzony - powiedziałem - przecież wiele wilków jakoś radzi sobie bez rodziny.
<Klio?>
poniedziałek, 23 listopada 2015
Od Klio CD Rendall'a
W domu, gdy się obudziłam, pierwsze co zrobiłam, to spytałam:
- Gdzie jest Rendall? - musiałam to koniecznie wiedzieć i to teraz
- Rendall? U siebie, a co? Wszystko w porządku? - mam się zaniepokoiła
- W najlepszym. Idę do niego...
- A co ze śniadaniem?! - krzyknęła za mną, ale bez skutku.
Gdy dotarłam na miejsce zastałam mojego przyjaciela, który nie potrafi się pozbierać po stracie swojego...
- Czy mogłabym pójść z Tobą? - powiedziałam, a on kiwnął głową. Po drodze nazbierałam trochę kwiatków, ale nie były one zbyt piękne, bo wiadomo, zima idzie... W lesie, spotkaliśmy Neo...
- Hej, Neo - pobiegłam do niej - Mogłabyś dać nam bukiet takich pięknych, cudnych kwiatów, no wiesz, to dla kumpla... - spojrzałam w ziemię, a Neo spojrzała na Rendall'a, uśmiechnęła się i dała nam ogromny bukiet białych kwiatów.
- Proszę, poszłabym z wami, ale, lepiej będzie, jak zrobicie to we dwójkę, w końcu to nie jest wycieczka. Klio, cieszę się, że znowu jesteś z nami - odparła z uśmiechem i poszła. Spojrzałam na basiora, a on nadal był smutny i bezsilny. Tym razem, również był to problem z przyjacielem, ale już z innej półki. Ten problem, był nie do rozwiązania, przez żadne marzenia, magię, czy nawet mnie, mamę, poradzić sobie z tym mógł tylko Rendall. On sam, musi dać radę. Jest to trudne, niemal niemożliwe, ale... On jest silny i ja, w niego wierzę.
Ruszyliśmy dalej. Do końca drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Jak dotarliśmy, stanęliśmy na wprost grobu. Ja, ułożyłam delikatnie kwiaty, a Rendall, rzucił się na ziemię i zaczął płakać. Odsunęłam się i rozmyślałam o wszystkim. Po chwili basior wstał i podszedł do mnie.
- Powinniśmy już iść - powiedział.
- Jak uważasz - stwierdziłam i poszliśmy. Przez drogę nie rozmawialiśmy dużo. On ciągle myślał o tym wszystkim. Po prostu nie potrafił się z tym pogodzić...
< Rendall? > Przepraszam, że tak długo musiałaś/eś czekać :)
- Gdzie jest Rendall? - musiałam to koniecznie wiedzieć i to teraz
- Rendall? U siebie, a co? Wszystko w porządku? - mam się zaniepokoiła
- W najlepszym. Idę do niego...
- A co ze śniadaniem?! - krzyknęła za mną, ale bez skutku.
Gdy dotarłam na miejsce zastałam mojego przyjaciela, który nie potrafi się pozbierać po stracie swojego...
- Czy mogłabym pójść z Tobą? - powiedziałam, a on kiwnął głową. Po drodze nazbierałam trochę kwiatków, ale nie były one zbyt piękne, bo wiadomo, zima idzie... W lesie, spotkaliśmy Neo...
- Hej, Neo - pobiegłam do niej - Mogłabyś dać nam bukiet takich pięknych, cudnych kwiatów, no wiesz, to dla kumpla... - spojrzałam w ziemię, a Neo spojrzała na Rendall'a, uśmiechnęła się i dała nam ogromny bukiet białych kwiatów.
- Proszę, poszłabym z wami, ale, lepiej będzie, jak zrobicie to we dwójkę, w końcu to nie jest wycieczka. Klio, cieszę się, że znowu jesteś z nami - odparła z uśmiechem i poszła. Spojrzałam na basiora, a on nadal był smutny i bezsilny. Tym razem, również był to problem z przyjacielem, ale już z innej półki. Ten problem, był nie do rozwiązania, przez żadne marzenia, magię, czy nawet mnie, mamę, poradzić sobie z tym mógł tylko Rendall. On sam, musi dać radę. Jest to trudne, niemal niemożliwe, ale... On jest silny i ja, w niego wierzę.
Ruszyliśmy dalej. Do końca drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Jak dotarliśmy, stanęliśmy na wprost grobu. Ja, ułożyłam delikatnie kwiaty, a Rendall, rzucił się na ziemię i zaczął płakać. Odsunęłam się i rozmyślałam o wszystkim. Po chwili basior wstał i podszedł do mnie.
- Powinniśmy już iść - powiedział.
- Jak uważasz - stwierdziłam i poszliśmy. Przez drogę nie rozmawialiśmy dużo. On ciągle myślał o tym wszystkim. Po prostu nie potrafił się z tym pogodzić...
< Rendall? > Przepraszam, że tak długo musiałaś/eś czekać :)
Od Karo CD Rendall'a
Widok ściany lodowej z płaskorzeźbami (czy malowidłami?) mnie zatkał. Basior nagle położył uszy po sobie.
-Nie podoba ci się.-Spytał.
Milczałam jeszcze chwilę, ale potem rzekłam:
-To...takie niezwykłe. Aż zabrakło mi słów. to jest takie piękne, niesamowite. -Wyszeptałam.
Basiorowi widocznie poprawił się humor.
-Umiesz to odczytać?-Spytałam.
-Nie jestem pewny, ale może gdzieś byłby jakiś słownik...-Powiedział.
Rozglądaliśmy się wokół. Kiedy tak chodziliśmy spostrzegłam że pod łapami też mam lodową "podłogę", dziwne ale myślałam że Rendall niezbyt lubi lód...Ale kto to wie, ja np. nie lubię polować, ale czasami robię wyjątki...zresztą to chyba nie moja sprawa. Wracając do rzeczy. Rendall nagle wrócił z wielką księgą.
-To słownik?-Spytałam.
Basior przytaknął. Wtedy zaczął odczytywać...
< Rendall? > Sorki że takie krótkie, ale wena mi gdzieś zniknęła... :'(
-Nie podoba ci się.-Spytał.
Milczałam jeszcze chwilę, ale potem rzekłam:
-To...takie niezwykłe. Aż zabrakło mi słów. to jest takie piękne, niesamowite. -Wyszeptałam.
Basiorowi widocznie poprawił się humor.
-Umiesz to odczytać?-Spytałam.
-Nie jestem pewny, ale może gdzieś byłby jakiś słownik...-Powiedział.
Rozglądaliśmy się wokół. Kiedy tak chodziliśmy spostrzegłam że pod łapami też mam lodową "podłogę", dziwne ale myślałam że Rendall niezbyt lubi lód...Ale kto to wie, ja np. nie lubię polować, ale czasami robię wyjątki...zresztą to chyba nie moja sprawa. Wracając do rzeczy. Rendall nagle wrócił z wielką księgą.
-To słownik?-Spytałam.
Basior przytaknął. Wtedy zaczął odczytywać...
< Rendall? > Sorki że takie krótkie, ale wena mi gdzieś zniknęła... :'(
Od Diablo CD Klio
Polowanie nie było zbytnio trudne. Lucyfer od dawna mnie tego uczył ,,W
razie czego". Wracając do tematu...Kiedy polowałem, spostrzegłem że Klio
nie spuszczała ze mnie wzroku. Potem polował Mood. Ja i Klio, podczas
jego polowania, rozmawialiśmy. Następnie polowała Klio. dziwna
sprawa...ale ja też nie odrywałem od niej wzroku. Poszło jej
fantastycznie!!! Pod koniec lekcji wymieniliśmy kilka uwag. Potem Mood
poszedł doskonalić swoje umiejętności, a nauczycielka musiała gdzieś
iść. Zostaliśmy tylko ja i Klio.
-To co robimy przez resztę dnia?-Spytała.
-Nie mam pojęcia.-Powiedziałem.
-To mamy kłopot, bo ja też nie.-Odparła uśmiechając się.
-To...może spróbujemy polować na własną łapę?-Spytałem.
-Świetny pomysł!-Powiedziała szczęśliwa.
Poszliśmy w głąb lasu. Nagle spostrzegliśmy szaraka.
-Klio...chcesz zacząć?-Spytałem.
-Z chęcią.-Odpowiedziała.
Zaczaiła się na zająca. Nagle usłyszałem stukot kopyt saren i jeleni. Całe stado biegło w naszym kierunku! Przeszedł mnie zimny dreszcz. One biegły bardziej w kierunku Klio. Były niecałe 200 metrów od wadery. Ona jednak była skupiona na szaraku. Musiałem działać! Nie czekałem już ani chwili. Ruszyłem w kierunku Klio. Odepchnąłem ją na bok i w niecałą sekundę stado saren mnie przewróciło i stratowało. Po minucie jednak nie było już po nich śladu. Ja natomiast leżałem poobijany i lekko zakrwawiony. Spojrzałem na Klio i...urwał mi się film. Nie wiem co się dalej działo...
< Klio? > Brak weny [*]
-To co robimy przez resztę dnia?-Spytała.
-Nie mam pojęcia.-Powiedziałem.
-To mamy kłopot, bo ja też nie.-Odparła uśmiechając się.
-To...może spróbujemy polować na własną łapę?-Spytałem.
-Świetny pomysł!-Powiedziała szczęśliwa.
Poszliśmy w głąb lasu. Nagle spostrzegliśmy szaraka.
-Klio...chcesz zacząć?-Spytałem.
-Z chęcią.-Odpowiedziała.
Zaczaiła się na zająca. Nagle usłyszałem stukot kopyt saren i jeleni. Całe stado biegło w naszym kierunku! Przeszedł mnie zimny dreszcz. One biegły bardziej w kierunku Klio. Były niecałe 200 metrów od wadery. Ona jednak była skupiona na szaraku. Musiałem działać! Nie czekałem już ani chwili. Ruszyłem w kierunku Klio. Odepchnąłem ją na bok i w niecałą sekundę stado saren mnie przewróciło i stratowało. Po minucie jednak nie było już po nich śladu. Ja natomiast leżałem poobijany i lekko zakrwawiony. Spojrzałem na Klio i...urwał mi się film. Nie wiem co się dalej działo...
< Klio? > Brak weny [*]
środa, 18 listopada 2015
Od Klio CD Diablo
Bardzo zdziwiły mnie odwiedziny Diablo i to na dodatek z Lucyferem... Ale zrobiło mi się od razu lepiej, kiedy usłyszałam przeprosiny. Uśmiechnęłam się i patrzyłam, jak przechodzi przez portal.
- To co robimy? - zapytał po chwili Diablo, a ja zastanowiłam się przez chwilę
- Kompletnie nie mam pojęcia - odpowiedziałam.
- No to mamy problem, bo ja też nie - odparł i spojrzeliśmy na siebie. Nastąpiła chwila ciszy, po czym mama zawołała:
- Klio! Mamy przecież lekcje! - dopiero wtedy sobie przypomniałam
- Diablo, przecież są dzisiaj zajęcia! Zupełnie zapomniałam! - powiedziałam, a basior skinął głową i poszedł za mną.
~~~~ Podczas zajęć ~~~~
- Świetnie, dzisiaj zajmiemy się polowaniem - powiedziała, a Diablo uśmiechnął się. Zaria na chwilę spojrzała na małą Astrę, która była pod opieką Aurory - opiekunki szczeniąt. Gdy znowu jej wzrok zapadł na nas oznajmiła:
- Dobrze, myślę, że każdy z was wie mniej więcej na czym polowanie polega, prawda? Zacznijmy od tego, że trzeba skupić się w 100 procentach na ofierze - zdobyczy. Kto chce zaprezentować? - spytała, a zgłosili się Mood i Diablo, ale ten mój braciszek zawsze wszystko prezentuje, więc mama wybrała Diablo. Według mnie, on jest w tym świetny! Poszliśmy głębiej do lasu i szybko znaleźliśmy zająca. Basior przygotował się i gdy wyczuł odpowiedni moment rzucił się w pogoń za ofiarą. Po chwili przyniósł w pysku upolowanego zwierza.
- Bardzo dobrze! Genialnie! Kto następny? Mood? - pochwaliła go, a brat chwilę potem polował na zająca. Teraz ja czekałam na swoją kolej.
Dzisiejsze zajęcia były naprawdę bardzo ciekawe.
< Diablo? >
- To co robimy? - zapytał po chwili Diablo, a ja zastanowiłam się przez chwilę
- Kompletnie nie mam pojęcia - odpowiedziałam.
- No to mamy problem, bo ja też nie - odparł i spojrzeliśmy na siebie. Nastąpiła chwila ciszy, po czym mama zawołała:
- Klio! Mamy przecież lekcje! - dopiero wtedy sobie przypomniałam
- Diablo, przecież są dzisiaj zajęcia! Zupełnie zapomniałam! - powiedziałam, a basior skinął głową i poszedł za mną.
~~~~ Podczas zajęć ~~~~
- Świetnie, dzisiaj zajmiemy się polowaniem - powiedziała, a Diablo uśmiechnął się. Zaria na chwilę spojrzała na małą Astrę, która była pod opieką Aurory - opiekunki szczeniąt. Gdy znowu jej wzrok zapadł na nas oznajmiła:
- Dobrze, myślę, że każdy z was wie mniej więcej na czym polowanie polega, prawda? Zacznijmy od tego, że trzeba skupić się w 100 procentach na ofierze - zdobyczy. Kto chce zaprezentować? - spytała, a zgłosili się Mood i Diablo, ale ten mój braciszek zawsze wszystko prezentuje, więc mama wybrała Diablo. Według mnie, on jest w tym świetny! Poszliśmy głębiej do lasu i szybko znaleźliśmy zająca. Basior przygotował się i gdy wyczuł odpowiedni moment rzucił się w pogoń za ofiarą. Po chwili przyniósł w pysku upolowanego zwierza.
- Bardzo dobrze! Genialnie! Kto następny? Mood? - pochwaliła go, a brat chwilę potem polował na zająca. Teraz ja czekałam na swoją kolej.
Dzisiejsze zajęcia były naprawdę bardzo ciekawe.
< Diablo? >
wtorek, 17 listopada 2015
Od Aurory CD Nex'a
Położyłam uszy po sobie. Zrobiło mi się żal wilka. Nie podoba mi się jego tok myślenia. Nie chcę aby tak myślał.
- A wataha? - zapytałam nagle
Samiec spojrzał na mnie pytająco.
- No chyba jest jakiś powód dla którego dołączyłeś właśnie do tej watahy.
Basior pokręcił przecząco głową mówiąc przy tym:
- Nie bardzo.
Wydęłam poliki w geście niezadowolenia. Odniosłam wrażenie kompletnego braku współpracy ze strony Nex'a.
- No ale przecież tak nie może być. - stwierdziłam - Te wszystkie zapierające dech w piersi miejsca, te niebanalne osobowości jakich nie mieliśmy okazji jeszcze poznać. To wszystko ma sens a więc dlaczego twierdzisz, że w twoim przypadku jest inaczej?
Basior nic nie odpowiedział. Zamyśliłam się na chwilę. Może to po prostu nie jest najlepszy temat do rozmowy. Lepiej będzie jeśli zmienię temat.
- Pobawimy się? - zapytałam z uśmiechem jednoczenie zamiatając ogonem po ziemi.
- Pobawić się? - powtórzył Nex.
Pokiwałam przytakująco głową.
- Na przykład w chowanego. - powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy - Ja się chowam a Ty szukasz, co Ty na to?
< Nex? >
- A wataha? - zapytałam nagle
Samiec spojrzał na mnie pytająco.
- No chyba jest jakiś powód dla którego dołączyłeś właśnie do tej watahy.
Basior pokręcił przecząco głową mówiąc przy tym:
- Nie bardzo.
Wydęłam poliki w geście niezadowolenia. Odniosłam wrażenie kompletnego braku współpracy ze strony Nex'a.
- No ale przecież tak nie może być. - stwierdziłam - Te wszystkie zapierające dech w piersi miejsca, te niebanalne osobowości jakich nie mieliśmy okazji jeszcze poznać. To wszystko ma sens a więc dlaczego twierdzisz, że w twoim przypadku jest inaczej?
Basior nic nie odpowiedział. Zamyśliłam się na chwilę. Może to po prostu nie jest najlepszy temat do rozmowy. Lepiej będzie jeśli zmienię temat.
- Pobawimy się? - zapytałam z uśmiechem jednoczenie zamiatając ogonem po ziemi.
- Pobawić się? - powtórzył Nex.
Pokiwałam przytakująco głową.
- Na przykład w chowanego. - powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy - Ja się chowam a Ty szukasz, co Ty na to?
< Nex? >
Od Rendall'a CD Karo
- No dobrze - zgodziła się po chili wadera
Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem czy aby na pewno nie podgląda. Skoro wszystko było w porządku mogliśmy ruszać w drogę. Miejsce do którego zmierzaliśmy znalazłem przypadkiem. Po tym co spotkało Diosa chciałem zostać sam. Odseparować się na jakiś czas od wszystkich dlatego też zacząłem szukać sobie jakiegoś ustronnego miejsca. Gdy już jednak je znalazłem szybko zdałem sobie sprawę, że potrzebuję czegoś zupełnie innego. Jak nigdy potrzebowałem towarzystwa. W każdym bądź razie skoro już i tak znalazłem to miejsce to czemu by komuś go nie pokazać.
- Daleko jeszcze? - zapytała po jakiś dwóch godzinach marszu Karo
Uniosłem głowę aby spojrzeć na dzielący nas od szczytu paw dystans
- Na pewno ponad połowę drogi mamy już za sobą. - odparłem
Samica westchnęła ale ruszyła dalej za mną. Co jakiś czas spoglądałem czy aby na pewno nie podgląda jednak co mnie zdziwiło wcale tego nie robiła. Ja raczej już dawno otworzył bym oczy. Nie lubię niespodzianek, poza tym wolę wiedzieć dokąd idę. W końcu dotarliśmy na miejsce. Jeszcze tylko kawałek i będziemy tam gdzie trzeba. Stanęliśmy w końcu u podnóża szczytu. Teraz już tylko kilak minut i będziemy tam gdzie trzeba. Teraz musiałem odnaleźć jedynie to niewielkie przejście. Nie było to zbyt proste gdy wszystko dookoła pokrywał śnieg ale w końcu je odnalazłem. Gdy weszliśmy do wnętrza niewielkiej jaskini przed nami ukazała się sporych rozmiarów lodowa ściana pokryta różnymi wzorami. Wyglądało to jak lodowe płaskorzeźby albo jakieś malowidła.
- Możesz już otworzyć oczy - powiedziałem z uśmiechem
Wadera wlepiła wzrok w lód nic nie mówiąc. Położyłem uszy po sobie. Brak jakiegokolwiek słowa z jej strony sprawił, że trochę się zmieszałem.
- Nie podoba ci się? - zapytałem niepewnie
<Karo? >
Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem czy aby na pewno nie podgląda. Skoro wszystko było w porządku mogliśmy ruszać w drogę. Miejsce do którego zmierzaliśmy znalazłem przypadkiem. Po tym co spotkało Diosa chciałem zostać sam. Odseparować się na jakiś czas od wszystkich dlatego też zacząłem szukać sobie jakiegoś ustronnego miejsca. Gdy już jednak je znalazłem szybko zdałem sobie sprawę, że potrzebuję czegoś zupełnie innego. Jak nigdy potrzebowałem towarzystwa. W każdym bądź razie skoro już i tak znalazłem to miejsce to czemu by komuś go nie pokazać.
- Daleko jeszcze? - zapytała po jakiś dwóch godzinach marszu Karo
Uniosłem głowę aby spojrzeć na dzielący nas od szczytu paw dystans
- Na pewno ponad połowę drogi mamy już za sobą. - odparłem
Samica westchnęła ale ruszyła dalej za mną. Co jakiś czas spoglądałem czy aby na pewno nie podgląda jednak co mnie zdziwiło wcale tego nie robiła. Ja raczej już dawno otworzył bym oczy. Nie lubię niespodzianek, poza tym wolę wiedzieć dokąd idę. W końcu dotarliśmy na miejsce. Jeszcze tylko kawałek i będziemy tam gdzie trzeba. Stanęliśmy w końcu u podnóża szczytu. Teraz już tylko kilak minut i będziemy tam gdzie trzeba. Teraz musiałem odnaleźć jedynie to niewielkie przejście. Nie było to zbyt proste gdy wszystko dookoła pokrywał śnieg ale w końcu je odnalazłem. Gdy weszliśmy do wnętrza niewielkiej jaskini przed nami ukazała się sporych rozmiarów lodowa ściana pokryta różnymi wzorami. Wyglądało to jak lodowe płaskorzeźby albo jakieś malowidła.
- Możesz już otworzyć oczy - powiedziałem z uśmiechem
Wadera wlepiła wzrok w lód nic nie mówiąc. Położyłem uszy po sobie. Brak jakiegokolwiek słowa z jej strony sprawił, że trochę się zmieszałem.
- Nie podoba ci się? - zapytałem niepewnie
<Karo? >
Od Nex'a CD Aurora
-Woda... - nie dokończyłem, moje żywioły nie pasują do siebie.
-I...? - Zapytała wadera.
-Strach... Wodę dostałem gdy miałem kilka dni, próbowali mnie podtopić ale przez mój pierwszy żywioł nie wyszło im.
Nie odpowiedziała na to, uśmiechnęła się lekko. Nic nie mówiąc.
-Wiem dziwne, a nawet bez sensu prawda? Jak całe moje życie.
-Dlaczego? Nie może być aż tak źle.
-Jest aż tak źle.
<Aurora? Wybacz że krótko>
-I...? - Zapytała wadera.
-Strach... Wodę dostałem gdy miałem kilka dni, próbowali mnie podtopić ale przez mój pierwszy żywioł nie wyszło im.
Nie odpowiedziała na to, uśmiechnęła się lekko. Nic nie mówiąc.
-Wiem dziwne, a nawet bez sensu prawda? Jak całe moje życie.
-Dlaczego? Nie może być aż tak źle.
-Jest aż tak źle.
<Aurora? Wybacz że krótko>
niedziela, 15 listopada 2015
Od Karo CD Rendall'a
Złe wspomnienia z przeszłości (co prawda do niczego nie doszło, tylko zgładziłam (zabiłam) napastnika) , nie dawały mi spokoju.
-Wybacz moją reakcję.-Przeprosiłam basiora.
-Nic się nie stało.-Przyznał.
Nastała chwila ciszy, którą przerwałam słowami:
-Przyjdę jutro, obaczyć jak się czujesz.
Basior się uśmiechnął. Po chwili rozeszliśmy się do siebie. Po powrocie, zjadłam resztę owoców i jagód. Trochę popływałam i poszłam spać. Rendall od kiedy dowiedział się o śmierci Diosa był dość przybity, ale jakoś (trochę) się pozbierał. Ja ni wiadomo czemu, ostatnio czułam się dobrze i tak...powiedzmy że jeszcze przed śmiercią Diosa coś dodawało mi skrzydeł. Praktycznie od kiedy tu dołączyłam, czułam się znacznie lepiej niż kiedyś. Nie wiedziałam jednak co to powodowało. Po chwili rozmyśleń, usnęłam. Kiedy się obudziłam. Był już ranek. Zjadłam coś, popływałam i poszłam kierunku jaskini kawalerów. Aki spał jeszcze koło Rendall`a. Basior patrzył na mnie.
-Witaj.-Przywitałam się od progu.
-Cześć Karo.-Przywitał mnie.
-Jak się czujesz?-Spytałam.
-Na razie dobrze.-Odpowiedział.-Jeszcze dwa, trzy dni i wrócę do pełni sił.-Powiedział.
Uśmiechnęłam się. Nagle przypomniało mi się że przyniosłam coś Rendall`owi. Wyciągnęłam zza siebie zająca. Ta długo uszata menda zjadłam moje jagody.
-Przyniosłam Ci coś na śniadanie. Smacznego!-Podałam basiorowi zająca.
-Dziękuje, ale...przecież nie miałaś...-Nie dokończył.
-Wiem, ale... zjadł moje jagody i ukradł moje śniadanie na najbliższy miesiąc, a takich to złodziejów w lesie nie potrzebuję.-Powiedziałam.-Ale...obiecuje że już więcej nie będę dobijać zwierząt.-Dodałam.
Basior się uśmiechnął i zaczął jeść. Po śniadaniu, postanowiliśmy się przejść, nad najbliższy strumyk. Po drodze trochę rozmawialiśmy, a potem Rendall postanowił mnie gdzieś zaprowadzić pod warunkiem że...po drodze będę miała zamknięte oczy...
< Rendall? > To gdzie chcesz mnie zaprowadzić? xDDD
-Wybacz moją reakcję.-Przeprosiłam basiora.
-Nic się nie stało.-Przyznał.
Nastała chwila ciszy, którą przerwałam słowami:
-Przyjdę jutro, obaczyć jak się czujesz.
Basior się uśmiechnął. Po chwili rozeszliśmy się do siebie. Po powrocie, zjadłam resztę owoców i jagód. Trochę popływałam i poszłam spać. Rendall od kiedy dowiedział się o śmierci Diosa był dość przybity, ale jakoś (trochę) się pozbierał. Ja ni wiadomo czemu, ostatnio czułam się dobrze i tak...powiedzmy że jeszcze przed śmiercią Diosa coś dodawało mi skrzydeł. Praktycznie od kiedy tu dołączyłam, czułam się znacznie lepiej niż kiedyś. Nie wiedziałam jednak co to powodowało. Po chwili rozmyśleń, usnęłam. Kiedy się obudziłam. Był już ranek. Zjadłam coś, popływałam i poszłam kierunku jaskini kawalerów. Aki spał jeszcze koło Rendall`a. Basior patrzył na mnie.
-Witaj.-Przywitałam się od progu.
-Cześć Karo.-Przywitał mnie.
-Jak się czujesz?-Spytałam.
-Na razie dobrze.-Odpowiedział.-Jeszcze dwa, trzy dni i wrócę do pełni sił.-Powiedział.
Uśmiechnęłam się. Nagle przypomniało mi się że przyniosłam coś Rendall`owi. Wyciągnęłam zza siebie zająca. Ta długo uszata menda zjadłam moje jagody.
-Przyniosłam Ci coś na śniadanie. Smacznego!-Podałam basiorowi zająca.
-Dziękuje, ale...przecież nie miałaś...-Nie dokończył.
-Wiem, ale... zjadł moje jagody i ukradł moje śniadanie na najbliższy miesiąc, a takich to złodziejów w lesie nie potrzebuję.-Powiedziałam.-Ale...obiecuje że już więcej nie będę dobijać zwierząt.-Dodałam.
Basior się uśmiechnął i zaczął jeść. Po śniadaniu, postanowiliśmy się przejść, nad najbliższy strumyk. Po drodze trochę rozmawialiśmy, a potem Rendall postanowił mnie gdzieś zaprowadzić pod warunkiem że...po drodze będę miała zamknięte oczy...
< Rendall? > To gdzie chcesz mnie zaprowadzić? xDDD
Od Diablo CD Klio
Było mi wstyd za Lucyfera. W jaskini zrobiłem znalazłem go w cieniu.
-Zadowolony?-Spytałem z wyrzutem.
-Tak, mówiłem Ci że nienawidzę innych wilków.-Powiedział.
-Trudno, ale z Klio musisz się pogodzić, jasne?-Spytałem.
Demon przewrócił oczami.
-Zgoda, ale jednak będzie ode nie na GIGANTYCZNYM dystansie.-Powiedział.
-A jutro idziesz ją przeprosić. Wystraszyła się. Z resztą po jakiego na nią krzyczałeś? Mogłeś powiedzieć że już wszystko okej. Z resztą nie każdy jak ja, zna się na demonach.-Robiłem mu wyrzuty.
-Zgoda, a z resztą skąd mogłem wiedzieć że kogoś przyprowadzisz?-Spytał.
Zapadła chwila ciszy.
-Dobra, koniec z kłótnią.-Podsumował.-Jutro ją prze..prze...prze...-Zaciął się.-Przeproszę.-Wydusił w końcu z siebie.
Uśmiechnąłem się lekko.
-A teraz może skoczymy do świata demonów?-Spytałem.
-Zgoda!-Wykrzyknął z radością.
Otworzył portal. Przemieniłem się w demona. Skoczyliśmy przez portal. Wróciliśmy około drugiej w nocy. Zjedliśmy coś i poszliśmy spać. Rano poszliśmy d Klio. Lucyfer szedł obok mnie ze spuszczoną głową. Kiedy stanęliśmy przed jaskinią. Ojciec Klio spojrzał na mego towarzysza dość...zaskoczony.
-A to, to...kto?-Spytał mnie.
-To Lucyfer, mój towarzysz. Przyszedł przeprosić Klio.-Odpowiedziałem.
-Aha...w każdym razie. Muszę iść. Klio zaraz do was przyjdzie.-Powiedział i gdzieś poszedł.
Minutę później wyszła Klio. Była zdziwiona widokiem Lucyfera. Mój towarzysz przeprosił ją i przeszedł przez portal. Potem zostaliśmy z Klio sami.
-To...co robimy?-Spytałem.
<Klio?> Weny brak ... [*]
-Zadowolony?-Spytałem z wyrzutem.
-Tak, mówiłem Ci że nienawidzę innych wilków.-Powiedział.
-Trudno, ale z Klio musisz się pogodzić, jasne?-Spytałem.
Demon przewrócił oczami.
-Zgoda, ale jednak będzie ode nie na GIGANTYCZNYM dystansie.-Powiedział.
-A jutro idziesz ją przeprosić. Wystraszyła się. Z resztą po jakiego na nią krzyczałeś? Mogłeś powiedzieć że już wszystko okej. Z resztą nie każdy jak ja, zna się na demonach.-Robiłem mu wyrzuty.
-Zgoda, a z resztą skąd mogłem wiedzieć że kogoś przyprowadzisz?-Spytał.
Zapadła chwila ciszy.
-Dobra, koniec z kłótnią.-Podsumował.-Jutro ją prze..prze...prze...-Zaciął się.-Przeproszę.-Wydusił w końcu z siebie.
Uśmiechnąłem się lekko.
-A teraz może skoczymy do świata demonów?-Spytałem.
-Zgoda!-Wykrzyknął z radością.
Otworzył portal. Przemieniłem się w demona. Skoczyliśmy przez portal. Wróciliśmy około drugiej w nocy. Zjedliśmy coś i poszliśmy spać. Rano poszliśmy d Klio. Lucyfer szedł obok mnie ze spuszczoną głową. Kiedy stanęliśmy przed jaskinią. Ojciec Klio spojrzał na mego towarzysza dość...zaskoczony.
-A to, to...kto?-Spytał mnie.
-To Lucyfer, mój towarzysz. Przyszedł przeprosić Klio.-Odpowiedziałem.
-Aha...w każdym razie. Muszę iść. Klio zaraz do was przyjdzie.-Powiedział i gdzieś poszedł.
Minutę później wyszła Klio. Była zdziwiona widokiem Lucyfera. Mój towarzysz przeprosił ją i przeszedł przez portal. Potem zostaliśmy z Klio sami.
-To...co robimy?-Spytałem.
<Klio?> Weny brak ... [*]
Od Klio CD Diablo
Gdy zobaczyłam Lucyfera trochę się przeraziłam. Jednak wyobrażałam sobie... No, w kadym bądź razie coś innego...
- Cześć - powiedziałam niepewnie - Jak się czujesz?
- Dlaczego miałbym czuć się źle?! - wykrzyknął ze złością, a ja spojrzałam z nadzieją na Diablo.
- Lucyfer! Przestań marudzić! Nie pamiętasz, jeszcze dzisiaj rano czułeś się źle... - rzucił w jego stronę spojrzenie, którego nie rozumiem... Lucyfer wybuchł śmiechem, a potem spojrzał się, to na mnie, to na Diablo i kiwnął głową.
- Idźcie już i nie przejmujcie się mną - odparł, odwrócił się i poszedł do cienia. Gdy wyszliśmy z jaskini zapytałam Diablo:
- Czym jest Lucyfer?
- On... Porozmawiajmy o tym kiedy indziej. Przepraszam za niego on... - tłumaczył się
- Spokojnie, przecież nic się nie stało. A teraz, gdzie idziemy?
- Nie mam pojęcia, chociaż, wiesz, pozwolisz, że pójdę już do domu? Chciałbym porozmawiać z Lucyferem... - przyznał
- Pewnie! Ale, nic się nie stało? - byłam zaniepokojona
- Nie! Absolutnie, tylko... Spotkajmy się jutro, dobrze? - spytał
- Oczywiście, nie ma problemu - uśmiechnęłam się. Diablo pożegnał się i pobiegł do swojej jaskini. Bałam się, że zrobiłam coś nie tak, albo uraziłam kogoś... Nieważne, poszłam jeszcze na to spotkanie towarzyszy, żeby dołączyć do zabawy. Nie było już tam tak dużo zwierząt, ale zastałam jeszcze Nyrasa. Opowiedziałam mu i rodzince o wszystkim...
- Nie martw się, przecież nic się nie stało, sama przyznałaś - pocieszał mnie Nyras, a ja westchnęłam...
- No tak, ale...
- Zmykaj do domu, bo rodzice będą się martwić - powiedziała Ksenia. Poszłam więc do domu i szybko zasnęłam...
< Diablo? >
- Cześć - powiedziałam niepewnie - Jak się czujesz?
- Dlaczego miałbym czuć się źle?! - wykrzyknął ze złością, a ja spojrzałam z nadzieją na Diablo.
- Lucyfer! Przestań marudzić! Nie pamiętasz, jeszcze dzisiaj rano czułeś się źle... - rzucił w jego stronę spojrzenie, którego nie rozumiem... Lucyfer wybuchł śmiechem, a potem spojrzał się, to na mnie, to na Diablo i kiwnął głową.
- Idźcie już i nie przejmujcie się mną - odparł, odwrócił się i poszedł do cienia. Gdy wyszliśmy z jaskini zapytałam Diablo:
- Czym jest Lucyfer?
- On... Porozmawiajmy o tym kiedy indziej. Przepraszam za niego on... - tłumaczył się
- Spokojnie, przecież nic się nie stało. A teraz, gdzie idziemy?
- Nie mam pojęcia, chociaż, wiesz, pozwolisz, że pójdę już do domu? Chciałbym porozmawiać z Lucyferem... - przyznał
- Pewnie! Ale, nic się nie stało? - byłam zaniepokojona
- Nie! Absolutnie, tylko... Spotkajmy się jutro, dobrze? - spytał
- Oczywiście, nie ma problemu - uśmiechnęłam się. Diablo pożegnał się i pobiegł do swojej jaskini. Bałam się, że zrobiłam coś nie tak, albo uraziłam kogoś... Nieważne, poszłam jeszcze na to spotkanie towarzyszy, żeby dołączyć do zabawy. Nie było już tam tak dużo zwierząt, ale zastałam jeszcze Nyrasa. Opowiedziałam mu i rodzince o wszystkim...
- Nie martw się, przecież nic się nie stało, sama przyznałaś - pocieszał mnie Nyras, a ja westchnęłam...
- No tak, ale...
- Zmykaj do domu, bo rodzice będą się martwić - powiedziała Ksenia. Poszłam więc do domu i szybko zasnęłam...
< Diablo? >
piątek, 13 listopada 2015
KONIEC ANKIETY!
Nasza ankieta dobiegła końca. Podobnie i halloween, więc za moment ogłoszę kolejny event!
Wyniki ankiety pokazują, że bardziej podobał się wiersz Karo & Diablo!!!
Gratuluję, wasza nagroda, to 150AM, które dzielę po 75AM na wilka :)
Pozostałe wilki dostają po 10AM za wzięcie udziału w Event'ach.
A już teraz...
OGŁASZAM NOWE ANDRZEJKOWE EVENT!
WIĘCEJ INFORMACJI W ZAKŁADCE!
ZAPRASZAM DO WZIĘCIA UDZIAŁU, BO NAPRAWDĘ WARTO!
P.S. Nie wiem co dzieje się z xat'em. Mi również nie działa... Nie jestem specem, więc wątpię, że uda mi się coś z tym zrobić, ale na razie poczekajmy chwilę... :(
W ogóle, dzisiaj PIĄTEK13-GO!! Ja, urodziłam się trzynastego, więc tylko szczęście :)
Wyniki ankiety pokazują, że bardziej podobał się wiersz Karo & Diablo!!!
Gratuluję, wasza nagroda, to 150AM, które dzielę po 75AM na wilka :)
Pozostałe wilki dostają po 10AM za wzięcie udziału w Event'ach.
A już teraz...
OGŁASZAM NOWE ANDRZEJKOWE EVENT!
WIĘCEJ INFORMACJI W ZAKŁADCE!
ZAPRASZAM DO WZIĘCIA UDZIAŁU, BO NAPRAWDĘ WARTO!
P.S. Nie wiem co dzieje się z xat'em. Mi również nie działa... Nie jestem specem, więc wątpię, że uda mi się coś z tym zrobić, ale na razie poczekajmy chwilę... :(
W ogóle, dzisiaj PIĄTEK13-GO!! Ja, urodziłam się trzynastego, więc tylko szczęście :)
Od Rendall'a CD Klio
Cała ta zaistniała sytuacja trochę mnie przytłoczyła. Ciesze się, że
dziewczyny wróciły do domu ale Dios... nie potrafię przestać o tym
myśleć. Gady tylko zamknę oczy mam przed oczami wizję jego drobnego,
pozbawionego życia ciałka. Nie za bardzo mogę spać więc ciesze się, że
chociaż jeden problem mamy z głowy.
- Rendall - usłyszałem cichy głos zaraz przy moim uchu.
Spłoszony spojrzałem na stojącego obok Aki'ego. Tak, ostatnimi czasy jestem trochę nerwowy, chodź to pewnie tylko przez to zmęczenie.
- Powinniśmy już iść. - powiedział sokół wskazując na śpiącą Klio.
Skinąłem przytakująco głową i skierowałem się do wyjścia. Zanim jednak wyszedłem na mojej drodze stanął Nyras.
- Powinieneś trochę odpocząć. - powiedział wilk
Położyłem uszy po sobie. Doskonale o tym wiem jednak nie potrafię.
- Postaram się - powiedziałem z lekkim uśmiechem aby uspokoić basiora.
Nyras odwzajemnił uśmiech a ja mogłem się spokojnie oddalić. Niemal całą drogę do jaskini byłem zapatrzony w niebo. Nawet światło gwiazd wydawało mi się jakieś blade.
- Hej Aki... - zacząłem niepewnie - Czy ja przynoszę jakiegoś pecha?
Ptak zniżył lot i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Jeśli przynosił byś pecha to pewnie dawno bym nie żył. - stwierdził rozbawiony.
- To nie jest zabawne - warknąłem zły.
Sokół wzleciał nieco wyżej i nie spoglądając na mnie nawet na chwilę powiedział:
- Przepraszam.
Po tych słowach zrobiło mi się źle. To ja powinienem przeprosić a nie on. Dlatego też to zrobiłem. Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie. Po powrocie do jaskini natychmiast się położyłem. Zasnąłem dość szybko jednak nie obyło się bez gwałtownej pobudki w nocy. Te koszmary, które mnie ostatnio nawiedzają są naprawdę męczące. Budząc się rano stwierdziłem, że nie jestem całkowicie wypoczęty jednak zmęczenie było jakby mniej odczuwalne. Usiadłem przed jaskinią gapiąc się na falujące pod wpływem wiatru drzewa. Zacisnąłem zęby przypominając sobie jeszcze niedawno wbiegającego w ten las Diosa.
- Może powinieneś do niego iść? - zaproponował mój towarzysz
Spojrzałem na niego zdziwiony więc ptak dodał:
- Myślę, że to może ci pomóc.
Niezbyt chętnie ale się zgodziłem. Mam poważne obawy dotyczące tego czy przypadkiem się wtedy nie rozkleję. Poszedłem jednak. Przy pomocy moich umiejętności udało mi się stworzyć niewielki bukiet kwiatów. Niestety były sztuczne, moja moc nie obejmuje rzeczy żywych więc to musiało mi wystarczyć. Z tą małą wiązanką udałem się w stronę grobu Diosa.
- Rendall - usłyszałem dobrze mi już znany radosny głos.
Uśmiechnąłem się lekko na widok Klio i jej dobrego humoru. Wyglądało na to, że szybko udało jej się pozbierać po tym porwaniu. Poza tym już wczorajszego wieczora wydawała mi się dość radosna.
- Co robisz? - zapytała
- Nic ważnego - odparłem zmieszany
- To dokąd niesiesz te kwiaty?
Speszyłem się nieco i mimo początkowego braku odpowiedzi w końcu wydusiłem to z siebie.
- Idę odwiedzić Diosa.
< Klio? >
- Rendall - usłyszałem cichy głos zaraz przy moim uchu.
Spłoszony spojrzałem na stojącego obok Aki'ego. Tak, ostatnimi czasy jestem trochę nerwowy, chodź to pewnie tylko przez to zmęczenie.
- Powinniśmy już iść. - powiedział sokół wskazując na śpiącą Klio.
Skinąłem przytakująco głową i skierowałem się do wyjścia. Zanim jednak wyszedłem na mojej drodze stanął Nyras.
- Powinieneś trochę odpocząć. - powiedział wilk
Położyłem uszy po sobie. Doskonale o tym wiem jednak nie potrafię.
- Postaram się - powiedziałem z lekkim uśmiechem aby uspokoić basiora.
Nyras odwzajemnił uśmiech a ja mogłem się spokojnie oddalić. Niemal całą drogę do jaskini byłem zapatrzony w niebo. Nawet światło gwiazd wydawało mi się jakieś blade.
- Hej Aki... - zacząłem niepewnie - Czy ja przynoszę jakiegoś pecha?
Ptak zniżył lot i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Jeśli przynosił byś pecha to pewnie dawno bym nie żył. - stwierdził rozbawiony.
- To nie jest zabawne - warknąłem zły.
Sokół wzleciał nieco wyżej i nie spoglądając na mnie nawet na chwilę powiedział:
- Przepraszam.
Po tych słowach zrobiło mi się źle. To ja powinienem przeprosić a nie on. Dlatego też to zrobiłem. Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie. Po powrocie do jaskini natychmiast się położyłem. Zasnąłem dość szybko jednak nie obyło się bez gwałtownej pobudki w nocy. Te koszmary, które mnie ostatnio nawiedzają są naprawdę męczące. Budząc się rano stwierdziłem, że nie jestem całkowicie wypoczęty jednak zmęczenie było jakby mniej odczuwalne. Usiadłem przed jaskinią gapiąc się na falujące pod wpływem wiatru drzewa. Zacisnąłem zęby przypominając sobie jeszcze niedawno wbiegającego w ten las Diosa.
- Może powinieneś do niego iść? - zaproponował mój towarzysz
Spojrzałem na niego zdziwiony więc ptak dodał:
- Myślę, że to może ci pomóc.
Niezbyt chętnie ale się zgodziłem. Mam poważne obawy dotyczące tego czy przypadkiem się wtedy nie rozkleję. Poszedłem jednak. Przy pomocy moich umiejętności udało mi się stworzyć niewielki bukiet kwiatów. Niestety były sztuczne, moja moc nie obejmuje rzeczy żywych więc to musiało mi wystarczyć. Z tą małą wiązanką udałem się w stronę grobu Diosa.
- Rendall - usłyszałem dobrze mi już znany radosny głos.
Uśmiechnąłem się lekko na widok Klio i jej dobrego humoru. Wyglądało na to, że szybko udało jej się pozbierać po tym porwaniu. Poza tym już wczorajszego wieczora wydawała mi się dość radosna.
- Co robisz? - zapytała
- Nic ważnego - odparłem zmieszany
- To dokąd niesiesz te kwiaty?
Speszyłem się nieco i mimo początkowego braku odpowiedzi w końcu wydusiłem to z siebie.
- Idę odwiedzić Diosa.
< Klio? >
czwartek, 12 listopada 2015
Od Mala- Tajemnicze miasta- Miasto stu i jednego księżyca cz.1
Uderzyłem o twardą ziemię. Gdy się podniosłem nie byłem pewien czy jestem w mieście. Stałem na środku dziedzińca i wpatrywałem się w oczy jakiejś wilczycy. Lekko przerażony cofnąłem się o krok. Wilczyca miała brązowe futro i jasno niebieskie oczęta. Oblała się rumieńcem, podobnie zresztą ja.
-Stary co jest grane?-odezwał się Maro, który właśnie podnosił się z ziemi. Obróciłem się do niego. Brązowa wadera podobnie. Spłoszona jego wyglądem schowała się za mnie co było dziwne.Gdy koń się podniósł zarył kopytem po ziemi i pokręcił głową.Następnie otworzył swoje czarne jak smoła oczy. W tym momencie postąpił krok do tyłu.
-Eee...-zaczął
-Co? Że ona?-spytałem
-Nie. Ooo-odwróć s-się.- zrobiłem jak poprosił i zaszczekałem z przerażenie, a wilczyca aż podskoczyła i także spojrzała za siebie. Stała tam żywa mumia wilka z dziwną czapą na głowie. Wadera pobledła. Mumia naprężyła się do skoku. Maro stanął dęba i zaczął biec stając co jakiś czas żeby spojrzeć na sytuację i poczekać na mnie. Ja zareagowałem szybko. Chwyciłem ją za obrożę czy co to tam było i pociągnąłem za sobą. Widziałem tylko jak mumia rzuca się na nas, a my w ostatniej chwili uciekliśmy spod jej łap. Biegliśmy jeszcze przez długi czas, aż w końcu zobaczyłem jasne światło . Pierwszy przez wejście wypadł Maro, który był przed nami o jakieś 20 metrów. Następnie wyrzuciłem przez nie waderę. Na wejście zaczęła powoli spadać kamienna płyta. Gdy chciałem wyskoczyć za próg chwyciła mnie mumia. .Upadłe w połowie za wyjściem gdzie chwyciła mnie wadera i ciągnęła w swoją stronę. Mumia miała dużo więcej siły. Gdy ściana dotykała moich pleców. Zaparłem się żeby ta kupa bandaży nie wciągnęła mnie z powrotem do piramidy. Wtedy rozjaśniło mi się w głowie. No jasne czemu wcześniej nie pomyślałem. Machnąłem trzy razy ogonem i w niewidocznym już wnętrzu piramidy coś głośno kichnęło, a ja wypadłem spod zsuwającej się ściany, ledwo unikając zgniecenia. Odetchnąłem z ulgą. Siedzieliśmy na gorącym piasku przez dłuższą chwilę, aż w końcu odezwała się wilczyca:
-Dzięki za ratunek.
-Nie ma sprawy- odparł Maro.-Mal to twój świat?
-Czy ja mówiłem ci o mumiach?- spytałem ironicznie.
-Nie- odparł.
-A więc ty jesteś Mal, a ty..?-odezwała się wadera.
-Maro-prychną przyjaźnie koń.
-Ja jestem Miliam- odpowiedziała.- Chodźcie, bo daleka droga do mojego obozu.
Wstałem i ruszyłem za nią.Szliśmy przez pustynię długi czas. Ja, wychowany na lodzie i śniegu, padałem po jednym kilometrze. Podobnie zareagował Maro. To jeszcze daleko. Wiedziałem to.
-Tu- zawołała Mil. popchnęła nas w stronę góry. Wspięliśmy się ostatkami sił i w dali ujrzeliśmy piękną oazę.
-Teraz to naprawdę niedaleko- powiedziała. Poszliśmy w jego stronę. Z daleka bił od obozu dziwny niepokój.
-Czujecie to?- spytałem zaciągając się powietrzem.
-Co?-spytała dwójka moich przyjaciół.
-Już ni. Zdawało mi się tylko-powiedziałem. Ja jednak wiem, że mam nosa do takich spraw. sabotaż czuję na odległość, a nienawiść i kłamstwo jeszcze lepiej.Ktoś kłamał i szantażował kogoś. Ale że nikogo tu nie znam, a z tak daleka nie widzę twarzy. Gdy doszliśmy do obozu, w jego "centrum" rozlegał się miły głos opowiadający dziwną historię.
-Hej- Zawołała Mil.
-Milla- zawołały chórem wilki siedzące przy mile ciepłym ognisku, oświetlającym ziemię szarzejącą przy świcie zmieszchu.
-Siadajcie, właśnie zaczynałam mówić o piramidzie Acheopsa.-zaczęła biała wilczyca siedząca nad wszystkimi.
-Mal, Maro to jest Agara, nasza przywódczyni i zarazem największy archeolog na tym świecie- powiedziała dźwięcznie Miliam.
-Kto? Areogokog? - prychnął zdziwiony Maro.
-A wy co z innego świata, że tego nie wiecie?- szczeknął nagle jakiś wilk.
-Trafiłeś w dziesiątkę- odszczekałem. Wszyscy wpatrzyli się w nas jak w duchy...
-Stary co jest grane?-odezwał się Maro, który właśnie podnosił się z ziemi. Obróciłem się do niego. Brązowa wadera podobnie. Spłoszona jego wyglądem schowała się za mnie co było dziwne.Gdy koń się podniósł zarył kopytem po ziemi i pokręcił głową.Następnie otworzył swoje czarne jak smoła oczy. W tym momencie postąpił krok do tyłu.
-Eee...-zaczął
-Co? Że ona?-spytałem
-Nie. Ooo-odwróć s-się.- zrobiłem jak poprosił i zaszczekałem z przerażenie, a wilczyca aż podskoczyła i także spojrzała za siebie. Stała tam żywa mumia wilka z dziwną czapą na głowie. Wadera pobledła. Mumia naprężyła się do skoku. Maro stanął dęba i zaczął biec stając co jakiś czas żeby spojrzeć na sytuację i poczekać na mnie. Ja zareagowałem szybko. Chwyciłem ją za obrożę czy co to tam było i pociągnąłem za sobą. Widziałem tylko jak mumia rzuca się na nas, a my w ostatniej chwili uciekliśmy spod jej łap. Biegliśmy jeszcze przez długi czas, aż w końcu zobaczyłem jasne światło . Pierwszy przez wejście wypadł Maro, który był przed nami o jakieś 20 metrów. Następnie wyrzuciłem przez nie waderę. Na wejście zaczęła powoli spadać kamienna płyta. Gdy chciałem wyskoczyć za próg chwyciła mnie mumia. .Upadłe w połowie za wyjściem gdzie chwyciła mnie wadera i ciągnęła w swoją stronę. Mumia miała dużo więcej siły. Gdy ściana dotykała moich pleców. Zaparłem się żeby ta kupa bandaży nie wciągnęła mnie z powrotem do piramidy. Wtedy rozjaśniło mi się w głowie. No jasne czemu wcześniej nie pomyślałem. Machnąłem trzy razy ogonem i w niewidocznym już wnętrzu piramidy coś głośno kichnęło, a ja wypadłem spod zsuwającej się ściany, ledwo unikając zgniecenia. Odetchnąłem z ulgą. Siedzieliśmy na gorącym piasku przez dłuższą chwilę, aż w końcu odezwała się wilczyca:
-Dzięki za ratunek.
-Nie ma sprawy- odparł Maro.-Mal to twój świat?
-Czy ja mówiłem ci o mumiach?- spytałem ironicznie.
-Nie- odparł.
-A więc ty jesteś Mal, a ty..?-odezwała się wadera.
-Maro-prychną przyjaźnie koń.
-Ja jestem Miliam- odpowiedziała.- Chodźcie, bo daleka droga do mojego obozu.
Wstałem i ruszyłem za nią.Szliśmy przez pustynię długi czas. Ja, wychowany na lodzie i śniegu, padałem po jednym kilometrze. Podobnie zareagował Maro. To jeszcze daleko. Wiedziałem to.
-Tu- zawołała Mil. popchnęła nas w stronę góry. Wspięliśmy się ostatkami sił i w dali ujrzeliśmy piękną oazę.
-Teraz to naprawdę niedaleko- powiedziała. Poszliśmy w jego stronę. Z daleka bił od obozu dziwny niepokój.
-Czujecie to?- spytałem zaciągając się powietrzem.
-Co?-spytała dwójka moich przyjaciół.
-Już ni. Zdawało mi się tylko-powiedziałem. Ja jednak wiem, że mam nosa do takich spraw. sabotaż czuję na odległość, a nienawiść i kłamstwo jeszcze lepiej.Ktoś kłamał i szantażował kogoś. Ale że nikogo tu nie znam, a z tak daleka nie widzę twarzy. Gdy doszliśmy do obozu, w jego "centrum" rozlegał się miły głos opowiadający dziwną historię.
-Hej- Zawołała Mil.
-Milla- zawołały chórem wilki siedzące przy mile ciepłym ognisku, oświetlającym ziemię szarzejącą przy świcie zmieszchu.
-Siadajcie, właśnie zaczynałam mówić o piramidzie Acheopsa.-zaczęła biała wilczyca siedząca nad wszystkimi.
-Mal, Maro to jest Agara, nasza przywódczyni i zarazem największy archeolog na tym świecie- powiedziała dźwięcznie Miliam.
-Kto? Areogokog? - prychnął zdziwiony Maro.
-A wy co z innego świata, że tego nie wiecie?- szczeknął nagle jakiś wilk.
-Trafiłeś w dziesiątkę- odszczekałem. Wszyscy wpatrzyli się w nas jak w duchy...
Od Diablo CD Klio
Patrzyłem chwilę na waderę po czym powiedziałem:
-Jeśli będziesz chciała to będziemy mogli iść go odwiedzić wieczorem.-Powiedziałem.-Pod warunkiem że...się nie wystraszysz.
-Z chęcią go odwiedzę.-Odpowiedziała z uśmiechem.
-No...dobrze.-Powiedziałem odwzajemniając uśmiech.-Ale może najpierw pójdziemy popływać gdzie indziej?-Spytałem.
-Z chęcią.-Odrzekła.-Ścigajmy się!-Krzyknęła.
Ruszyła przodem. Po chwili jednak ją dogoniłem i przegoniłem. Na mecie jednak byliśmy równo, w tym samym czasie. Pływaliśmy, bawiliśmy się, chlapaliśmy itp. itd. Potem zaczęło się ściemniać.
-To co idziemy do tego...?-Spytała.
-Lucyfera.-Powiedziałem.-No...dobrze.-Dodałem.
Ruszyliśmy powoli. Kiedy dotarliśmy do celu, naszym oczom ukazał się Lucyfer. Mina Klio była bezcenna.
-Cześć Lucyfer.-Powiedziałem do mego towarzysza.
-Witaj panie, no i jak widzę pani.-Odrzekł.
Nastała chwila ciszy. Przerwałem ją, słowami:
-Lucyfer to Klio. Klio to mój towarzysz, Lucyfer.-Przedstawiłem ich sobie.
Klio po chwili...
< Klio? > Brak weny ;-;
-Jeśli będziesz chciała to będziemy mogli iść go odwiedzić wieczorem.-Powiedziałem.-Pod warunkiem że...się nie wystraszysz.
-Z chęcią go odwiedzę.-Odpowiedziała z uśmiechem.
-No...dobrze.-Powiedziałem odwzajemniając uśmiech.-Ale może najpierw pójdziemy popływać gdzie indziej?-Spytałem.
-Z chęcią.-Odrzekła.-Ścigajmy się!-Krzyknęła.
Ruszyła przodem. Po chwili jednak ją dogoniłem i przegoniłem. Na mecie jednak byliśmy równo, w tym samym czasie. Pływaliśmy, bawiliśmy się, chlapaliśmy itp. itd. Potem zaczęło się ściemniać.
-To co idziemy do tego...?-Spytała.
-Lucyfera.-Powiedziałem.-No...dobrze.-Dodałem.
Ruszyliśmy powoli. Kiedy dotarliśmy do celu, naszym oczom ukazał się Lucyfer. Mina Klio była bezcenna.
-Cześć Lucyfer.-Powiedziałem do mego towarzysza.
-Witaj panie, no i jak widzę pani.-Odrzekł.
Nastała chwila ciszy. Przerwałem ją, słowami:
-Lucyfer to Klio. Klio to mój towarzysz, Lucyfer.-Przedstawiłem ich sobie.
Klio po chwili...
< Klio? > Brak weny ;-;
Od Rendall'a CD Karo
Spojrzałem na waderę zdziwiony. Coś mi tu nie pasowało.
- Czy to czasem... no wiesz, nie kłóci się z twoimi przekonaniami?
- W pewnym stopniu - powiedziała samica uciekając gdzieś wzrokiem
W pewnym stopniu? Co to za wymijająca odpowiedź? Westchnąłem zrezygnowany. Byłem zbyt słaby aby się chociażby zdenerwować.
- Karo... proszę, nigdy więcej nie rób nic przeciwko sobie.
Samica skinęła przytakująco głową. Uśmiechnąłem się lekko. Skoro już to zrobiła nie mogę pozwolić aby jej poświęcenie poszło na marne.
- Chętnie coś zjem. - powiedziałem.
Po chwili przede mną leżał sporych rozmiarów jeleń. Przyjrzałem się mu i skierowałem zdziwiony wzrok na samicę. Wygląda na to, że życie nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Nie pomyślał bym, że w takim ciałku może drzemać tyle siły. No ale w sumie nie mi to oceniać. Bez większego przeciągania zabrałem się za jedzenie. Szybko poczułem się pełny chodź zjadłem mniej niż zazwyczaj. Powoli się podniosłem. Łapy trochę mi drżały, byłem osłabiony ale mogłem spokojnie ustać.
- Co robisz? - zapytała Karo
- Nie chciał bym za bardzo wykorzystywać twojej dobroci. - stwierdziłem z lekkim uśmiechem - Powinienem wrócić do siebie.
- Wcale nie wykorzystujesz. - stwierdziła wadera, wydawała mi się lekko czerwona.
Zrobiłem kilka kroków w stronę wyjścia.
- Mogę mieć jeszcze jedną prośbę? - zapytałem - Odprowadziła byś mnie do jaskini? Nie jestem jeszcze w pełni pewien swoich sił. Przynajmniej do czasu aż nie spotkamy Aki'ego.
- Nie ma sprawy - powiedziała Karo z uśmiechem
Odwzajemniłem ten gest i razem z samicą ruszyliśmy w stronę jaskini Kawalerów. Jakieś sto metrów przed jaskinią usłyszałem przerażony głos Aki'ego.
- Rendall, co ci się stało? - powiedział lądując tuż przed nami.
Położyłem uszy po sobie i z niewinnym uśmiechem odpowiedziałem:
- To tylko drobny wypadek.
- Te rany nie wyglądają jak po DROBNYM wypadku - stwierdził z naciskiem sokół.
No i co ja z nim mam? Przecież nic mi nie jest? Chodzę, mówię więc o co ta cała afera? Może to nie wygląda najlepiej ale to był tylko jeden człowiek. Jak ja mam mu to wytłumaczyć? Bez słowa wyminąłem Aki'ego. Szybko jednak się zatrzymałem przypominając sobie o Karo. Skoro jest tu mój towarzysz nie ma potrzeby aby szła dalej. Zwróciłem się w stronę wadery z uśmiechem:
- Dziękuję, dalej Aki mi pomoże.
- Nie ma za co - odpowiedziała samica
- Oczywiście, że jest. - stwierdziłem - Czuję, że miałem naprawdę profesjonalną opiekę.
Samica znów jakby poczerwieniała. Zbliżyłem się do niej kładąc łapę na czoło.
- Co robisz? - odsunęła się jak poparzona.
Byłem trochę zaskoczony jej reakcją.
- Jesteś cała czerwona więc pomyślałem, że sprawdzę czy nie masz przypadkiem gorączki. - wyjaśniłem.
< Karo? >
- Czy to czasem... no wiesz, nie kłóci się z twoimi przekonaniami?
- W pewnym stopniu - powiedziała samica uciekając gdzieś wzrokiem
W pewnym stopniu? Co to za wymijająca odpowiedź? Westchnąłem zrezygnowany. Byłem zbyt słaby aby się chociażby zdenerwować.
- Karo... proszę, nigdy więcej nie rób nic przeciwko sobie.
Samica skinęła przytakująco głową. Uśmiechnąłem się lekko. Skoro już to zrobiła nie mogę pozwolić aby jej poświęcenie poszło na marne.
- Chętnie coś zjem. - powiedziałem.
Po chwili przede mną leżał sporych rozmiarów jeleń. Przyjrzałem się mu i skierowałem zdziwiony wzrok na samicę. Wygląda na to, że życie nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Nie pomyślał bym, że w takim ciałku może drzemać tyle siły. No ale w sumie nie mi to oceniać. Bez większego przeciągania zabrałem się za jedzenie. Szybko poczułem się pełny chodź zjadłem mniej niż zazwyczaj. Powoli się podniosłem. Łapy trochę mi drżały, byłem osłabiony ale mogłem spokojnie ustać.
- Co robisz? - zapytała Karo
- Nie chciał bym za bardzo wykorzystywać twojej dobroci. - stwierdziłem z lekkim uśmiechem - Powinienem wrócić do siebie.
- Wcale nie wykorzystujesz. - stwierdziła wadera, wydawała mi się lekko czerwona.
Zrobiłem kilka kroków w stronę wyjścia.
- Mogę mieć jeszcze jedną prośbę? - zapytałem - Odprowadziła byś mnie do jaskini? Nie jestem jeszcze w pełni pewien swoich sił. Przynajmniej do czasu aż nie spotkamy Aki'ego.
- Nie ma sprawy - powiedziała Karo z uśmiechem
Odwzajemniłem ten gest i razem z samicą ruszyliśmy w stronę jaskini Kawalerów. Jakieś sto metrów przed jaskinią usłyszałem przerażony głos Aki'ego.
- Rendall, co ci się stało? - powiedział lądując tuż przed nami.
Położyłem uszy po sobie i z niewinnym uśmiechem odpowiedziałem:
- To tylko drobny wypadek.
- Te rany nie wyglądają jak po DROBNYM wypadku - stwierdził z naciskiem sokół.
No i co ja z nim mam? Przecież nic mi nie jest? Chodzę, mówię więc o co ta cała afera? Może to nie wygląda najlepiej ale to był tylko jeden człowiek. Jak ja mam mu to wytłumaczyć? Bez słowa wyminąłem Aki'ego. Szybko jednak się zatrzymałem przypominając sobie o Karo. Skoro jest tu mój towarzysz nie ma potrzeby aby szła dalej. Zwróciłem się w stronę wadery z uśmiechem:
- Dziękuję, dalej Aki mi pomoże.
- Nie ma za co - odpowiedziała samica
- Oczywiście, że jest. - stwierdziłem - Czuję, że miałem naprawdę profesjonalną opiekę.
Samica znów jakby poczerwieniała. Zbliżyłem się do niej kładąc łapę na czoło.
- Co robisz? - odsunęła się jak poparzona.
Byłem trochę zaskoczony jej reakcją.
- Jesteś cała czerwona więc pomyślałem, że sprawdzę czy nie masz przypadkiem gorączki. - wyjaśniłem.
< Karo? >
środa, 11 listopada 2015
Od Klio CD Aurory
Gdy Aurora powiedziała, że uciekamy zdziwiłam się, myślałam, że to tylko sen, a jednak, to było naprawdę. Gdy chcieliśmy pobiec, spojrzałam na Vane'a, a on powiedział:
- Hej, śliczne, lepiej tędy, bo tam, was przyłapią - powiedział i wskazał na wyjście boczne. Odchodząc powiedziałyśmy mu tylko krótkie:
- Dzięki - on uśmiechnął się i kazał nam szybko znikać. Byłam zaskoczona, ale jeszcze bardziej szczęśliwa. Podczas naszego biegu spojrzałam na Aurorę, a ona uśmiechnęła się. Po pewnym czasie, byłyśmy już na tyle daleko, że mogłyśmy przestać biec. Zapytałam Aurorę:
- Jak to właściwie było? - ona zaśmiała się oraz odpowiedziała:
- On... właściwie, to czuje się niedoceniony. A w ogóle, to może już lepiej chodźmy, bo będą się o nas martwić - odparła, a ja kiwnęłam głową i poszliśmy dalej. Słońce właśnie zachodziło i patrzyłyśmy na piękny, rozległy widok. Byliśmy już przy mojej... Jaskini Alf, a gdy weszliśmy do środka, byli tam wszyscy! Każdy członek naszej watahy!
- Hej! Coś się stało? - zapytałam, a rodzice rzucili mi się na szyję. Aurora, również została miło przywitana, ale Rendall powiedział:
- Dios nie żyje...
- Jakby nie dość było tego porwania, zniknięcia szczeniąt, to jeszcze śmierć! - wtrącił ktoś jeszcze
- Ale, dobrze, że już jesteście. Później nam wszystko opowiecie, a teraz zjedzcie coś. Na pewno jesteście głodne - powiedziała mama. Usiadłyśmy ze wszystkimi przy ognisku i zjadłyśmy przepysznego dzika. Aurora opowiedziała o całej naszej przygodzie, a niedługo później zasnęłam...
Nie wiem, co działo się później...
< Rendall? Aurora? > Sory, że takie krótkie...
- Hej, śliczne, lepiej tędy, bo tam, was przyłapią - powiedział i wskazał na wyjście boczne. Odchodząc powiedziałyśmy mu tylko krótkie:
- Dzięki - on uśmiechnął się i kazał nam szybko znikać. Byłam zaskoczona, ale jeszcze bardziej szczęśliwa. Podczas naszego biegu spojrzałam na Aurorę, a ona uśmiechnęła się. Po pewnym czasie, byłyśmy już na tyle daleko, że mogłyśmy przestać biec. Zapytałam Aurorę:
- Jak to właściwie było? - ona zaśmiała się oraz odpowiedziała:
- On... właściwie, to czuje się niedoceniony. A w ogóle, to może już lepiej chodźmy, bo będą się o nas martwić - odparła, a ja kiwnęłam głową i poszliśmy dalej. Słońce właśnie zachodziło i patrzyłyśmy na piękny, rozległy widok. Byliśmy już przy mojej... Jaskini Alf, a gdy weszliśmy do środka, byli tam wszyscy! Każdy członek naszej watahy!
- Hej! Coś się stało? - zapytałam, a rodzice rzucili mi się na szyję. Aurora, również została miło przywitana, ale Rendall powiedział:
- Dios nie żyje...
- Jakby nie dość było tego porwania, zniknięcia szczeniąt, to jeszcze śmierć! - wtrącił ktoś jeszcze
- Ale, dobrze, że już jesteście. Później nam wszystko opowiecie, a teraz zjedzcie coś. Na pewno jesteście głodne - powiedziała mama. Usiadłyśmy ze wszystkimi przy ognisku i zjadłyśmy przepysznego dzika. Aurora opowiedziała o całej naszej przygodzie, a niedługo później zasnęłam...
Nie wiem, co działo się później...
< Rendall? Aurora? > Sory, że takie krótkie...
Od Diosa- Ostatnia chwila - Dios odchodzi
Dzień był okropny! Deszcz, wiatr i tym podobne. Rendalla gdzieś wywiało, więc sam chce spróbować zapolować. Tak! To dzień pierwszego polowania samemu! Ruszyłem truchcikiem przed siebie. Tak szedłem czułem taką przygodę! Ja sam na sam ide by zapolować, kiedyś będe polował na wielkie niedźwiedzie i dziki! Chyba wyszedłem poza tereny watahy, odwróciłem się i przede mną stał wielki wilk, podkuliłem ogon.
- szczeniak się zgubił? - warknął złapał mnie na kark, zapaliłem się i szybko mnie puścił, zacząłem uciekać, ale jednak stałem w miejscu, złapał mnie za kark tym razem mocniej ze zacząłem piszczeć z bólu i przerażenia. Nie mogłem sie zapalić, ani strzelić ogniem... nic. Weszliśmy tereny watahy złotych myśli. I... chap!
To koniec żyłem tylko 6 miesięcy, moim mordercą był ktoś poza watahy... czy ktoś się dowie, że moje ciało jest porzucone przy granicy? A mordercy się upiecze czy jednak nie? Sam nie wiem...
<Tak kończe z tą watahą >
- szczeniak się zgubił? - warknął złapał mnie na kark, zapaliłem się i szybko mnie puścił, zacząłem uciekać, ale jednak stałem w miejscu, złapał mnie za kark tym razem mocniej ze zacząłem piszczeć z bólu i przerażenia. Nie mogłem sie zapalić, ani strzelić ogniem... nic. Weszliśmy tereny watahy złotych myśli. I... chap!
To koniec żyłem tylko 6 miesięcy, moim mordercą był ktoś poza watahy... czy ktoś się dowie, że moje ciało jest porzucone przy granicy? A mordercy się upiecze czy jednak nie? Sam nie wiem...
<Tak kończe z tą watahą >
Wszystkiego naj !!!
Narysowała- Kochana422 |
Wszystkiego naj z okazji Dnia Niepodległości!
Życzy
Rodzina alf, Tolleris
i Kochana422
poniedziałek, 9 listopada 2015
Od Karo CD Rendall'a
Byłam przerażona! Rendall osunął się na ziemię i chyba zemdlał. Z jego
pyska coraz szybciej zaczęła płynąć krew. Stałam skamieniała i
przerażona. Po chwili jednak się otrząsnęłam. Musiałam działać. Musiałam
i to szybko! Niecałe trzy metry ode mnie leżała jakaś tkanina, o dziwo
była czysta. Szybko ją podniosłam i zatamowałam krew. Wiedziałam że na
obudzenie go mam małe szansę, więc postanowiłam przenieść go w
chłodniejsze miejsce. Na szczęście niedaleko znajdowała się moja
jaskinia. Było tam trochę chłodnych, niekiedy i lodowatych miejsc (ale
ciepłe i gorące też były!) oraz źródło krystalicznie czystej wody. Z
trudem podniosłam basiora. Biegiem ruszyłam w kierunku mej jaskini. Po
niecałych pięciu minutach byłam na miejscu. Rendall`a położyłam w
najchłodniejszym (ale nie lodowatym) miejscu. Wzięłam liść w kształcie
dzbanka, nalałam do niego około 10 litrów wody ze źródła. Podeszłam z
nią do basiora. Przemyłam ranę i część krwi znajdującej się na pysku
Rendall`a, szmatką. Potem usiadłam obok niego. Nie wiedziałam co dalej
robić. Patrzyłam na niego z dobrą godzinę, w końcu jednak zrozumiałam że
musi odpocząć. Wyszłam z jaskini. Wiedziałam że dopóki ktoś wyczuje woń
wilka, nie zbliży się do mego domu. Pobiegłam na łąkę. Chociaż byłam
przeciwna zabijaniu zwierząt...tym razem musiałam to zrobić. Dla
Rendall`a. Wiem jak to brzmi, ale musiałam, w końcu to przeze mnie jest
ranny. Nagle przede mną przebiegł jeleń. Wielki, co ja
mówię...GIGANTYCZNY. Przewrócił mnie i śmiał się szyderczo.
-Haha...głupi wilk.-Szydził.
Skoro już musiałam zabić jeleni, to wybrałam tego. Takich mend w lesie nie potrzeba, wstałam, ruszyłam za nim i zabiłam tę koszmarną bestię. Martwy i zakrwawiony mógł przykuć uwagę innych drapieżników. Od razu zataszczyłam go do mego domu. Na szczęście nie przyciągnął uwagi nikogo. Kiedy byłam na miejscu Rendall nadal spał, więc go nie budziłam. Przemyłam jedynie krew z jego pyska, a następnie z jelenia. Nazbierałam też trochę jagód i innych owoców. Po chwili postanowiłam się również położyć. Zasnęłam dwa metry od basiora i trzy metry od źródełka. Zasnęłam. Kiedy się obudziłam był już ranek. Wstałam jak oparzona, na szczęście nic do jedzenia było nietknięte. Odetchnęłam z ulgą. Rendall`owi już nie ciekła krew. Podeszłam do niego. Lekko go szturchnęłam.
-Wstawaj, szkoda dnia.-Powiedziałam z uśmiechem.
Basior otworzył oczy, leżał. Rozejrzał się wokół. Nie okazywał bólu, ale widziałam że cierpi.
-G-gdzie jestem?-Spytał lekko skołowany.
-W mojej jaskini.-Odpowiedziałam.
Rendall patrzył na mnie. Po chwili spytał:
-Jak się tu znalazłem? I co się właściwie stało?
-Chyba zemdlałeś. Przeniosłam cię tutaj.-Znów odpowiedziałam.-Strasznie mnie przestraszyłeś.-Wypowiedziałam ze szklanymi od łez oczami.
Basior się uśmiechnął i w tejże chwili zrozumiałam jak to musiało zabrzmieć. Zarumieniłam się. Nastała chwili ciszy. Spojrzałam na brudne od krwi bandaże. Rendall chciał już wstać, ale...
-Nie wstawaj. Opatrzę ci ranę i wymienię bandaż, dobrze?-Spytałam.
Basior zerknął na ran, skinął głową. W ciągu 15 minut zmieniłam mu bandaż i ponownie opatrzyłam ranę. Rendall spojrzał na mnie i rzekł:
-Dziękuję, Karo. Za wszystko.-Powiedział uśmiechając się.
-Nie ma za co.-Powiedziałam uśmiechając się i rumieniąc. -Jesteś głodny? Bo złapałam jelenia dla ciebie...
< Rendall? >
-Haha...głupi wilk.-Szydził.
Skoro już musiałam zabić jeleni, to wybrałam tego. Takich mend w lesie nie potrzeba, wstałam, ruszyłam za nim i zabiłam tę koszmarną bestię. Martwy i zakrwawiony mógł przykuć uwagę innych drapieżników. Od razu zataszczyłam go do mego domu. Na szczęście nie przyciągnął uwagi nikogo. Kiedy byłam na miejscu Rendall nadal spał, więc go nie budziłam. Przemyłam jedynie krew z jego pyska, a następnie z jelenia. Nazbierałam też trochę jagód i innych owoców. Po chwili postanowiłam się również położyć. Zasnęłam dwa metry od basiora i trzy metry od źródełka. Zasnęłam. Kiedy się obudziłam był już ranek. Wstałam jak oparzona, na szczęście nic do jedzenia było nietknięte. Odetchnęłam z ulgą. Rendall`owi już nie ciekła krew. Podeszłam do niego. Lekko go szturchnęłam.
-Wstawaj, szkoda dnia.-Powiedziałam z uśmiechem.
Basior otworzył oczy, leżał. Rozejrzał się wokół. Nie okazywał bólu, ale widziałam że cierpi.
-G-gdzie jestem?-Spytał lekko skołowany.
-W mojej jaskini.-Odpowiedziałam.
Rendall patrzył na mnie. Po chwili spytał:
-Jak się tu znalazłem? I co się właściwie stało?
-Chyba zemdlałeś. Przeniosłam cię tutaj.-Znów odpowiedziałam.-Strasznie mnie przestraszyłeś.-Wypowiedziałam ze szklanymi od łez oczami.
Basior się uśmiechnął i w tejże chwili zrozumiałam jak to musiało zabrzmieć. Zarumieniłam się. Nastała chwili ciszy. Spojrzałam na brudne od krwi bandaże. Rendall chciał już wstać, ale...
-Nie wstawaj. Opatrzę ci ranę i wymienię bandaż, dobrze?-Spytałam.
Basior zerknął na ran, skinął głową. W ciągu 15 minut zmieniłam mu bandaż i ponownie opatrzyłam ranę. Rendall spojrzał na mnie i rzekł:
-Dziękuję, Karo. Za wszystko.-Powiedział uśmiechając się.
-Nie ma za co.-Powiedziałam uśmiechając się i rumieniąc. -Jesteś głodny? Bo złapałam jelenia dla ciebie...
< Rendall? >
Od Aurory CD Nex'a
Skrzywiłam się lekko jednak już po chwili na mój pysk powrócił uśmiech.
- No ale ze mną rozmawiasz - powiedziałam zadowolona
- Po prostu tak jakoś wyszło. - stwierdził samiec
Spojrzałam na samca pytająco przekręcając lekko głowę. Nie bardzo rozumiałam co ma na myśli, no ale nie muszę wszystkiego rozumieć.
- Pójdziemy nad wodopój? - zapytałam
- Może być.
Uśmiechnęłam się szeroko i szturchnęłam lekko Nex'a
- Ścigamy się. - powiedziałam i zaczęłam biec.
Odbiegłam kawałek i odwróciłam się. Po chwili basior zaczął biec. Ponownie ruszyłam przed siebie. Chciałam chodź na początku zdobyć trochę przewagi. Nie jestem jakoś super szybka więc domyśliłam się, że gdybyśmy ruszyli w tym samym czasie skończyła bym daleko z tyłu. Oczywiście nie minęło wiele czasu gdy samiec mnie wyprzedził. Na szczęście nie byliśmy już daleko od wodopoju i moja przegrana nie była aż tak wielka. Zmęczona od razu zamoczyłam pysk w chłodnej wodzie. Wzięłam kilka łyków i z uśmiechem spojrzałam na samca.To wystarczyło aby przywrócić mi energię.
- Tak właściwie to jakie są twoje żywioły? - zapytałam zaciekawiona
Nex spojrzał na mnie ale nic nie odpowiedział. Siedziałam tak chwilę wpatrując się w niego po czym powiedziałam:
- Jeśli nie chcesz mówić to w porządku. - po chwili dodałam jeszcze - Moje to woda i sen.
<Nex?>
- No ale ze mną rozmawiasz - powiedziałam zadowolona
- Po prostu tak jakoś wyszło. - stwierdził samiec
Spojrzałam na samca pytająco przekręcając lekko głowę. Nie bardzo rozumiałam co ma na myśli, no ale nie muszę wszystkiego rozumieć.
- Pójdziemy nad wodopój? - zapytałam
- Może być.
Uśmiechnęłam się szeroko i szturchnęłam lekko Nex'a
- Ścigamy się. - powiedziałam i zaczęłam biec.
Odbiegłam kawałek i odwróciłam się. Po chwili basior zaczął biec. Ponownie ruszyłam przed siebie. Chciałam chodź na początku zdobyć trochę przewagi. Nie jestem jakoś super szybka więc domyśliłam się, że gdybyśmy ruszyli w tym samym czasie skończyła bym daleko z tyłu. Oczywiście nie minęło wiele czasu gdy samiec mnie wyprzedził. Na szczęście nie byliśmy już daleko od wodopoju i moja przegrana nie była aż tak wielka. Zmęczona od razu zamoczyłam pysk w chłodnej wodzie. Wzięłam kilka łyków i z uśmiechem spojrzałam na samca.To wystarczyło aby przywrócić mi energię.
- Tak właściwie to jakie są twoje żywioły? - zapytałam zaciekawiona
Nex spojrzał na mnie ale nic nie odpowiedział. Siedziałam tak chwilę wpatrując się w niego po czym powiedziałam:
- Jeśli nie chcesz mówić to w porządku. - po chwili dodałam jeszcze - Moje to woda i sen.
<Nex?>
sobota, 7 listopada 2015
Od Klio CD Diablo
Poszliśmy z Diablem na pobliskie jezioro. Przez drogę niewiele rozmawialiśmy. Dzisiaj pogoda również zapowiadała się pięknie, ale ja już czegoś się przekonałam o tej pogodzie: Nie można jaj ufać! W końcu dotarliśmy na miejsce. Rozejrzeliśmy się i zobaczyliśmy... naszych towarzyszy! To znaczy, nie tylko naszych, ale wszystkich, czyli byli tam: Adonis, Insignia, Mazda, Nasir przyszedł z Ksenią i Lilly, Sebo z Zeliną, , Aki, Zara... było tam naprawdę dużo naszych przyjaciół.
- Spójrz na to! Co tu się dzieje? - zapytałam zaskoczona
- Nie mam pojęcia - odpowiedział zmieszany, więc natychmiast pobiegłam do Nasira.
- Lilly? Jak ty urosłaś! Nasir, słuchaj, co tu się dzieje? - rozejrzałam się dookoła i znowu spojrzałam na konia
- Jak to, nie wiesz? Acha, Nyras mówił, że teraz ciągle nie ma Cię w domu i pewnie nie miał czasu Cię o tym zawiadomić... No, mamy tutaj spotkanie, ale nie wilków, tylko nas, waszych towarzyszy. Są tutaj chyba wszyscy. Mamy okazję się nawzajem poznać i mamy super zabawę! - odpowiedział Nasir. Rzeczywiście, bawili się przednio. Podeszłam do Diablo...
- Hej, chcesz poznać mojego przyjaciela? Ja, z chęcią poznam Twojego! - wykrzyknęłam z radością, ale Diablo był zmieszany...
- Wiesz, nie ma tutaj mojego... On, źle się chyba dzisiaj czuł i nie mógł... - powiedział
- Och, odwiedzimy go, ale najpierw chodź, poznasz resztę - zaprowadziłam basiora do rodzinki Nasira i do reszty cudownych zwierząt. Zostaliśmy chwilę bawiąc się w wodzie z naszymi przyjaciółmi, aż w końcu, przypomniałam sobie, że mieliśmy pójść do towarzysza Diablo. Szkoda mi go było, że nie może być tutaj teraz z nami...
- Hej, musimy pójść odwiedzić Twojego przyjaciela! Chodź, zaprowadzisz mnie? - zapytałam go
- No... Nie jestem pewien, myślę, że on woli zostać chwilę sam... - odparł Diablo
- No, dlaczego? Proszę, muszę go poznać! Wszystkich już tutaj znam, oprócz niego! - nalegałam, a Diablo spojrzał w niebo - Ale, skoro nie chcesz, to w porządku, poznam go innym razem - uśmiechnęłam się, a on odpowiedział...
< Diablo? >
- Spójrz na to! Co tu się dzieje? - zapytałam zaskoczona
- Nie mam pojęcia - odpowiedział zmieszany, więc natychmiast pobiegłam do Nasira.
- Lilly? Jak ty urosłaś! Nasir, słuchaj, co tu się dzieje? - rozejrzałam się dookoła i znowu spojrzałam na konia
- Jak to, nie wiesz? Acha, Nyras mówił, że teraz ciągle nie ma Cię w domu i pewnie nie miał czasu Cię o tym zawiadomić... No, mamy tutaj spotkanie, ale nie wilków, tylko nas, waszych towarzyszy. Są tutaj chyba wszyscy. Mamy okazję się nawzajem poznać i mamy super zabawę! - odpowiedział Nasir. Rzeczywiście, bawili się przednio. Podeszłam do Diablo...
- Hej, chcesz poznać mojego przyjaciela? Ja, z chęcią poznam Twojego! - wykrzyknęłam z radością, ale Diablo był zmieszany...
- Wiesz, nie ma tutaj mojego... On, źle się chyba dzisiaj czuł i nie mógł... - powiedział
- Och, odwiedzimy go, ale najpierw chodź, poznasz resztę - zaprowadziłam basiora do rodzinki Nasira i do reszty cudownych zwierząt. Zostaliśmy chwilę bawiąc się w wodzie z naszymi przyjaciółmi, aż w końcu, przypomniałam sobie, że mieliśmy pójść do towarzysza Diablo. Szkoda mi go było, że nie może być tutaj teraz z nami...
- Hej, musimy pójść odwiedzić Twojego przyjaciela! Chodź, zaprowadzisz mnie? - zapytałam go
- No... Nie jestem pewien, myślę, że on woli zostać chwilę sam... - odparł Diablo
- No, dlaczego? Proszę, muszę go poznać! Wszystkich już tutaj znam, oprócz niego! - nalegałam, a Diablo spojrzał w niebo - Ale, skoro nie chcesz, to w porządku, poznam go innym razem - uśmiechnęłam się, a on odpowiedział...
< Diablo? >
czwartek, 5 listopada 2015
Od Astry CD Invity
Gdy tata zawołał, spojrzałam na Invitę i odpowiedziałam:
- Bawiłam się, Invita mnie odprowadziła... - tata wytrzeszczył oczy
- Znalazły się? Szczeniaki? - podbiegł do Invity
- Yyyy... One zostały mi... Opiekuję się nimi... One są moje, teraz - odpowiedziała zmieszana
- Ach, szkoda... No cóż, dziękuję za odprowadzenie córki i trzymaj się - tata uścisnął Invitę i szczeniaki.
- Będziemy się jeszcze bawić? - zapytałam odchodząc
- Oczywiście! - wykrzyknęli, poszłam do jaskini, a tata na koniec szepnął jeszcze coś do Invity. Oni poszli, a my, jak weszliśmy do jaskini mieliśmy rozmowę... Nie wiem, czy będę mogła więcej chodzić na samotne spacerki...
< Invita? >
- Bawiłam się, Invita mnie odprowadziła... - tata wytrzeszczył oczy
- Znalazły się? Szczeniaki? - podbiegł do Invity
- Yyyy... One zostały mi... Opiekuję się nimi... One są moje, teraz - odpowiedziała zmieszana
- Ach, szkoda... No cóż, dziękuję za odprowadzenie córki i trzymaj się - tata uścisnął Invitę i szczeniaki.
- Będziemy się jeszcze bawić? - zapytałam odchodząc
- Oczywiście! - wykrzyknęli, poszłam do jaskini, a tata na koniec szepnął jeszcze coś do Invity. Oni poszli, a my, jak weszliśmy do jaskini mieliśmy rozmowę... Nie wiem, czy będę mogła więcej chodzić na samotne spacerki...
< Invita? >
Od Invity CD Astra
Spojrzałam w niebo. Znów przypomniały mi się moje słodziaki i smutna mina zalała moją twarz. Następnie już z uśmiechem zerknęłam na maluch i rzekałam:
-Oczywiście. Przecież cię tu nie zostawię. Ruszyłyśmy. Po drodze kilka słów i rozmowa. Jednak gdy dotarliśmy do jaksini Alf...
-Atra! Jest ciemno! Gdzieś ty była?!- odezwał się Nyras.
<Astra?>
-Oczywiście. Przecież cię tu nie zostawię. Ruszyłyśmy. Po drodze kilka słów i rozmowa. Jednak gdy dotarliśmy do jaksini Alf...
-Atra! Jest ciemno! Gdzieś ty była?!- odezwał się Nyras.
<Astra?>
środa, 4 listopada 2015
Od Astry CD Invity
Byłam już na tyle duża, żeby móc pójść sama na spacer. Mama, mówiła, żebym nie szła za daleko, więc nie mogłam puścić wodzy fantazji... Szłam chwilę przez las, ale kiedy z niego wyszłam, zobaczyłam wielką lodową polanę. Nic tam nie było oprócz śniegu i lodu. Zrobiło mi się trochę zimno, ale nie myślałam o tym. Postanowiłam pójść dalej. Po pewnym czasie zobaczyłam coś czarnego w śniegu, a potem i białego...
- Dzień Dobry - powiedziałam grzecznie
- Cześć, kim jesteś? - zapytał czarny wilczek i oboje wpatrywali się we mnie.
- Mam na imię Astra, a wy? - zapytałam
- Ja jestem Avi, a to jest Charley - odpowiedział jeden z wilków.
- Acha, to super! A skąd jesteście? - zapytałam, gdyż byłam coraz bardziej ciekawa ich historii...
- My... Mieszkamy niedaleko - odpowiedziały zmieszane - A Ty? Co tutaj robisz? - zapytały
- Ja, jestem z Watahy Złotych Myśli i poszłam na spacer. Trafiłam tutaj - odparłam z uśmiechem.
- My też jesteśmy w tej watasze! Będziemy się razem bawić? - entuzjazm rósł, a my już mieliśmy na siebie skoczyć i zacząć się przepychać i ganiać...
- Tak! Pewnie! - wykrzyknęłam, aż w końcu usłyszeliśmy...
- Avi! Charley! Gdzie jesteście? - wilki posłusznie odwróciły się i zawołały:
- Tutaj, tutaj! - po kilku sekundach ujrzałam szarą wilczycę, która gdy tylko mnie ujrzała zapytała:
- Kim jesteś? Czego chcesz? - wystraszyłam się, ale nie chciałam tego okazywać. Odpowiedziałam więc:
- Mam na imię Astra. Jestem z Watahy Złotych Myśli i poszłam na spacer... - niedokończyłam
- Jesteś z Watahy Złotych Myśli? Astra? No tak, przepraszam, jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać... Jestem Invita, ich już chyba poznałaś. Jesteś głodna? - zapytała, a ja kiwnęłam głową. Wadera zaprowadziła nas do swojej jaskini. Każdy z nas dostał po małym kawałku zająca, a ona wpatrywała się w nas ze smutkiem... Po posiłku pobiegliśmy się bawić. Invita, powiedziała, że jestem najstarsza i muszę zadbać o Avi i Charey'a. Oczywiście to nie był problem! Bawiliśmy się bardzo długo, aż w końcu Invita przypomniała mi, że muszę już wracać, ale niestety było już ciemno, więc zapytałam nieśmiało:
- A czy, moglibyście mnie odprowadzić? - wadera spojrzała w niebo, później na wesołe wilki i powiedziała:
< Invita? >
- Dzień Dobry - powiedziałam grzecznie
- Cześć, kim jesteś? - zapytał czarny wilczek i oboje wpatrywali się we mnie.
- Mam na imię Astra, a wy? - zapytałam
- Ja jestem Avi, a to jest Charley - odpowiedział jeden z wilków.
- Acha, to super! A skąd jesteście? - zapytałam, gdyż byłam coraz bardziej ciekawa ich historii...
- My... Mieszkamy niedaleko - odpowiedziały zmieszane - A Ty? Co tutaj robisz? - zapytały
- Ja, jestem z Watahy Złotych Myśli i poszłam na spacer. Trafiłam tutaj - odparłam z uśmiechem.
- My też jesteśmy w tej watasze! Będziemy się razem bawić? - entuzjazm rósł, a my już mieliśmy na siebie skoczyć i zacząć się przepychać i ganiać...
- Tak! Pewnie! - wykrzyknęłam, aż w końcu usłyszeliśmy...
- Avi! Charley! Gdzie jesteście? - wilki posłusznie odwróciły się i zawołały:
- Tutaj, tutaj! - po kilku sekundach ujrzałam szarą wilczycę, która gdy tylko mnie ujrzała zapytała:
- Kim jesteś? Czego chcesz? - wystraszyłam się, ale nie chciałam tego okazywać. Odpowiedziałam więc:
- Mam na imię Astra. Jestem z Watahy Złotych Myśli i poszłam na spacer... - niedokończyłam
- Jesteś z Watahy Złotych Myśli? Astra? No tak, przepraszam, jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać... Jestem Invita, ich już chyba poznałaś. Jesteś głodna? - zapytała, a ja kiwnęłam głową. Wadera zaprowadziła nas do swojej jaskini. Każdy z nas dostał po małym kawałku zająca, a ona wpatrywała się w nas ze smutkiem... Po posiłku pobiegliśmy się bawić. Invita, powiedziała, że jestem najstarsza i muszę zadbać o Avi i Charey'a. Oczywiście to nie był problem! Bawiliśmy się bardzo długo, aż w końcu Invita przypomniała mi, że muszę już wracać, ale niestety było już ciemno, więc zapytałam nieśmiało:
- A czy, moglibyście mnie odprowadzić? - wadera spojrzała w niebo, później na wesołe wilki i powiedziała:
< Invita? >
wtorek, 3 listopada 2015
Od Invity- Dobra i zła wiadomość!
Nie było szans na odnalezienie szczeniąt. Zapadła już noc. Położyłam się spać. Obudziłam się w środku nocy czując na sobie czyjś nacisk. Otworzyłam oczy i na czole kołysał się mały szary ogonek. Usnęłam ponownie i dopiero we śnie zdałam sobie sprawę c widziałam. Aż podskoczyłam i mała szara kuleczka wzleciała pod sufit. Złapałam ją tuż nad ziemią Maleńką, przerażoną Ivi! Przytuliłam ją do siebie. W tym momencie się ocknęłam.
To tylko sen. Łza naparła mi do oczu. Otarła ją maleńka biała łapka. Obróciłam łeb w stronę maleńkiego wilczka. Z drugiej strony leżał czarny wilczek. Wyskoczyłam z jaskini i od razu potknęłam się o... martwe ciało. Czarno biała wilczyca, a w okół niej pełno krwi i kartka.
Kimkolwiek jesteś zajmij się prozę nimi. Avi i Czarley. Błagam!!!
Byłam lekko wstrząśnięta taką wiadomością , ale co mam z nimi zrobić jak nie zająć się wilczkami, przecież ich nie porzucę! ...
<Jakaś wadera? Szczenięta?>
To tylko sen. Łza naparła mi do oczu. Otarła ją maleńka biała łapka. Obróciłam łeb w stronę maleńkiego wilczka. Z drugiej strony leżał czarny wilczek. Wyskoczyłam z jaskini i od razu potknęłam się o... martwe ciało. Czarno biała wilczyca, a w okół niej pełno krwi i kartka.
Kimkolwiek jesteś zajmij się prozę nimi. Avi i Czarley. Błagam!!!
Byłam lekko wstrząśnięta taką wiadomością , ale co mam z nimi zrobić jak nie zająć się wilczkami, przecież ich nie porzucę! ...
<Jakaś wadera? Szczenięta?>
Znalezione w smutnych okolicznościach!
Dla Invity więcej roboty, ale przecież ich nie porzuci! W końcu mają tylko miesiąc!
03.11.15 znalazła szczenięta. Ich matka zmarła na progu jaskini i zostawiła tylko list z prośbą.
Więc są!
Avi i Charley !!!!
03.11.15 znalazła szczenięta. Ich matka zmarła na progu jaskini i zostawiła tylko list z prośbą.
Więc są!
Avi i Charley !!!!
Od Mala- Tajemnicze miasta- Miasto Zagubionych cz.4
Przechadzałem się ulicami miasta. Cały swój plan przedstawiłem dwa dni wcześniej drużynie. Wszyscy mieli swój wkład. Byłem przebrany za bogatego mecenasa. Założyłem czarny garnitur, monokl i doczepiłem czarne, kręcone wąsy, słowem, byłem kimś obcym, innym. Moim celem było odwrócić uwagę królowej i zdjąć jej koronę. Przechwycić berło miała Ches , a strażami mieli się zająć Zarabiowie. Tak jest ich więcej. Dużo dużo więcej.Maro przetransportuje Daj w miejsce gdzie ma wrócić z powrotem do władzy. Nie mam pojęcia jak on chce tego dokonać. Wiedziałem, że mało prawdopodobna jest wygrana i to że mój plan się powiedzie, ale tylko to wyłuskaliśmy z tygodnia nieprzespanych nocy i głowienia się co zrobić. Wracając do rzeczywistości. Omijając zręcznie kałuże po deszczu, mijałem piękne stragany, które zdobiły przeróżne kolory. Na nich leżało mnóstwo szpargałów i gratów. Zastanawiałem się jak wywabić księżnę w miejsce dalekie od straży i zdjąć jej koronę. Rozglądałem się po straganach, przeglądając i przebierając przedmioty na nich leżące, wzrokiem. Na każdym leżało coś co mogło by się nadać. Granaty dymne, na innym znajdowały się piękne wytrzymałe czapki niewidki, które czyniły cię niewidzialnym na jakiś czas. Niestety czas ten był za krótki na tak zawiłą misję. Mijając stragan z piórami i pergaminami wpadłem na pomysł, przypominając sobie pokojówkę i królową. Kojarząc fakty stwierdziłem, że pokojówka która zaścieliła mi łóżko jakieś 4 tygodnie temu, była matką naszej księżnej! Jej brązowe futro było farbowane. Że też się wcześniej nie skapnąłem! Pobiegłem prosto do straganu rzucając na niego trochę drobnych. Porwałem kałamarz pełen atramentu, pióro i najmniej ozdobny papier. Odbiegając szybko, rzuciłem:
-Reszty nie trzeba- do sprzedawczyni i puściłem się biegiem. Nikt nie zacznie akcji bez mojego znaku. Popędziłem prosto do zamku. W niedalekich krzakach poczekałem do wieczora. Odpowiedni moment... i ... TERAZ!!!! Puściłem się biegiem w cieniu w wśliznąłem przez właśnie zamykane drzwi. Skryłem się w czarnym rogu wielkiej sali, gdzie królowa właśnie wysłuchiwała żali mieszkańców miasta. Powoli i cicho przemykałem pomiędzy sztandarami, stawianymi podczas wysłuchiwania ludu. W końcu stanąłem za tronem słuchając. Królowa lekko pochrapywała, straże zresztą też. Szybko wbiłem się na schody i pędząc to w górę, to w dół lub na prawo, czy też na lewo. W końcu znalazłem ją, farbowaną białą wilczycę. Zbliżyłem się powoli, jednak wilczyca już mnie wyczuła i niespodziewanie powiedziała:
-Witaj- z wrażenia aż podskoczyłem.- Wiem po co przyszyłeś. Moja córka sprowadziła rządy terroru. Je tego nie chciałam, więc uczyniła mnie sługą. Zabierz mnie i zostaw wiadomość. Uratuj to miasto.
Sięgnąłem po pergamin i rzuciłem go na biurko. Otworzyłem atrament i zacząłem bazgrać:
Obszarpałem go szybko i zostawiłem. Trzasnąłem drzwiami dla pogłosu. Szybkim ruchem zgarnąłem starą wilczycę na plecy i skoczyłem w momencie gdy za mną otworzyły się drzwi uderzając o ścianę. Wylądowaliśmy w miękkiej słomie. Pozbierałem się szybko i ciągnąc za sobą wilczycę odbiegłem w bezpieczne miejsce. Przeczekałem tam czas do północy, słuchając uważnie opowieści wadery, którą zabrałem ze sobą.
-Pewnego dnia, tam w wieży- mówiła pokazując mi na wieżę pnącą się w oddali- narodził się niezwykły dziedzic tronu. Poczęty z wilków, kociak. Była dziewczynką...
-O imieniu Dajanse. Niezwykle mądra i sprawiedliwa władczyni. Za jej czasów panował tu spokój i dobytek, a Zarabiowie byli przyjaciółmi.-przerwałem jej.
-Widzę, że już całkiem sporo wiesz.
-Dajanse poznałem osobiście. To właśnie jej pomagam. Zarabiów także. A że Daj prowadziła mądrze swoje królestwo wywnioskowałem z krzyków tłumu podczas przemówienia.
-Tęgi łeb. Kontynuując. Jej rządy zakończyły się równie szybko jak się zaczęły. Wszyscy widzieli jak umiera poprzez dźgnięcie nożem. Ty jednak nie wiesz, że miała siostrę. Właśnie księżną Szaranę. Ja jestem matką oby dwu dziewczynek. Szarana była zachłanna i nadal taka jest. Wynajęła kogoś kto odwali brudną robotę za niewielką sumkę. Udało jej się, a że to był niby niepozorny przypadek ona wstąpiła na tron. Jednak Daj przeżyła i została strącona do lochów. Korona daje wielką potęgę, której moja księżna nie potrafi używać. Nie wie o niej. Dajanse wiedziała i potrafiła się nią posłużyć. Stąd właśnie kopuła. Tylko korona może strącić Szaranę od władzy, a jeśli zdobędziecie berło to ona i jej straże nie będą mieli żadnych szans.- zakończyła.
-Tym się zajmą fachowcy.- stwierdziłem. Teraz spojrzałem na zegar. Za piętnaście dwunasta.
-Trzeba iść- odezwała się wilczyca. Wstałem i poszłem za waderą.
-Dokąd?- spytała po chwili.
-Gringsleya.-odpowiedziałem wyrównójąc się ze staruszką.
-Dobry wybór. Skąd wiedziałeś?- zrobiła się podejżliwa.- Nie znasz przecież okolicy.
-Mam też dobre oko. Gdy uciekaliśmy przed strzałami przebiegaliśmy koło takiego zakamarka i przeczytałem nazwę więc wbiła mi się w pamięć.-Pobiegłem za waderą, która skręciła w uliczkę Gringsleya. Wybiła dwunasta. Północ. Wygrana była coraz bliższa. Chwilę po ustalonej godzinie zjawiła się księżna. Rzuciła mi koronę pod nogi i rzekła:
-A teraz matka!- przyjrzałem się jej. Była prawdziwa. Czułem emanującą od niej energię i moc. Szczeknąłem na babunię, która wychynęła z cienia. Szybko schowałem koronę. W tym momencie zniknąłem uchraniając się przed atakiem strażników. Oczywiście nie wyparowałem. Jestem bardzo szybki, a że za mną była dziura w domu to czmychnąłem. Znalazłem się w miłym domu. Przy stole, na środku pokoju, siedziała miła rodzinka. Trójka dzieci, ojciec i matka. Wpatrywali się we mnie. Po chwili pokazałem im żeby siedzieli cicho i mnie nie wydali. Przebiegłem przez pokój i wypadłem przez drzwi, zostawiając zdziwioną rodzinkę w szoku. Wskoczyłem na dach najbliższego domu i rozejrzałem się. Podest stał nie daleko. Rzuciłem się do biegu. Chwilę potewm wydałem z siebie głośne wycie na znak że wszystko idzie jak po maśle. Strażnicy już do mnie biegli gdy...
Zarabiowie włączyli się do gry. Cheshire przybiegła z berłem, a Maro przywiózł Dajanse. Kocica szybkim ruchem włożyła koronę i chwyciła berło. Pomamrotała coś pod nosem i głośnym głosem rzekła:
-Ty!- kierując słowa do swojej siostry.- Zdradziłaś państwo! Zdradziłaś mnie i czły mój lud!
-ON JEST MÓJ!-wyrwało się Szaranie.
-Siostrzyczo nie ma już co tego dalej ciągnąć. Poddaj się i wróć do nas.- dodała już spokojnym tonem.
-NIGDY!
-A więc sama zesłałaś się na taki los...
Co się działo potem jest oczywiste. Daj objęła tron a Cheshire stanęła u jej boku. Ale co z Malem i Maro. Siostry zaginęły trzeba je odszukać. To się na tym nie skończy.
Spojrzałem po raz ostatni na miasto majaczące w oddali, po czym weszłem w portal stworzony tu specjalnie dla mnie przez Daj. "Koniec jest zaledwie początkiem"!
-Reszty nie trzeba- do sprzedawczyni i puściłem się biegiem. Nikt nie zacznie akcji bez mojego znaku. Popędziłem prosto do zamku. W niedalekich krzakach poczekałem do wieczora. Odpowiedni moment... i ... TERAZ!!!! Puściłem się biegiem w cieniu w wśliznąłem przez właśnie zamykane drzwi. Skryłem się w czarnym rogu wielkiej sali, gdzie królowa właśnie wysłuchiwała żali mieszkańców miasta. Powoli i cicho przemykałem pomiędzy sztandarami, stawianymi podczas wysłuchiwania ludu. W końcu stanąłem za tronem słuchając. Królowa lekko pochrapywała, straże zresztą też. Szybko wbiłem się na schody i pędząc to w górę, to w dół lub na prawo, czy też na lewo. W końcu znalazłem ją, farbowaną białą wilczycę. Zbliżyłem się powoli, jednak wilczyca już mnie wyczuła i niespodziewanie powiedziała:
-Witaj- z wrażenia aż podskoczyłem.- Wiem po co przyszyłeś. Moja córka sprowadziła rządy terroru. Je tego nie chciałam, więc uczyniła mnie sługą. Zabierz mnie i zostaw wiadomość. Uratuj to miasto.
Sięgnąłem po pergamin i rzuciłem go na biurko. Otworzyłem atrament i zacząłem bazgrać:
Droga księżno. Zabrałem twoją matkę! Jeśli chcesz ją odzyskać zjaw się na ulicy Gringsleya, o północy. Masz być sama! Weź koronę! Pamiętaj, że bez niej matki nie zobaczysz. Korona jest przepustką do jej odzyskania!Mal , a raczej Alian wilk z drugiej strony
Obszarpałem go szybko i zostawiłem. Trzasnąłem drzwiami dla pogłosu. Szybkim ruchem zgarnąłem starą wilczycę na plecy i skoczyłem w momencie gdy za mną otworzyły się drzwi uderzając o ścianę. Wylądowaliśmy w miękkiej słomie. Pozbierałem się szybko i ciągnąc za sobą wilczycę odbiegłem w bezpieczne miejsce. Przeczekałem tam czas do północy, słuchając uważnie opowieści wadery, którą zabrałem ze sobą.
-Pewnego dnia, tam w wieży- mówiła pokazując mi na wieżę pnącą się w oddali- narodził się niezwykły dziedzic tronu. Poczęty z wilków, kociak. Była dziewczynką...
-O imieniu Dajanse. Niezwykle mądra i sprawiedliwa władczyni. Za jej czasów panował tu spokój i dobytek, a Zarabiowie byli przyjaciółmi.-przerwałem jej.
-Widzę, że już całkiem sporo wiesz.
-Dajanse poznałem osobiście. To właśnie jej pomagam. Zarabiów także. A że Daj prowadziła mądrze swoje królestwo wywnioskowałem z krzyków tłumu podczas przemówienia.
-Tęgi łeb. Kontynuując. Jej rządy zakończyły się równie szybko jak się zaczęły. Wszyscy widzieli jak umiera poprzez dźgnięcie nożem. Ty jednak nie wiesz, że miała siostrę. Właśnie księżną Szaranę. Ja jestem matką oby dwu dziewczynek. Szarana była zachłanna i nadal taka jest. Wynajęła kogoś kto odwali brudną robotę za niewielką sumkę. Udało jej się, a że to był niby niepozorny przypadek ona wstąpiła na tron. Jednak Daj przeżyła i została strącona do lochów. Korona daje wielką potęgę, której moja księżna nie potrafi używać. Nie wie o niej. Dajanse wiedziała i potrafiła się nią posłużyć. Stąd właśnie kopuła. Tylko korona może strącić Szaranę od władzy, a jeśli zdobędziecie berło to ona i jej straże nie będą mieli żadnych szans.- zakończyła.
-Tym się zajmą fachowcy.- stwierdziłem. Teraz spojrzałem na zegar. Za piętnaście dwunasta.
-Trzeba iść- odezwała się wilczyca. Wstałem i poszłem za waderą.
-Dokąd?- spytała po chwili.
-Gringsleya.-odpowiedziałem wyrównójąc się ze staruszką.
-Dobry wybór. Skąd wiedziałeś?- zrobiła się podejżliwa.- Nie znasz przecież okolicy.
-Mam też dobre oko. Gdy uciekaliśmy przed strzałami przebiegaliśmy koło takiego zakamarka i przeczytałem nazwę więc wbiła mi się w pamięć.-Pobiegłem za waderą, która skręciła w uliczkę Gringsleya. Wybiła dwunasta. Północ. Wygrana była coraz bliższa. Chwilę po ustalonej godzinie zjawiła się księżna. Rzuciła mi koronę pod nogi i rzekła:
-A teraz matka!- przyjrzałem się jej. Była prawdziwa. Czułem emanującą od niej energię i moc. Szczeknąłem na babunię, która wychynęła z cienia. Szybko schowałem koronę. W tym momencie zniknąłem uchraniając się przed atakiem strażników. Oczywiście nie wyparowałem. Jestem bardzo szybki, a że za mną była dziura w domu to czmychnąłem. Znalazłem się w miłym domu. Przy stole, na środku pokoju, siedziała miła rodzinka. Trójka dzieci, ojciec i matka. Wpatrywali się we mnie. Po chwili pokazałem im żeby siedzieli cicho i mnie nie wydali. Przebiegłem przez pokój i wypadłem przez drzwi, zostawiając zdziwioną rodzinkę w szoku. Wskoczyłem na dach najbliższego domu i rozejrzałem się. Podest stał nie daleko. Rzuciłem się do biegu. Chwilę potewm wydałem z siebie głośne wycie na znak że wszystko idzie jak po maśle. Strażnicy już do mnie biegli gdy...
Zarabiowie włączyli się do gry. Cheshire przybiegła z berłem, a Maro przywiózł Dajanse. Kocica szybkim ruchem włożyła koronę i chwyciła berło. Pomamrotała coś pod nosem i głośnym głosem rzekła:
-Ty!- kierując słowa do swojej siostry.- Zdradziłaś państwo! Zdradziłaś mnie i czły mój lud!
-ON JEST MÓJ!-wyrwało się Szaranie.
-Siostrzyczo nie ma już co tego dalej ciągnąć. Poddaj się i wróć do nas.- dodała już spokojnym tonem.
-NIGDY!
-A więc sama zesłałaś się na taki los...
Co się działo potem jest oczywiste. Daj objęła tron a Cheshire stanęła u jej boku. Ale co z Malem i Maro. Siostry zaginęły trzeba je odszukać. To się na tym nie skończy.
Spojrzałem po raz ostatni na miasto majaczące w oddali, po czym weszłem w portal stworzony tu specjalnie dla mnie przez Daj. "Koniec jest zaledwie początkiem"!
Od Aspena CD Aurora
Szła koło mnie merdając wesoło ogonkiem i uśmiechając się szeroko. Weszliśmy na polanę. Wszystkie zanajome twarze. Prawie.
-Przedstawisz mnie?-spytała niespodziewanie wadera.
-Tato- usłyszałem gdzieś niedaleko. Spojrałem w kierunku głosu. Aurora stanęła jak zamurowana. Jakbym nie mógł posiadać rodziny. Mała wilczyca rzuciła mi się w ramiona. Cała moja rodzina. Jedna drużyna. Drużyna "Zbuntowanyh"! Przytuliłem ją do siebie uśmiechjąc się pod nosem.
- Lata cię nie widziałem, stary!- zawołał jeszcze inny głos.
-A Auroro to jest Silyen (czyt. Siljen). Moja najmłodsza córka. Ten wilk- powiedziałem wskazując na najbliższego basiora.- To szef naszej bandy. Fox. Ten tam maluszek to mój jedyny synek. Lanan. Maro i Milę już zansz. Asa podobnie. ci tam to bliźnięta. Chłopak to Dalis, a wadera to Dalisa. To wszyscy tylko brakuje mi tu Mili i... Teli.- zakończyłem ponuro.
-Zwiady- odezwał się Fox.
- A dlaczego bliźniaki.- wypaliła nagle Aurora. Przyznam szczeźe że trochę o niej zapomniałem.-Nie są do siebie podobni.
-Co my.- odpowiedziały bliźnięta chórem.-Jesteśmy bratem i siostrą, a bliźniakami nazywają nas tylko przez identyczne charaktery i myśli- mówili jakby cytowali. Razem ,bez odstępów i jakby byli jednym wilkiem.
-Acha.-odparła Aurora...
<Aurora?> Przepraszam, ale będę odpisywać tylko na posty do mnie , bo nie za bardzo mam czas na takie od siebie.
-Przedstawisz mnie?-spytała niespodziewanie wadera.
-Tato- usłyszałem gdzieś niedaleko. Spojrałem w kierunku głosu. Aurora stanęła jak zamurowana. Jakbym nie mógł posiadać rodziny. Mała wilczyca rzuciła mi się w ramiona. Cała moja rodzina. Jedna drużyna. Drużyna "Zbuntowanyh"! Przytuliłem ją do siebie uśmiechjąc się pod nosem.
- Lata cię nie widziałem, stary!- zawołał jeszcze inny głos.
-A Auroro to jest Silyen (czyt. Siljen). Moja najmłodsza córka. Ten wilk- powiedziałem wskazując na najbliższego basiora.- To szef naszej bandy. Fox. Ten tam maluszek to mój jedyny synek. Lanan. Maro i Milę już zansz. Asa podobnie. ci tam to bliźnięta. Chłopak to Dalis, a wadera to Dalisa. To wszyscy tylko brakuje mi tu Mili i... Teli.- zakończyłem ponuro.
-Zwiady- odezwał się Fox.
- A dlaczego bliźniaki.- wypaliła nagle Aurora. Przyznam szczeźe że trochę o niej zapomniałem.-Nie są do siebie podobni.
-Co my.- odpowiedziały bliźnięta chórem.-Jesteśmy bratem i siostrą, a bliźniakami nazywają nas tylko przez identyczne charaktery i myśli- mówili jakby cytowali. Razem ,bez odstępów i jakby byli jednym wilkiem.
-Acha.-odparła Aurora...
<Aurora?> Przepraszam, ale będę odpisywać tylko na posty do mnie , bo nie za bardzo mam czas na takie od siebie.
Od Arory CD Aspena
Zaczęłam merdać ogonem i z radością podreptałam za Aspenem.
Zastanawiałem się dokąd tak właściwie zmierzamy jednak nie chciałam już o
nic pytać. Cieszyłam się z tego, że pozwolił mi chociaż ze sobą pójść.
Krok po kroczku i może kiedyś uda nam się zostać przyjaciółmi. Nagle na
naszej drodze pojawiła się kotka.
- O! Aspen - powiedziała
- Hej Milo - odpowiedział basior - Wszyscy już są?
- Prawie - odpowiedziała kotka i odbiegła
To mi o czymś przypomniało.
- Hej Aspen... - zaczęłam - Ta wadera, której wtedy pomagaliśmy...
- Maro? - zapytał samiec
Pokiwałam przytakująco głową.
- Czy już wszystko z nią w porządku?
- Tak. - odpowiedział i bez słowa ruszyliśmy dalej.
Po jakimś czasie zauważyłam znajome wilki. Była tam Maro ze swoją kotką i As. Widziałam też kilka innych wilków. Kątem oka spojrzałam na Aspena. Zdawało mi się, że przez jego pysk przeszedł delikatny uśmiech. Zdaje się, że to jego przyjaciele. Uśmiechnęłam się do siebie. Wygląda na to, że nie jest takim gburem za jakiego go na początku uważałam. Rozejrzałam się po wilkach.
- Przedstawisz mnie? - zapytałam z niewinnym uśmiechem
<Aspen?>
- O! Aspen - powiedziała
- Hej Milo - odpowiedział basior - Wszyscy już są?
- Prawie - odpowiedziała kotka i odbiegła
To mi o czymś przypomniało.
- Hej Aspen... - zaczęłam - Ta wadera, której wtedy pomagaliśmy...
- Maro? - zapytał samiec
Pokiwałam przytakująco głową.
- Czy już wszystko z nią w porządku?
- Tak. - odpowiedział i bez słowa ruszyliśmy dalej.
Po jakimś czasie zauważyłam znajome wilki. Była tam Maro ze swoją kotką i As. Widziałam też kilka innych wilków. Kątem oka spojrzałam na Aspena. Zdawało mi się, że przez jego pysk przeszedł delikatny uśmiech. Zdaje się, że to jego przyjaciele. Uśmiechnęłam się do siebie. Wygląda na to, że nie jest takim gburem za jakiego go na początku uważałam. Rozejrzałam się po wilkach.
- Przedstawisz mnie? - zapytałam z niewinnym uśmiechem
<Aspen?>
Od Diosa CD Rendall'a
Czy mam jakieś specjalna życzenia? Nigdy ich nie mam, ale chwile pomyślałem
- Nie nie mam, byle dało się jeść - uśmiechnąłem się i zacząłem biegać wokół Rendalla, który już szedł by polować. Energia mnie rozpiera, zauważyłem królika i sam nie wiem co mnie wzięło i zacząłem za nim biegać, zgubiłem gdzieś Rendalla, królik wskoczył w jakąś norkę, a ja zanim, lecz się zaklinowałem. Zacząłem się wyrywać, ale na nic
- Rendall! - zacząłem wołać na całe moje gardło, a w norce zobaczyłem tego królika, nie był za bardzo zadowolony. Pisnąłem z przerażenia!
- Nie nie mam, byle dało się jeść - uśmiechnąłem się i zacząłem biegać wokół Rendalla, który już szedł by polować. Energia mnie rozpiera, zauważyłem królika i sam nie wiem co mnie wzięło i zacząłem za nim biegać, zgubiłem gdzieś Rendalla, królik wskoczył w jakąś norkę, a ja zanim, lecz się zaklinowałem. Zacząłem się wyrywać, ale na nic
- Rendall! - zacząłem wołać na całe moje gardło, a w norce zobaczyłem tego królika, nie był za bardzo zadowolony. Pisnąłem z przerażenia!
<Rendall? Rabbit FBI XD>
Od Rendall'a CD Karo
Położyłem uszy po sobie nic nie odpowiadając. Szczerze mówią w tej
chwili najchętniej wrócił bym do jaskini i zaszył się w jednym z jej
ciemnych zakamarków. Głupio mi jednak tak nagle zostawić Karo więc tego
nie powiem.
- Co powiesz na to aby przejść się nad wodopój? - zapytałem po chwili
- Może być ale... to trochę daleko stąd. - stwierdziła wadera
- A śpieszy ci się gdzieś? - zapytałem z lekkim uśmiechem
- Nie - odpowiedziała wadera też się uśmiechając ale gdzieś w jej oczach widziałem niepewność.
Ruszyliśmy powoli. Rana bolała i nie zapowiadało się na to aby miała szybko przestać. Oberwałem prosto w kark. Kątem oka spojrzałem na waderę. Zastanawiałem się jak głęboka może być ta rana i czy wygląda aż tak, źle. Dodatkowo pomimo faktu zabandażowania jej przez Karo wciąż czułem w pysku metaliczny posmak krwi. Czyżby było gorzej niż myślałem? Byliśmy już mniej więcej w połowie drogi gdy byłem zmuszony się zatrzymać. Wbiłem wzrok w ziemię widząc jak obraz powoli zaczyna mi się rozmazywać. Łapy lekko mi zadrżały. Przez chwilę odniosłem wrażenie jakbym tracił kontrolę nad własnym ciałem.
- Rendall, wszystko w porządku? - zapytała Karo
Podniosłem wzrok wbijając nieprzytomne spojrzenie w samicę.
- Tak - powiedziałem cicho i bez jakichkolwiek emocji.
Chwila ciszy.
- Rendall krew. - powiedziała wadera
Przypatrywałem jej się chwilę bez zrozumienia. Jakby moje procesy myślowe całkowicie zwolniły. Po chwili jednak przekręciłem lekko głowę i spojrzałem na ziemię. Z mojego pyska powoli spływały kolejne krople krwi barwiąc trawę na czerwono.
- Jestem zmęczony - mruknąłem kładąc się na ziemi.
Oczy same mi się zamknęły. Nie wiem co się stało.
<Karo? Brak weny ;-;>
- Co powiesz na to aby przejść się nad wodopój? - zapytałem po chwili
- Może być ale... to trochę daleko stąd. - stwierdziła wadera
- A śpieszy ci się gdzieś? - zapytałem z lekkim uśmiechem
- Nie - odpowiedziała wadera też się uśmiechając ale gdzieś w jej oczach widziałem niepewność.
Ruszyliśmy powoli. Rana bolała i nie zapowiadało się na to aby miała szybko przestać. Oberwałem prosto w kark. Kątem oka spojrzałem na waderę. Zastanawiałem się jak głęboka może być ta rana i czy wygląda aż tak, źle. Dodatkowo pomimo faktu zabandażowania jej przez Karo wciąż czułem w pysku metaliczny posmak krwi. Czyżby było gorzej niż myślałem? Byliśmy już mniej więcej w połowie drogi gdy byłem zmuszony się zatrzymać. Wbiłem wzrok w ziemię widząc jak obraz powoli zaczyna mi się rozmazywać. Łapy lekko mi zadrżały. Przez chwilę odniosłem wrażenie jakbym tracił kontrolę nad własnym ciałem.
- Rendall, wszystko w porządku? - zapytała Karo
Podniosłem wzrok wbijając nieprzytomne spojrzenie w samicę.
- Tak - powiedziałem cicho i bez jakichkolwiek emocji.
Chwila ciszy.
- Rendall krew. - powiedziała wadera
Przypatrywałem jej się chwilę bez zrozumienia. Jakby moje procesy myślowe całkowicie zwolniły. Po chwili jednak przekręciłem lekko głowę i spojrzałem na ziemię. Z mojego pyska powoli spływały kolejne krople krwi barwiąc trawę na czerwono.
- Jestem zmęczony - mruknąłem kładąc się na ziemi.
Oczy same mi się zamknęły. Nie wiem co się stało.
<Karo? Brak weny ;-;>
poniedziałek, 2 listopada 2015
Od Diablo CD Klio
Stanąłem w półkroku. Odwróciłem się.
-Co powiesz na to żeby jutro się spotkać?
-Z chęcią.-Powiedziała.
-Cieszę się.-Powiedziałem.
Uśmiechnąłem się i truchtem ruszyłem w stronę lasu.
-PEŁNIA.-Powiedział demon.
-Już, już. Ale obiecaj że nie tkniesz żadnego wilka.-Powiedziałem.
-Zgoda.-Powiedział demon.
Zmieniłem się. Unicestwił tylko kilka drzew i jeleni. Potem znów się zmieniłem w siebie. Poszedłem odpocząć, rano coś zjadłem i pobiegłem na miejsce spotkania z Klio. Czyli pod jaskinią Alf. Dręczyła mnie tylko jedna myśl. Chciałem jej opowiedzieć coś o sobie, ale bałem się że wtedy nie będzie chciała nawet na mnie spojrzeć. Nagle ją zauważyłem.
-Cześć.-Krzyknąłem.
-Witaj.-Powiedziała uśmiechając się.
-Co masz ochotę dziś porobić? Może pływanie?-Odpowiedziałem odwzajemniając uśmiech.
< Klio? >
-Co powiesz na to żeby jutro się spotkać?
-Z chęcią.-Powiedziała.
-Cieszę się.-Powiedziałem.
Uśmiechnąłem się i truchtem ruszyłem w stronę lasu.
-PEŁNIA.-Powiedział demon.
-Już, już. Ale obiecaj że nie tkniesz żadnego wilka.-Powiedziałem.
-Zgoda.-Powiedział demon.
Zmieniłem się. Unicestwił tylko kilka drzew i jeleni. Potem znów się zmieniłem w siebie. Poszedłem odpocząć, rano coś zjadłem i pobiegłem na miejsce spotkania z Klio. Czyli pod jaskinią Alf. Dręczyła mnie tylko jedna myśl. Chciałem jej opowiedzieć coś o sobie, ale bałem się że wtedy nie będzie chciała nawet na mnie spojrzeć. Nagle ją zauważyłem.
-Cześć.-Krzyknąłem.
-Witaj.-Powiedziała uśmiechając się.
-Co masz ochotę dziś porobić? Może pływanie?-Odpowiedziałem odwzajemniając uśmiech.
< Klio? >
Od Rendall'a CD Diosa
Popatrzyłem chwilę na szczeniaka zaspanym wzrokiem. Ledwo co się
obudziłem więc słowa wilczka dotarły do mnie dopiero po krótkiej chwili.
Uśmiechnąłem się lekko i otuliłem szczeniaka.Czułem jeszcze chwilę
wiercącego się Diosa jednak już po chwili leżał bez ruchu.Ostatni raz
rzuciłem okiem na malca i ponownie zasnąłem. Nie pamiętam co dokładnie
mi się śniło jednak gdy się obudziłem zacząłem na oślep szukać łapą
ciała malca. Gdy go nie znalazłem otworzyłem oczy i rozejrzałem się
dookoła. W dalszym ciągu nigdzie nie widziałem szczeniaka. Przetarłem
oczy i wyszedłem z jaskini.
- Dios! - zawołałem
- Tutaj jestem! - odpowiedział malec wybiegając zza krzaków.
- A myślałem, że to ja tu jestem rannym ptaszkiem. - zaśmiałem się
Szczeniak usiadł przede mną i zadzierając głowę do góry z pełną powagą powiedział:
- Głodny jestem.
No tak, śniadanie. Najważniejszy posiłek dnia! Jak to ktoś kiedyś powiedział.
- Okej. Jakieś specjalne życzenia? - zapytałem z uśmiechem
< Dios? >
- Dios! - zawołałem
- Tutaj jestem! - odpowiedział malec wybiegając zza krzaków.
- A myślałem, że to ja tu jestem rannym ptaszkiem. - zaśmiałem się
Szczeniak usiadł przede mną i zadzierając głowę do góry z pełną powagą powiedział:
- Głodny jestem.
No tak, śniadanie. Najważniejszy posiłek dnia! Jak to ktoś kiedyś powiedział.
- Okej. Jakieś specjalne życzenia? - zapytałem z uśmiechem
< Dios? >
Od Aurory CD Klio
Przyznam, że trochę się bałam. Nie miałam pojęcia jak to wszystko może
się skończyć. Niepewnie patrzyłam na Klio dyskutującą z tymi wilkami.
Musiała mieć w sobie sporo odwagi, ja wolałam się nie odzywać. Miałam
tylko nadzieję, że nic jej nie zrobią. Uśmiechnęłam się do Klio i z ulgą
odetchnęłam gdy Nevton i Amfora odeszli. Zostałyśmy same z pilnującym
nas basiorem, który po jakimś czasie zasnął.
- Hej Klio... - zaczęłam - wszystko będzie dobrze prawda?
Samica spojrzała na mnie jakby trochę zaskoczona. Po chwili jednak uśmiechnęła się i odparła:
- Oczywiście, że tak. Mój tata na pewno nam pomoże.
Uśmiechnęłam się i przytaknęłam. Skierowałam swój wzrok na śpiącego samca. W sumie może lepiej jeśli ja też się prześpię. Położyłam łeb na łapach i zamknęłam oczy. Dość szybko odpłynęłam. Gdy otworzyłam oczy zauważyłam odwróconą w stronę ściany sylwetkę Klio. Wygląda na to, że też śpi. Wydaje mi się, że minęło kilak godzin ale nie mam pewności. Rozejrzałam się i jęknęłam wystraszona gdy tuż przede mną zobaczyłam czarnego basiora. Jakoś dziwnie się we mnie wpatrywał.
- Niedobrze... - odezwał się po chwili
Zgłupiałam. Chodzi o mnie? Co ma na myśli mówiąc niedobrze? Spojrzałam na siebie. Jestem trochę ubrudzona od ziemi ale czy wyglądam aż tak źle?
- Umm... możesz wyjaśnić? - zapytałam niepewnie
Samiec spojrzał na mnie jakby zdziwiony tym, że mimo iż się poruszam wcale nie śpię.
- Nieistotne. - odpowiedział
Wydęłam policzki w geście niezadowolenia i spojrzałam na Klio. Ta niestety spała. Westchnęłam zrezygnowana.
- Jak masz na imię? - zapytał nagle wilk
- Ja? - zdziwiłam się
- Tak, ty.
- Jestem Aurora a ty to...?
- Vane. Koleżanka? - skierował wzrok na białą waderę.
Skinęłam przytakująco głową.
- Ma na imię Klio.
- Naprawdę niedobrze - powiedział samiec zamyślając się na chwilę. - Póki chodziło o tego brązowego wilka nie miałem nic przeciwko ale serce mi się kraje gdy muszę patrzeć na cierpienie tak pięknych wader.
Zarumieniłam się lekko i odwróciłam wzrok gdzieś w bok. Wyglądało jednak na to, że basior zupełnie się tym nie przejął. Czy on mówił do siebie?
- Okej, postanowione. - powiedział po czym podszedł do mojej klatki.
Uchylił drzwi i z lekkim uśmiechem powiedział:
- Zabieraj koleżankę i znikajcie stąd.
Wytrzeszczyłam oczy.
- A ty? - zapytałam niepewnie - Nie będziesz miał kłopotów?
- Nevton mnie nie docenia. Uważa mnie za swojego kolejnego poddanego. Nie bardzo wierzy też w możliwości kogokolwiek poza sobą więc trochę pokrzyczy i przestanie.
Skinęłam niepewnie głową. Nie bardzo wiedziałam jak mam zareagować na ten nagły wylew szczerości ze strony Vane jednak postanowiłam o nic więcej nie pytać. Szybko dopadłam do klatki w której zamknięta była Klio i otworzyłam ją.
- Klio! - zawołałam budząc samicę. - Chodź szybko, uciekamy stąd.
- Jak to? - zapytała wadera spoglądając na stojącego nieopodal basiora.
- Później Ci powiem a teraz już stąd chodźmy.
< Klio? >
- Hej Klio... - zaczęłam - wszystko będzie dobrze prawda?
Samica spojrzała na mnie jakby trochę zaskoczona. Po chwili jednak uśmiechnęła się i odparła:
- Oczywiście, że tak. Mój tata na pewno nam pomoże.
Uśmiechnęłam się i przytaknęłam. Skierowałam swój wzrok na śpiącego samca. W sumie może lepiej jeśli ja też się prześpię. Położyłam łeb na łapach i zamknęłam oczy. Dość szybko odpłynęłam. Gdy otworzyłam oczy zauważyłam odwróconą w stronę ściany sylwetkę Klio. Wygląda na to, że też śpi. Wydaje mi się, że minęło kilak godzin ale nie mam pewności. Rozejrzałam się i jęknęłam wystraszona gdy tuż przede mną zobaczyłam czarnego basiora. Jakoś dziwnie się we mnie wpatrywał.
- Niedobrze... - odezwał się po chwili
Zgłupiałam. Chodzi o mnie? Co ma na myśli mówiąc niedobrze? Spojrzałam na siebie. Jestem trochę ubrudzona od ziemi ale czy wyglądam aż tak źle?
- Umm... możesz wyjaśnić? - zapytałam niepewnie
Samiec spojrzał na mnie jakby zdziwiony tym, że mimo iż się poruszam wcale nie śpię.
- Nieistotne. - odpowiedział
Wydęłam policzki w geście niezadowolenia i spojrzałam na Klio. Ta niestety spała. Westchnęłam zrezygnowana.
- Jak masz na imię? - zapytał nagle wilk
- Ja? - zdziwiłam się
- Tak, ty.
- Jestem Aurora a ty to...?
- Vane. Koleżanka? - skierował wzrok na białą waderę.
Skinęłam przytakująco głową.
- Ma na imię Klio.
- Naprawdę niedobrze - powiedział samiec zamyślając się na chwilę. - Póki chodziło o tego brązowego wilka nie miałem nic przeciwko ale serce mi się kraje gdy muszę patrzeć na cierpienie tak pięknych wader.
Zarumieniłam się lekko i odwróciłam wzrok gdzieś w bok. Wyglądało jednak na to, że basior zupełnie się tym nie przejął. Czy on mówił do siebie?
- Okej, postanowione. - powiedział po czym podszedł do mojej klatki.
Uchylił drzwi i z lekkim uśmiechem powiedział:
- Zabieraj koleżankę i znikajcie stąd.
Wytrzeszczyłam oczy.
- A ty? - zapytałam niepewnie - Nie będziesz miał kłopotów?
- Nevton mnie nie docenia. Uważa mnie za swojego kolejnego poddanego. Nie bardzo wierzy też w możliwości kogokolwiek poza sobą więc trochę pokrzyczy i przestanie.
Skinęłam niepewnie głową. Nie bardzo wiedziałam jak mam zareagować na ten nagły wylew szczerości ze strony Vane jednak postanowiłam o nic więcej nie pytać. Szybko dopadłam do klatki w której zamknięta była Klio i otworzyłam ją.
- Klio! - zawołałam budząc samicę. - Chodź szybko, uciekamy stąd.
- Jak to? - zapytała wadera spoglądając na stojącego nieopodal basiora.
- Później Ci powiem a teraz już stąd chodźmy.
< Klio? >
Subskrybuj:
Posty (Atom)