Myślałem, że się przesłyszałem. Jednak nie. Podniosłem powoli głowę i popatrzyłem na siostry. Wstawały i powoli wchodziły w las. Zrobiłem to samo. Skradałem się za nimi. "Co one kombinują?"przeleciało mi przez głowę. Szłem za nimi długo. Gdy zaczynało świtać Elzi i Invita weszły w wielkie wejście, po czym usłyszałem głośny plusk. Pobiegłem za nimi i stanęłem jak wryty. Zdążyłem zatrzymać się w samą porę żeby nie wpaść do głębokiej wody. Jej tafla lekko wibrowała, jakby ktoś tędy płynął całkiem niedawno. Popatrzyłem przed siebie. Dziewczyny już były w połowie.Wskoczyłem do wody. Gdy przepłynąłem przez wodę, moje siostry wchodziły do jednego z rozwidleń. Najpierw weszła Elzi, a za nią Ivi. Popędziłem ile sił w łapach za nimi i w ostatniej chwili wpadłem w portal.
Uderzyłem w twardą pdłogę. Rozglądnęłem się uważnie. Nigdzie śladu po dziewczynach. Wstałem i przed sobą ujrzałem lśniącą bielą posadzkę, w której odbijały się tysiące świec, połyskujących, zawieszonych pod sufitem. Przyjrzałem się sobie. Byłem poobijany. Jednak moja fryzura była w idealnym nieładzie. Podniosłem głowę i moje spojrzenie przykół wielki tron, na którym siedziała piękna wilczyca. Jaj białe futro, błyskoczące w mdłym i słabym świetle, wturowało jasnoniebieskim oczom wpatrującym się we mnie. Uśmiechała się od ucha do ucha. Ogarnął mnie dziwny niepokój.
-Kim jesteś?-spytała łagodnym tonem. Jej cichy, wyraźny i spokojny głos, echo powtórzyło jeszcze kilkukrotnie,
-J-Ja?-nie byłem pewny czy mam mówić prawdę, czy raczej skłamać. Nagle za moimi plecami otworzyły się wielkie ,zdobione klejnotami koronnymi, ozdobne drzwi, tak wielkie, że tzreba błyło zadzierać glowę do góry żeby zobaczyć stojącego na ich czóbku pawia wykutego z kamienia, pomalowanego na tysiące kolorów. Przez próg wkroczyła grupka wilków.
-Pani!-Przed szereg wyszedł ten najwyższy i o najsilniejszej budowie. Miał na sobie czarno- biały strój (bez spodni{w końcu wilki nie noszą spodni[przynajmniej wg. mnie]}). Patrzył się na tron skamieniałą, poranioną w licznych miejscach twarzą.
-Słucham.- rozległ się znajomy mi już cienki głos.
-Znowu ta przebżydła Cheshire (czyt. Czeszair) ośmiesza nas na oczach całego miasta.
-Przyszedłeś się mi pożalić Mamiliusie? Czy przynosisz może wieści ważniejsze niż twoje żale- spytała ironicznie wilczyca. Jej głos się zmienił. Mówiła głośno i złowieszczo, nieprzyjemnym chrapliwym głosem.
-Nie Pani! Przynosimy ci ją samą.-powiedział po czym skinął głową na kompanów.
-Och! To nie samowite!- powiedziała "Pani", której głos znów zmienił barwę na początkową. Obok mnie stanęła wysoka wilczyca, przynajmniej dla mnie, bo w porównaniu do Mamiliusa była niższa, chociarz niewiele. Wadera popatrzyła się na mnie zielonymi oczami, przez które przebiegł połysk. Uśmiechnęła się do mnie pełną paszczą, zaciskając zęby. Po czym w mojej głowie rozległ się śmiech. Przeszły mnie dreszcze. Zlęknięty uświadomiłem sobie, że ja ten śmiech już słyszałem i widziałem tą waderę, tylko gdzie?
-Mały! Niedaj się jej opętać. Kłam do niej jak z nut. Ta przebrzydła baba nie może wiedzieć kim jesteś. Od lat planuje podbój waszego... naszego... twojego... no... tamtego świata, ale tkwi w miejscu. Hehehe. Nic o sobie! Żadnej prawdy!-głos który usłyszałem w mojej głowie brzmiał ... Mama opowiadała mi o wilku o takim głosiku. Tylko że tamten to był basior, a to wadera. Czarna jak słoła z czterena, dość dziwnymi, białymi łatami na lewym oku, w kształcie rombów.
- A więc?- przywołał mnie nagle głos księżnej.-Malusi powiesz mi kim jesteś?
-J-ja jestem...- urwałem próbując coś szybko wymyślić
- Alian- podpowiedziała mi Cheshire, mówiąc oczywiście w mojej głowie.
-Alian- powtórzyłem- Nazywam się Alian.
-A ile masz lat chłopcze?- pytanie zagadkowe. Mam może trochę więcej niż rok.
-Dwa lata. Może trochę więcej- skłamałem.
-Och! Miło mi cię poznać. Jak mam się do ciebie zwracać, kochany?
- Pełym imieniem! Powiedz: Pełnym imieniem.- krzyczała czarna wadera z kocimi oczętami.
-Pełnym imieniem- powiedziałem słowo w słowo.
- A więc... Alian... Alianie... Czy twoje imię odmienia się ,czy nie?
-Tak. Odmienia się.- powiedziałem nie zabardzo wiedząc o co biega.
-Spoko mały! Wyluzuj! Spływka! Nie ma co się stresować.- powiedziała łagodnie wilczyca z dziwnymi łatami na lewym oku.
-Ale ja jeszcze nigdy nie kłamałem- przeleciało mi przez głowę.
-No to jek na pierwszy raz nieźle ci idzie- odezwała się moja nowa przyjaciółka. Byłem nieco zszokowany, że usłyszała moje myśli.
-Jak się nazywasz?-spytałem się jej w myślach.
-Ja? Hehehe. Cheshire.-odpowiedziała.
-Ja jestem Mal.
-Miło mi. Tu gdzie jesteś... to miasto... to miasto zagubionych. Mnie tu nazywają różnie, ale przede wszystkim można do mnie mówić kotka z Cheshire.
-Kotka?-byłem zdziwiony.
-A no tak. Nie do końca jestem wilkiem, nie do końca kotem. Mam coś i z tego, i z tego...
-Do lochu z nią- przerwała rozmowę władczyni.
-Później się zobaczymy. Mówić możemy przez cały czas choćbym była nawet ze sto kilometrów dalej, więc pomogę ci kłamać.- powiedziała jeszcze w mojej głowie zanim zniknęła mi z oczu.
-No to zostaliśmy sami. Chodź ze mną!- powiedziała. Ruszyłem potulnie za wilczycą. Szliśmy po złotych schodach ciągnących się w zawiłym szyku do góry. Na ścianach wisiało pełno przeróżnie zdobionych obrazów. Przedstawiały one cały ród królewski, od wielkich potężnych basiorów, po drobnej budowy wadery. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się i przed sobą ujrzałem piękną salę.Przez jej środek ciągnął się wielki stół z czarnego drewna, przykryty pięknym białym obrósem z naszywkami w korony. Zastawiony był rozmaitymi potrawami.
-Usiądź i poczój się jak w domu.-powiedziała uprzejmie królowa. Przycupnęłem sobie gdzieś w połowie ogromnej zastawy. Przyjrzałem się porządniej piękniemu i obszernemu pokojowi. Ściany miał niebieskie ściany malowane w zilone liście paproci. Poobwieszane były portretami wielu dynastii władających miastem. W centrum, tuż nad królową siedzącą na tronie, na końcu stołu, wisiał dumny basior. Odróżniał się od wszystkich obrazów kolorem futra. Biały widniał na każdym arcydziele w tym zamku. Jednak wilk ukazany na malowidle był brązowy. Jego przepełnione pawią dumą ,ciemnozielone oczy wydawały się obserwować każdy ruch i każdego na sali. Pod nim widniała tabliczka, tak mała że nie miałem szans się roszczytać z tak daleka. Od białej podłogi bił blask rzucany przez kryształowe żyrandole powieszone pod sufitem.
-Powiedz jak wygląda ten wasz świat?-wyrwał mnie z zadumy ciepły głos. Lekko przerażony pomyślałem:
-Pomyśl! Pyta się o mój świat. Co mam jej powiedzieć?- panikowałem w głowie.
-Heh! To proste!- odezwała się moja przyjaciółka.-Jest tam obrzydliwie! Hehehehe! No! Dawaj!
-No...yyy... no mój świat to... takie okropne miejsce. Rzadnych... drzew... ani... ani kwiatów.
-Och! Jąkasz się strasznie! Pewno jesteś zmęczony! Zjedz coś i szybko do łóżka!
-Aaa...-chciałem się spytać o coś, ale nie miałem odwagi.
-No maleńki?
-Czy ja mógłbym dostać pokój niedaleko lochów?
-Ooo. A to dlaczego- spytała podejrzliwie. Wtedy mnie olśniło:
-Bo to tak strasznie przypomina mi dom. Zimno, mokro i wilgotno. Jak w domu u mamy.- powiedziałem udając rozpromienionego. Tak naprawdę chciałem tylko uwolnić Cheshire i uciec...
<yyyyyy?>