Od Diablo-cz.2
Nadal siedziałem w klatce, a wilczyca co dwa dni wchodziła do mej celi i próbowała mnie skatować. Jednak któregoś dnia zniknęła. Podejrzewam że pewnie dołączył do jakiejś watahy i postanowiła mnie zostawić na pastwę losu. Jednak...postanowiłem się wydostać. Byłem osłabiony. Nagle usłyszałem czyiś głos. W wejściu do jaskini stanęła czarno-biała wilczyca z raną na pysku.
-Nic ci nie jest?-Spytała.
Nic nie odpowiedziałem.
-Jestem Karo, z Watahy Złotych Myśli. A ty to...?-Kontynuowała.
-Jesteś z Watahy Złotych Myśli?!-Wydarłem się niemal na całe gardło.
Wadera przytaknęła.
-Jestem Diablo, i...też jestem z WZM.-Powiedziałem na jednym tchu.
Wadera szybkim ruchem wyważyła bramę klatki, a ja wybiegłem jak oparzony.
-Dz...dziękuję.-Powiedziałem.-Czy...mogłabyś mi pomóc coś upolować?-Spytałem.
-Mogę pomóc Ci znaleźć zdobycz, ale nie mogę jej zabić.-Powiedziała.
-A...a...ale czemu?
-Jestem wegetarianką i żyję w zgodzie ze środowiskiem naturalnym.-Powiedziałam.
-A...mogłabyś mi pomóc w takim razie znaleźć trochę jagód?
Wadera się zdziwiła.
-No...z chęcią.-Powiedziała.
Po chwili znaleźliśmy kilka krzaków. Słowo daję że oskubałem cztery krzaki, a ona zaledwie dwa...Potem musiałem gdzieś pójść.
-Karo...muszę iść. -Powiedziałem smutno.
-Nie martw się, Diabełku. Skoro należymy do tej samej watahy to jeszcze się spotkamy.-Powiedziała.
Polubiłem ją. Zmieniając temat...Pobiegłem na wschód. Nagle się potknąłem i ni stąd ni z owąd...znalazłem się w ogromnym labiryncie. Czekało na mnie spore wyzwanie...
Nadal siedziałem w klatce, a wilczyca co dwa dni wchodziła do mej celi i próbowała mnie skatować. Jednak któregoś dnia zniknęła. Podejrzewam że pewnie dołączył do jakiejś watahy i postanowiła mnie zostawić na pastwę losu. Jednak...postanowiłem się wydostać. Byłem osłabiony. Nagle usłyszałem czyiś głos. W wejściu do jaskini stanęła czarno-biała wilczyca z raną na pysku.
-Nic ci nie jest?-Spytała.
Nic nie odpowiedziałem.
-Jestem Karo, z Watahy Złotych Myśli. A ty to...?-Kontynuowała.
-Jesteś z Watahy Złotych Myśli?!-Wydarłem się niemal na całe gardło.
Wadera przytaknęła.
-Jestem Diablo, i...też jestem z WZM.-Powiedziałem na jednym tchu.
Wadera szybkim ruchem wyważyła bramę klatki, a ja wybiegłem jak oparzony.
-Dz...dziękuję.-Powiedziałem.-Czy...mogłabyś mi pomóc coś upolować?-Spytałem.
-Mogę pomóc Ci znaleźć zdobycz, ale nie mogę jej zabić.-Powiedziała.
-A...a...ale czemu?
-Jestem wegetarianką i żyję w zgodzie ze środowiskiem naturalnym.-Powiedziałam.
-A...mogłabyś mi pomóc w takim razie znaleźć trochę jagód?
Wadera się zdziwiła.
-No...z chęcią.-Powiedziała.
Po chwili znaleźliśmy kilka krzaków. Słowo daję że oskubałem cztery krzaki, a ona zaledwie dwa...Potem musiałem gdzieś pójść.
-Karo...muszę iść. -Powiedziałem smutno.
-Nie martw się, Diabełku. Skoro należymy do tej samej watahy to jeszcze się spotkamy.-Powiedziała.
Polubiłem ją. Zmieniając temat...Pobiegłem na wschód. Nagle się potknąłem i ni stąd ni z owąd...znalazłem się w ogromnym labiryncie. Czekało na mnie spore wyzwanie...
<CDN.>
<Karo?>
<Karo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz