- To jak, przejdziemy się gdzieś? - zapytałem
Samica energicznie pokiwała głową. Ruszyłem truchtem a Karo zaraz obok mnie. Spojrzałem na rozciągający się obok las. Ostatnimi czasy stawał się coraz to bardziej szary. Drzewa znajdujące się blisko lodowej pustyni zgubiły liście najszybciej. Jesień ma swoje plusy ale i minusy. Jednym z tych minusów była właśnie ta wszechogarniająca szarość i czekanie aż drzewa pokryje śnieg. Niezaprzeczalnym jednak plusem było to, że póki jeszcze liście trzymały się drzew były kolorowe i potrafiły cieszyć oko.
- Słyszałem, że ma dziś padać ale co powiesz na trochę dłuższy spacer? - zapytałem
- Masz na myśli jakieś konkretne miejsce?
- Owszem, myślę o pewnej miłej równinie rozciągającej się kawałek dalej.
- Myślę, że możemy ją zobaczyć. - stwierdziła z uśmieszkiem wadera.
Uśmiechnąłem się i nieco przyspieszyłem kroku. Karo postąpiła tak samo. Wkrótce biegliśmy już przez las z pełną prędkością. Miejsce do jakiego zmierzaliśmy znajdowało się całkiem niedaleko od szczytu paw. Duża, rozciągająca się dalej niż okiem sięgnąć równina pokryta trawą sięgającą mniej więcej do połowy łap. Wziąłem głęboki wdech rozkoszując się niczym nie zakłóconymi podmuchami wiatru. Spojrzałem na Karo, która stała nic nie mówiąc. Trawa tu była jeszcze zielona chodź pewnie już wkrótce pożółknie i zostanie pokryta białym puchem.
- Konie - usłyszałem cichy głos samicy.
Skierowałem wzrok w miejsce na które patrzyła. Faktycznie przez równinę galopowało stado koni. Nie widziałem w tej okolicy zwykłych koni więc również bez słowa wpatrywałem się w galopujące przed siebie rumaki. Być może wędrują w poszukiwaniu nieco bardziej obfitych w jedzenie terenów. Nagle dwa konie zaczęły jakby zwalniać i odłączać się od reszty grupy. Stado biegło dalej a te dwa zupełnie się zatrzymały. Odniosłem wrażenie, że patrzą prosto na nas. Zamarłem na chwilę po czym spojrzałem w stronę Karo. Zdziwiłem się jednak gdy nie było jej obok. Zauważyłem, że truchta prosto w stronę stojących koni. Natychmiast ruszyłem za waderą.
- Karo co ty robisz? - zapytałem patrząc niepewnie na kopytne, które z pewnością nie spuszczały nas z oka.
Pomyślałem, że możemy być na ich terenach. Jeśli tak to chyba wlał bym się nie zbliżać.
- Idę się przywitać. Przecież chyba nie zatrzymali się tu bez powodu prawda? - powiedziała wadera z rozbrajającą dla mnie szczerością.
Tak po prostu? Chce iść i się przywitać? Nie zdążyłem jej jednak powstrzymać ponieważ już staliśmy przed rumakami. Były od nas mniej więcej dwa razy większe. Obniżyłem głowę i położyłem uszy po sobie czekając na to co się wydarzy.
<Karo?>
Samica energicznie pokiwała głową. Ruszyłem truchtem a Karo zaraz obok mnie. Spojrzałem na rozciągający się obok las. Ostatnimi czasy stawał się coraz to bardziej szary. Drzewa znajdujące się blisko lodowej pustyni zgubiły liście najszybciej. Jesień ma swoje plusy ale i minusy. Jednym z tych minusów była właśnie ta wszechogarniająca szarość i czekanie aż drzewa pokryje śnieg. Niezaprzeczalnym jednak plusem było to, że póki jeszcze liście trzymały się drzew były kolorowe i potrafiły cieszyć oko.
- Słyszałem, że ma dziś padać ale co powiesz na trochę dłuższy spacer? - zapytałem
- Masz na myśli jakieś konkretne miejsce?
- Owszem, myślę o pewnej miłej równinie rozciągającej się kawałek dalej.
- Myślę, że możemy ją zobaczyć. - stwierdziła z uśmieszkiem wadera.
Uśmiechnąłem się i nieco przyspieszyłem kroku. Karo postąpiła tak samo. Wkrótce biegliśmy już przez las z pełną prędkością. Miejsce do jakiego zmierzaliśmy znajdowało się całkiem niedaleko od szczytu paw. Duża, rozciągająca się dalej niż okiem sięgnąć równina pokryta trawą sięgającą mniej więcej do połowy łap. Wziąłem głęboki wdech rozkoszując się niczym nie zakłóconymi podmuchami wiatru. Spojrzałem na Karo, która stała nic nie mówiąc. Trawa tu była jeszcze zielona chodź pewnie już wkrótce pożółknie i zostanie pokryta białym puchem.
- Konie - usłyszałem cichy głos samicy.
Skierowałem wzrok w miejsce na które patrzyła. Faktycznie przez równinę galopowało stado koni. Nie widziałem w tej okolicy zwykłych koni więc również bez słowa wpatrywałem się w galopujące przed siebie rumaki. Być może wędrują w poszukiwaniu nieco bardziej obfitych w jedzenie terenów. Nagle dwa konie zaczęły jakby zwalniać i odłączać się od reszty grupy. Stado biegło dalej a te dwa zupełnie się zatrzymały. Odniosłem wrażenie, że patrzą prosto na nas. Zamarłem na chwilę po czym spojrzałem w stronę Karo. Zdziwiłem się jednak gdy nie było jej obok. Zauważyłem, że truchta prosto w stronę stojących koni. Natychmiast ruszyłem za waderą.
- Karo co ty robisz? - zapytałem patrząc niepewnie na kopytne, które z pewnością nie spuszczały nas z oka.
Pomyślałem, że możemy być na ich terenach. Jeśli tak to chyba wlał bym się nie zbliżać.
- Idę się przywitać. Przecież chyba nie zatrzymali się tu bez powodu prawda? - powiedziała wadera z rozbrajającą dla mnie szczerością.
Tak po prostu? Chce iść i się przywitać? Nie zdążyłem jej jednak powstrzymać ponieważ już staliśmy przed rumakami. Były od nas mniej więcej dwa razy większe. Obniżyłem głowę i położyłem uszy po sobie czekając na to co się wydarzy.
<Karo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz